Morze cegieł i nieszczęścia

Paweł Kęska

|

GN 21/2015

publikacja 21.05.2015 00:15

Widziałem zrujnowane w 90 proc. nepalskie miasteczko, gdzie ludzie spod gruzów gołymi rękami wydobywali ciała najbliższych i resztki dobytku. Nie zapomnę smutnych brązowych oczu nepalskiej dziewczynki, tulącej polarowy koc w tygryski jak najcenniejszy skarb.

Zniszczona w 90 proc. miejscowość Bungamati. Mieszkańcy zburzonego domu biorą udział w odgruzowywaniu ruin Zniszczona w 90 proc. miejscowość Bungamati. Mieszkańcy zburzonego domu biorą udział w odgruzowywaniu ruin
Paweł Kęska

Pokład polskiego samolotu wojskowego Herkules. Na czerwonych brezentowych siatkach rozciągniętych wzdłuż kadłuba samolotu siedzą: Maria Łukaszuk, pierwszy radca i żona ambasadora Polski w Indiach, brygadier Marcin Kopczyński z Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, dwóch konsulów RP, troje lekarzy z organizacji Redemptoris Missio, wiceprezes i koordynator projektów z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej oraz koordynator pomocy zagranicznej i rzecznik prasowy Caritas Polska. Do żelaznych szyn przytwierdzone są ogromne palety lotnicze z kartonami i workami oznaczone logotypami: Caritas, PCK, PCPM, Polska Misja Medyczna, PAH, Wojsko Polskie i Agencja Rezerw Materiałowych. 2 godziny lotu dzielą nas od stolicy Nepalu Katmandu. Warkot silników jest tak wielki, że nie da się rozmawiać. Można jednak myśleć… Każdy leci do Nepalu z innym zadaniem. Wszystkich łączy jedno – misja pomocy. Kilka dni wcześniej Nepal nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Całe wioski i miasta zostały doszczętnie zrujnowane. Pod gruzami zginęło ponad 8 tys. osób, blisko 8 mln zostało poszkodowanych. W najlepszym przypadku stracili dach nad głową i najczęściej dorobek całego życia. Dobrze znamy aktualizowane co kilka godzin informacje, ale nie wiemy, co zastaniemy na miejscu.
 

Kto tu rządzi?

16 godzin lotu wojskowymi samolotami transportowymi z Warszawy daje się we znaki. Ból głowy i zmęczenie przezwycięża jednak świadomość, że z każdą minutą jesteśmy bliżej Katmandu. Wysokie temperatury i wysoko położone lotnisko w Nepalu utrudniają wykonanie misji. Nie można wziąć na pokład całego 16-tonowego ładunku z pomocą humanitarną, która będzie później transportowana z New Delhi. W ciągu tygodnia po katastrofie na płycie małego lotniska w Katmandu, przypominającego autobusowy Dworzec Zachodni w Warszawie, lądowało 50 potężnych maszyn transportowych z pomocą. Polskie samoloty wojskowe lądowały w ciągu następnych dni 6 razy. Za każdym razem dowożąc tony koców, namiotów i żywności dla poszkodowanych Nepalczyków.

Zniżamy się do lądowania… W oddali widać nieregularne, ale liczne światła Katmandu. To znaczy, że w mieście jest prąd – oddychamy z ulgą. Widać sunące w oddali samochody, czyli drogi są przejezdne – to kolejny dobry znak.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.