Z pamiętnika Marii

Agata Puścikowska

|

GN 14/2015

publikacja 02.04.2015 00:15

Sztylet z serca wyszedł bardzo boleśnie. Razem z siedmioma złymi duchami. Teraz w sercu jest miejsce dla Niego.

Z pamiętnika Marii canstockphoto

Dzieciństwo? Takie wczesne odrzucenie. Ojciec najpierw pił, pił i pił. A potem szybko wyjechał za granicę i ślad po nim zaginął. Matka musiała ciężko pracować, by wyżywić Marię i jej starszą siostrę. W sumie dziewczynki wychowywała babcia. I chyba tylko babci zależało na Marii. Dobra, prosta kobieta robiła, co mogła, dawała, co mogła. Rodziców zastąpić się nie dało. – Żal mam do taty. Że postawił na wódkę, a nie na rodzinę. Wszystko zaburzył, wszystko zepsuł. Skutki czuję do dziś – mówi Maria. Mimo prawie 30 lat wygląda na mniej. Blada, delikatna cera, włosy jasne, wpadające w rudy. Wygląda trochę jak laleczka z porcelany. Śliczna i subtelna. Łatwo się tłucze.

Brzydki wróbel

Pierwszy wstyd to w szkole podstawowej, pod koniec pierwszej klasy. Wychowawczyni chciała dać „jeszcze jedną szansę”, bo rodzina dysfunkcyjna i dziecko sobie nie poradzi. Zostawiła na drugi rok. Matka się zgodziła. Wielki wstyd w siedmioletnim sercu. Przecież umiała już trochę czytać... A potem wstydów było coraz więcej i więcej. A to z powodu biednych ciuchów, a to z powodu braku przyzwoitego tornistra. Dzieci miały – Maria nigdy. I ta Pierwsza Komunia: wszystkie dziewczynki jak księżniczki, stały dumne i otoczone rodziną. Maria z boku, w prostej sukienczynie. – Zawsze czułam się gorsza, niekochana. Brzydka taka, jak wróbel. Nawet nie jak kaczątko. Jak można wierzyć w siebie, gdy w rodzinie nikt nigdy nie powiedział, że jestem wartościowa? Nikt nie przytulił i nie powiedział, że kocha...

I ten pierwszy bal, na zakończenie podstawówki. Gdy dziewczęta zmieniają się w rozkwitające kwiaty. Maria w kwiat się nie zmieniła. W swoich oczach przynajmniej. Ale gdy tak patrzyła z ukosa na piękne, zdolne i bogate, szalejące po parkiecie koleżanki, postanowiła: też będę taka. Za wszelką cenę. Będę sławna, popularna, będą mnie oklaskiwać.

Gimnazjum i... się zaczęło. Bunt potężny względem świata całego i całkiem bliskiego otoczenia. Czarne buty na niebotycznym obcasie. Spódnica, która więcej odsłaniała, niż przysłaniała. I czerwone włosy. Króciutkie, sterczące. Całość – wygląd nieco rozpaczliwy. – Jak roztrzepana czerwona gęś wyglądałam. Nie było nikogo, kto miałby na mnie pozytywny wpływ, kto mógłby doradzić, pomóc. Czerwona gęś była zupełnie samotna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.