Sejm mógłby liczyć trzech posłów

Jarosław Dudała

Eugeniusz Kłopotek udowodnił, że płacenie diet 457 parlamentarzystom to wyrzucanie forsy w błoto.

Sejm mógłby liczyć trzech posłów

Czytam ci ja, panie, wczorajszy wywiad polityce.pl z Eugeniuszem Kłopotkiem (PSL). Chłop przyznaje w nim wprost, że głosował przeciw dalszym pracom nad obywatelskim projektem ustawy, znoszącej obowiązek szkolny 6-latków, mimo, że… popiera ten postulat. Czemu więc głosował przeciw? - W polityczną hucpę PiS nie będę się wpisywał - bez żenady tłumaczy poseł.

To po co w ogóle są trzy sejmowe czytania? Po co debaty, skoro nie da się przekonać nawet przekonanego? Po co w ogóle Sejm? Wystarczyłoby mieszczące się w jednym pokoju Koalicyjne Biuro Uzgodnień Głosowań, które decydowałoby, co przejdzie, a co nie. Albo stary komputer z banalnym programem z dwiema funkcjami: projekt koalicji - przyjmujemy, projekt opozycji – odrzucamy. W wariancie rozrzutnym można byłoby skomponować Wysoką Izbę z trzech posłów: jeden z PO, jeden z PiS i jeden z PSL. Każdy z nich zostałby - a jakże! - marszałkiem. A z oszczędności na dietach 457 parlamentarzystów można by kupić tyle szwajcarskich zegarków dla ministrów…

Krótko mówiąc, poseł Kłopotek udowodnił, że płacenie diet 457 parlamentarzystom to wyrzucanie forsy w błoto. Kto teraz udowodni, że mamy jeszcze powód, żeby szanować Wybrańców Narodu? Kto udowodni, że w ogóle warto iść na wybory?

No, tu już przesadzam. Właśnie po to warto iść na wybory, żeby pozbyć się z Sejmu takich kłopotów. A przynajmniej - takich Kłopotków.