Iran do bicia

Jacek Dziedzina

Rosja z jednej, Państwo Islamskie z drugiej rozwalają pokój na świecie, a premier Izraela ciągle straszy świat siedzącym cicho Iranem.

Iran do bicia

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To jasne i nie ma powodu, by napięte stosunki między Iranem a Izraelem bagatelizować. Tyle tylko, że Izrael straszy Iranem i jego programem atomowym od lat. Gdyby wierzyć zwłaszcza radykalnym prawicowym rządom izraelskim, jak ten Benjamina Netanjahu, nie ma dziś większego zagrożenia dla światowego pokoju niż Iran ajatollahów. Pal sześć, że zawsze, mimo wszystko, była to wizja dość dmuchana, bo choć poprzedni prezydent Iranu był wyjątkowo antyizraelsko nastawiony, to niekoniecznie miał w tym pełne poparcie realnie rządzących Iranem duchowych przywódców. Ale powtarzanie tej antyirańskiej propagandy w sytuacji szalejącego „zawieszenia broni” w Donbasie i czyszczenia Bliskiego Wschodu z „resztek” chrześcijan brzmi trochę jak mowa francuskich pięknoduchów bolejących nad 7-milionowym wzrostem nakładu „Charlie Hebdo” po zamachu na „wolność słowa”.

Tak, niestety, zachował się Netanjahu w amerykańskim Kongresie. Pomińmy już fakt, że samo zaproszenie go było elementem walki, jaką toczą między sobą republikanie i demokraci: zaprosił go zdominowany przez tych pierwszych Kongres, podczas gdy proceduralnie powinna to zrobić administracja Białego Domu. W efekcie Barack Obama... w ogóle nie spotkał się z premierem Izraela, co samo w sobie jest wydarzeniem. Ale najważniejsze jest to, że Netanjahu starał się przekonać Amerykanów, by nie rozmawiali z Iranem na temat programu atomowego (tzn. nie ma tu miejsca na negocjacje), a z faktu, że Iran walczy z Państwem Islamskim nie wyciągali wniosków, że Teheran jest teraz przyjacielem Stanów Zjednoczonych. To prawda, że przyjacielem USA Iran ajatollahów raczej nie będzie. Stery w Iranie musiałby bowiem przejąć dyktator współpracujący ze Stanami (jak ten, którego obaliła rewolucja islamska), żeby wrócić do dawnej przyjaźni.

Jest jednak nieodpowiedzialnym zachowaniem torpedowanie taktycznego i nieformalnego sojuszu, który ma na celu zdławić realne już dzisiaj zagrożenie dla pokoju. A takim jest szalony pochód fanatyków z Państwa Islamskiego. Zagrożeniem dla świata większym, jak dotąd, niż Iran okazała się też Rosja. O tym premier Netanjahu jakoś nie wspomniał. I w tej sytuacji punkt siedzenia nie jest niestety usprawiedliwieniem takiego punktu widzenia.