Konfederacja 2015

Andrzej Nowak


|

GN 09/2015

publikacja 26.02.2015 00:15

Znajdujemy się dziś w bardzo niebezpiecznej sytuacji, o wiele bardziej niebezpiecznej 
niż 10 lat temu.


Konfederacja 2015

W styczniowym felietonie martwiłem się brakiem wystarczającej reakcji na gigantyczną skalę nieprawidłowości w ostatnich wyborach samorządowych. Zastanawiałem się, czy jest możliwe, żebyśmy jako wspólnota polityczna pogodzili się z sytuacją, w której w wyborach do sejmików 
2 mln 200 tys. głosów uznano za nieważne? Te niepokoje przychodziły mi do głowy oczywiście w związku z dwiema kolejnymi tak ważnymi elekcjami, w których mamy w tym roku powierzyć nasze głosy komisjom wyborczym: prezydencką i parlamentarną. 
Teraz pojawiła się iskierka nadziei. 21 lutego u stóp Jasnej Góry spotkali się przedstawiciele kilkudziesięciu stowarzyszeń i organizacji z całej Polski, m.in. Solidarni 2010, Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza, Klub Ronina. Powołali społeczny Ruch Kontroli Wyborów. Rodzi się wielkie pospolite ruszenie, i zarazem nadzieja na jego sprawne działanie.

Przypomniał mi ten fakt ostatnie słowa, jakie 10 lat temu skierował do nas ojciec święty Jan Paweł II. Zawarte zostały w liście datowanym na 1 kwietnia 2005 roku, a skierowanym na ręce generała zakonu paulinów na Jasnej Górze z okazji zbliżającej się wtedy 350. rocznicy cudownej obrony klasztoru jasnogórskiego w czasie szwedzkiego potopu. Papież pisał do nas: „Widmo całkowitej utraty suwerenności państwa niosło ze sobą groźbę zniewolenia polskiego ducha. Wielu utraciło wówczas nadzieję, porzucając wiarę ojców i poddając się panowaniu wroga, który jako jeden z celów stawiał sobie wykorzenienie katolicyzmu. (...) Jasna Góra zadziwiła cały naród. Ona jedna potrafiła się obronić przed »potopem«, ostatnia wyspa niepodległego bytu i niepodległego ducha. (...) Niech ten fakt mówi również do naszego pokolenia. Niech się stanie wezwaniem do jedności w budowaniu dobra, dla pomyślnej przyszłości Polski i wszystkich Polaków. Niech przywołuje do strzeżenia skarbca ponadczasowych wartości, aby korzystanie z wolności było ku zbudowaniu, a nie ku upadkowi”. 



Dziś widmo „całkowitej utraty suwerenności państwa” jest bardziej realne niż w roku 2005. Wróg puka do bram naszych najbliższych już sąsiadów, a raczej wyważa je brutalnie. Gwałci i zabija. Już nie w przenośni, ale w rzeczywistości. Jednocześnie szepcze nam do ucha, że to on tylko może nas uchronić przed groźbą zniewolenia ducha przez idący od Zachodu nihilizm. Obroni nas przed zgnilizną – za cenę pokłonu przed nagą siłą imperium, która teraz odbiera suwerenność i życie sąsiadom, a potem, jeśli zechce, nam. Prośmy go – może nas oszczędzi… 
Więc już sami się nie uratujemy? Drogowskaz wiecznej wiary ojców, odnowiony przez św. Jana Pawła II, odrzucimy i poprosimy o ratunek pułkownika KGB? Inni wybiorą raczej „naszą panią kanclerz”, możną „opiekunkę z Berlina”, jej się pokłonią, żeby nas przytuliła w chwili zagrożenia... 


Znajdujemy się dziś w bardzo niebezpiecznej sytuacji, o wiele bardziej niebezpiecznej niż jeszcze 10 lat temu. Także dlatego, że nie umieliśmy odpowiedzieć na to wezwanie: „do jedności w budowaniu dobra”. Przeciwnie, zostaliśmy podzieleni jak może nigdy wcześniej. Zostaliśmy podzieleni świadomym działaniem tych, którzy korzystanie z wolności rozumieją jako okazję do uwolnienia się od Polski, od wszelkich zobowiązań moralnych, od jakiejkolwiek innej wspólnoty niż mafijna (bardzo polecam tym, którzy chcieliby zobaczyć w fabularnym skrócie, jak system zbudowany przez takich ludzi działa, film Patryka Vegi „Służby specjalne” – jeden z najbardziej poruszających obrazów naszej rzeczywistości: tej, którą musimy zmienić). Nie umieliśmy dotąd temu zapobiec, powstrzymać tego działania. 
Teraz mamy ostatnią szansę, by ten proces zatrzymać, żeby nie przekroczył on granicy, za którą nie ma już odwrotu, jest tylko ostateczny upadek naszej polskiej wspólnoty. Tę szansę na jej odnowienie, na rozpoczęcie mozolnego marszu w odwrotnym niż w minionych 10 latach kierunku, stanowią właśnie podwójne tegoroczne wybory. To jest także szansa, a nawet obowiązek, wyłonienia pokojową drogą – jeśli to jeszcze możliwe – takiej władzy, która zadanie obrony i odbudowy Polski wykona. Nie sama – z nami.



Jeśli mamy wygrać te wybory, musimy wytrącić z ręki tych, którzy zajmują się dzieleniem Polaków i zniechęcaniem obywateli do wyborów, ich oręż najbardziej niebezpieczny: wyborcze fałszerstwo. Musimy uratować nasze wybory, ich prawdziwość i rzetelność. Musimy walczyć skutecznie o jak najliczniejszy, świadomy udział w tych wyborach naszych, dobrze poinformowanych, niezmanipulowanych przez media współobywateli. Musimy stworzyć taki masowy ruch, który nie tylko dopilnuje wiarygodności wyborczego aktu, ale nie pozwoli go zniszczyć powyborczym oszustwem – jak w czerwcu 1989 roku (kiedy nasi reprezentanci powiedzieli nam 
5 czerwca, że „źle zagłosowaliśmy”, skreślając rządową tzw. listę krajową, i kazali nam głosować jeszcze raz…), ani medialną nagonką – kampanią nienawiści, co stało się codzienną praktyką zwłaszcza po wyborach roku 2005. Na odbierane od lat lekcje dzielenia, skłócenia i kłamstwa musimy odpowiedzieć tą umiejętnością właśnie, której nas uczył i o którą prosił w ostatnim swym słowie św. Jan Paweł II: korzystania z wolności ku zbudowaniu, jedności w budowaniu dobra dla Polski. 



To bardzo trudne zadanie. Jeśli teraz zawiedziemy – będzie jeszcze trudniej. Bo możemy już potem nie wygrać – ze zniechęceniem do wyborów, nie tylko do demokracji, ale do Rzeczypospolitej także, do samego pojęcia i sensu naszej politycznej wspólnoty Polaków. Dlatego teraz musimy wygrać – i tego zwycięstwa dopilnować. Wtedy obronimy się także przed zewnętrznym zagrożeniem, przed pokusą kapitulacji albo ucieczki. Tylko tak obronimy polski dom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.