Ludzie spod krzyża. Maryja

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 08/2015

publikacja 19.02.2015 00:15

Czy wiecie, co to znaczy patrzeć na śmierć własnego syna? Dusza może boleć równie dotkliwie jak ciało. Przecież to Ciało z mojego ciała, Krew z mojej krwi… Umierałam razem z Nim.

Ludzie spod krzyża. Maryja istockphoto, pitts theology library

Zobaczyłam Go na balkonie pałacu Piłata. Pokazał Go tłumom jak rzecz. Prawie Go nie poznałam. Zmasakrowany po ubiczowaniu, w koronie cierniowej, w czerwonym płaszczu. „Oto człowiek”. Ja usłyszałam: „Oto Twój Syn”. Co wyście zrobili mojemu dziecku? Dlaczego Bóg na to pozwala?

Rano wstąpiłam do świątyni. Przypomniałam sobie, jak z Józefem przyniosłam mojego 40-dniowego Syna i zgodnie z prawem „wykupiliśmy” Pierworodnego. „Twoją duszę przeniknie miecz boleści” – te tajemnicze słowa starca Symeona zmąciły moją radość. I jeszcze jeden obraz z dzieciństwa związany ze świątynią. Jezus miał dwanaście lat, przyszliśmy do Jerozolimy na święto Paschy. Zgubiliśmy Go. Koszmar. Przez trzy dni z obolałym sercem szukaliśmy Go z Józefem. A On siedział sobie w najlepsze w świątyni i dyskutował z uczonymi w Piśmie. W uszach mam Jego odpowiedź, kiedy zapytałam, czemu nam zrobił coś takiego: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Gdy patrzyłam na Niego przed pałacem Piłata, wciąż w głowie słyszałam to zdanie: „Muszę być w tym, co jest Ojca”. A co z matką? Czy moje zdanie już się nie liczy? 

Szłam w tłumie, chciałam być blisko Niego. Widziałam, jak upadł na ulicy, jakby ścięty z nóg. Modliłam się, żeby na mnie spojrzał. Żeby wiedział, że jestem blisko, że nie jest sam. Kiedy się podniósł i z trudem ruszył dalej, spojrzał na mnie. „Jezu, mój Synu, Syneczku kochany, moje wszystko…”. Chciałam Mu tyle powiedzieć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Patrzył na mnie trochę tak jak wtedy, gdy miał 12 lat. Jakby mi mówił: „Mamo, wiem, że znów cierpisz przeze Mnie, ale muszę być w tym, co należy do Ojca. Nie gniewaj się. Wiesz, że Cię kocham… Miłość boli, nic na to nie poradzę”. 

Stałam tam na górze. Najtrudniej było wytrzymać przybijanie gwoździ. Każde uderzenie... Wręcz fizyczny ból przeszywał za każdym razem moje ręce i stopy. Jakby to mnie krzyżowano. „Matko, oto syn Twój” – ostatnie słowa, które powiedział do mnie mój Syn. Kochany Jan. Najmłodszy… Myślałam, że pierwszy ucieknie, a on sam pozostał. Gdzie Piotr i reszta tych dzielnych mężczyzn machających mieczami? Kobiety muszą być silne. Zawsze tak jest.

Bardzo chciałam przytulić Go jeszcze raz do serca. Ostatni raz… Kiedy Go zdjęli, wzięłam Go delikatnie w ramiona. Zastygłam w uścisku. Moje ukochane dziecko. Przypomniało mi się Betlejem, gdy pierwszy raz przytuliłam Go do serca. Był taki mały, zziębnięty, bezbronny… Zawinęłam w płótna mój maleńki skarb, położyłam w żłobie, bo kołyski nie było. Teraz znowu zawinę Cię w płótna. Położą Cię w grobie. Cudzym, bo nie masz swojego. Moje maleństwo…Odpocznij, napracowałeś się, Synu, zabiła Cię ta miłość. 

Co ja teraz pocznę z sobą? Czy jest taka miłość, która może pokonać śmierć? Kiedyś spotkała mnie jakaś kobieta z Nain. Opowiadała mi, że Jej jedyny syn umarł. Nieśli go już na cmentarz, szła zbolała w kondukcie. Jezus akurat przechodził przez miasteczko, dostrzegł ją. Powiedział: „Nie płacz”, a potem przywrócił jej syna do życia. Dziękowała mi ze łzami w oczach. Synu mój, a co ze mną? Czy ulitujesz się również nade mną? Mówiłeś mi tyle razy, bym ufała bez względu na wszystko, co się stanie. Czy nadal mam ufać? Liczyć wciąż jeszcze na Boga, gdy śmierć zabrała mi Ciebie? Czy wciąż mam mieć nadzieję, że Cię jeszcze odnajdę, jak wtedy, po trzech dniach, w świątyni?

Przytuliłam Go z całych sił i zdawało mi się, że słyszę: „Nie płacz Mamo, ufaj”. Czułam, że na dnie moich ciemności ktoś zapalił światełko.

Zobacz serwis "Gościa" na Wielki Post

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.