Powrót

Adam Turula

|

Tragedia Górnośląska

publikacja 25.01.2015 00:00

Biskup Jan Wieczorek wspomina powrót ojca z deportacji na Wschód.

Bp Jan Wieczorek w latach 1992–2011 ordynariusz diecezji gliwickiej, 
obecnie biskup senior Bp Jan Wieczorek w latach 1992–2011 ordynariusz diecezji gliwickiej, 
obecnie biskup senior
Roman Koszowski /foto gość

Adam Turula: Ojciec Księdza Biskupa był jednym z wielu Ślązaków deportowanych na początku 1945 r. do ZSRR jako robotnicy przymusowi. Jak ten temat był obecny, jak był przeżywany i przedstawiany w rodzinnym domu?


Bp Jan Wieczorek: No cóż… w owym czasie byłem 10-latkiem. Taki chłopaczek niewiele notuje. Ale były to czasy przykre, wojna jeszcze trwała, ale wiadomo było, że wreszcie się kończy, a tymczasem ojca zabierano… Właściwie skrzyknięto wszystkich mężczyzn, którzy byli jeszcze w domu, wyznaczono miejsce zbiórki, gdzie mieli się stawić, zabierając to, co konieczne. Nie wiadomo było, gdzie się udadzą. Wtedy zabrano ojca i bardzo wielu z całej wioski i rozległych okolic – około 50 mężczyzn. Niektórych starszych potem, przed wyjazdem, zwolniono, i ci jeszcze wrócili do domu. Natomiast ci, którzy zostali zarejestrowani do wywózki, „stracili się” – jak to się mówiło na Śląsku. Nie było ich…Dopiero po jakimś czasie pojawiły się pierwsze znaki, że musieli iść pieszo do Pyskowic, a stamtąd przez Łabędy był już transport na Wschód. Dokładnych danych nie mieliśmy, absolutnie, a jeśli ktoś je miał, to chował głęboko w swoim sercu, bo był taki strach, który ogarniał wszystkich. Reszta – bo niektórzy zginęli na wojnie – pozostała w domu, a i ci teraz byli wyprowadzeni z naszych okolic. 


Jak Ksiądz Biskup zapamiętał powrót swojego ojca?


Jego powrót wyglądał dosyć dziwnie. Pamiętam dokładnie, jak to było. Porą jesienną… już było ciemno. Przyszedł jakiś pan pod dom, pukał i chciał wejść. Mamy nie było, więc baliśmy się. Był to dawny teren przygraniczny – co trzeba brać pod uwagę, bo różne tam wtedy bandy krążyły. Drzwi były dobrze zamknięte i nie wpuściliśmy tego pana. Okazało się potem, że ten pan – wychudzony, bez włosów, niepodobny do nikogo – to właśnie ojciec! Okazało się to dopiero, jak przyszła mama … W pierwszej chwili – płacz przed drzwiami, bo poznała tatę oczywiście, ale gdy go zobaczyła tak wychudzonego – rozpacz wielka się z niej wylała… Myśmy też dopiero w tym momencie przyjęli do wiadomości, że to ojciec. 
Wtedy przypomniała mi się historia biblijna, która przez lata jeszcze bardziej się utrwala, gdy czytam słowa Ewangelii: „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli…”. Tak właśnie widziałem i widzę ojca… Dzieci własne go nie przyjęły, bo go nie poznały. Tak zmienił się od tego czasu, kiedy odchodził od nas z domu. 


Czy i jak ojciec wspominał swój okres wywózki do ZSRR?


Tu trzeba na to pytanie odpowiedzieć szerzej. Jako dzieci nie byliśmy wtajemniczeni. Może to nieładnie brzmi, ale jedynie podsłuchiwaliśmy, jak mama rozmawiała z tatą na te tematy. Wiem tylko tyle, że płakała. Tato też płakał, ale do nas to nie docierało. Gdy potem dorastałem – stawiałem ojcu pytania na ten temat. Zawsze był bardzo oszczędny, a gdy już zaczął tylko mówić, gdzie był – zaczynał płakać, więc nie chciałem w te tematy wchodzić… 
Mogę powiedzieć, że ojciec otworzył się i więcej mi powiedział, dopiero gdy zostałem księdzem. Wtedy żeśmy sobie trochę więcej na te tematy porozmawiali, ale zawsze zastrzegał – nie mów tego na zewnątrz! To była obawa w naszej sytuacji uzasadniona. W latach powojennych bowiem, w 50., a nawet 60., znikali ludzie, jeżeli udowodniono im jakieś niewłaściwe pochodzenie. Dochodziły takie wiadomości, że kto wrócił ze Wschodu, a zaczął opowiadać – następnego dnia go nie było…
Jako ksiądz potem sobie te rzeczy udokumentowałem i mam dzisiaj dowody na to, że tak było. Dopiero lata 90. pozwoliły na pewne wywiady – można było na te tematy mówić. Nie dziwiłem się, że ojciec przeżywszy tamte czasy – nie chciał mówić. Bał się ujawniać to wszystko, co tam przeżywał…
Zapis rozmowy z biskupem Janem Wieczorkiem (urodzony w 1935 r., pochodzi z Bodzanowic k. Olesna), zarejestrowanej w Gliwicach, w roku 2003 na potrzeby realizacji filmu dokumentalnego „Przemilczana tragedia” dla katowickiego Oddziału IPN. Autor Adam Turula, zdjęcia Ryszard Siarkowski.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.