Niepokój o demokrację

Bogumił Łoziński

|

GN 05/2015

publikacja 29.01.2015 00:15

Procesy, jakie zachodzą w polskim życiu politycznym, wskazują, że nasza demokracja ulega deformacji.

Sprawa górników pokazuje arogancję władzy, która pozoruje dialog społeczny, a w praktyce ignoruje głosy partnerów, uginając się jedynie przed groźbą protestów silnych grup zawodowych Sprawa górników pokazuje arogancję władzy, która pozoruje dialog społeczny, a w praktyce ignoruje głosy partnerów, uginając się jedynie przed groźbą protestów silnych grup zawodowych
Beata Zawrzel /REPORTER/east news

Teza, że Polska jest krajem niedemokratycznym, nie jest prawdziwa. Jednak zjawiska, jakie występują w naszym życiu politycznym, budzą poważny niepokój. Analiza pracy parlamentu, rządu i wymiaru sprawiedliwości pokazuje, że standardy demokracji są coraz częściej łamane. Sejm, zamiast kontrolować rząd, stał się jego narzędziem. Rząd nie rozwiązuje problemów, a wymiar sprawiedliwości jest pogrążony w kryzysie.
 

Ustawodawcza maszynka

Nasza konstytucja stwierdza, że Polska jest „demokratycznym państwem prawa”, a ustrój „opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej”. Tymczasem w ostatnich latach ta równowaga została poważnie naruszona.

Władzą ustawodawczą są Sejm i Senat, których celem jest m.in. sprawowanie kontroli nad działalnością rządu. W rzeczywistości Sejm jest maszynką do przegłosowywania ustaw, które zgłasza rząd bądź parlamentarna większość. Zamiast kontrolować Radę Ministrów, parlament stał się elementem władzy wykonawczej, skwapliwie i bezmyślnie przyjmując jej projekty. Niekontrolowana twórczość legislacyjna rządu powoduje, że regulacje uchwalane z wielkim pośpiechem są pełne błędów i sprzeczności. Przykładem może być ustawa dotycząca zmian w górnictwie, którą przyjęto w ciągu kilku dni i zaraz trzeba było nowelizować, bo górnicy wynegocjowali nowe warunki. Pośpiech był tak wielki, że zwołano nawet nadzwyczajne posiedzenie Sejmu.

Zjawisku temu towarzyszy programowe odrzucanie propozycji opozycji. Tak było z projektem PiS dotyczącym zmian w kodeksie wyborczym. PO i PSL opowiedziały się przeciwko nim, a miesiąc później projekt zawierający niemalże dokładnie takie same rozwiązania zgłosił wywodzący się z Platformy prezydent Bronisław Komorowski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.