Bez łaski Bożej jestem nikim

Mariusz Majewski

|

GN 05/2015

publikacja 29.01.2015 00:15

O owocach pielgrzymki Franciszka na Filipiny, Kościele w Azji i sztafecie wielkich papieży z kard. Luisem Antoniem Tagle, kilka godzin po opuszczeniu Filipin przez papieża

Kard. Luis Antonio Tagle ur. w 1957 roku w Manili. Doktor teologii, specjalizujący się w teologii dogmatycznej, którą studiował na Filipinach i w Stanach Zjednoczonych. W wieku 44 lat został biskupem, a 10 lat później metropolitą Manili i następnie kardynałem. W jednej z filipińskich telewizji prowadzi własny program, w którym rozważa słowo Boże. Kard. Luis Antonio Tagle ur. w 1957 roku w Manili. Doktor teologii, specjalizujący się w teologii dogmatycznej, którą studiował na Filipinach i w Stanach Zjednoczonych. W wieku 44 lat został biskupem, a 10 lat później metropolitą Manili i następnie kardynałem. W jednej z filipińskich telewizji prowadzi własny program, w którym rozważa słowo Boże.
Andrew Medichini /AP Photo/east news

Mariusz Majewski: Tłumy ludzi na ulicach. Gigantyczne korki. Miasto oflagowane, oplakatowane i sparaliżowane. Taką stolicę Filipin widziałem przez cztery dni wizyty papieża…

Kard. Antonio Tagle: To był cud sam w sobie. Wielkie doświadczenie wspólnoty i solidarności, które przerosło nasze, biskupów współodpowiedzialnych za papieską pielgrzymkę, najśmielsze oczekiwania. Czułem, jak łaska wylewa się na Filipiny i Filipińczyków, którzy długo modlili się w intencji tego wydarzenia.
 

A jak to odbierał papież?

Ojciec święty również był zdumiony i poruszony ludźmi, w większości prostymi i ubogimi, którzy spotykali się z nim oraz witali go na trasach jego przejazdu. Mówił mi, że tylko Bóg mógł tak poruszyć ich serca i sprawić, że stworzyli tak dużą i radosną wspólnotę. Żaden człowiek nie jest zdolny do gromadzenia takich tłumów.
 

Co jeszcze papież mówił w waszych rozmowach na temat tej pielgrzymki?

Bardzo przeżył wizytę w Tacloban i mocny deszcz oraz wiatr, z którymi tam się spotkał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tajfun nadszedł w momencie, gdy tak bardzo chciał się spotkać z ludźmi, a ludzie z nim. Stwierdził jednak, że ten tajfun, oczywiście znacznie słabszy od straszliwej „Yolandy”, najmocniejszego tajfunu w historii, był właśnie dla niego.
 

Dlaczego?

Powiedział mi, że Pan Bóg pozwolił mu zobaczyć i odczuć namiastkę ogromnego cierpienia, które dotknęło tamten rejon i mieszkających tam ludzi. Stwierdził, że przyjechał na Filipiny z konkretnym przesłaniem, ale sam odebrał tutaj lekcję, jak po chrześcijańsku podchodzić do nieszczęść, które przytrafiają się w życiu. Mówił, że to doświadczenie będzie w nim żyło i ma nadzieję, że pozwoli mu ono jeszcze bardziej rozumieć ludzi i solidaryzować się z nimi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.