Nieśmiertelność sezonowa

Franciszek Kucharczak

|

GN 01/2015

publikacja 30.12.2014 00:15

Sława tak się ma do chwały, jak Herod do Trzech Króli.

Nieśmiertelność sezonowa Rysunek Franciszek Kucharczak /gn

Nie wiadomo, czy trzech króli było trzech, wiadomo za to, że nie byli królami. A kim byli? Za komuny funkcjonowała opinia, że byli jednymi z pierwszych komunistów, bo przyszli ze Wschodu, gwiazda ich prowadziła i pchali się do żłobu. To by się jednak za bardzo nie zgadzało, bo królowie przynieśli dary i poszli, a komuniści odwrotnie: nakradli się i zostali. Tak więc niewiele wiemy o tych ludziach, ale też wiedzieć nie musimy, bo nie o nich chodziło, tylko o Jezusa. To uroczystość Objawienia Pańskiego, a nie królewskiego, mędrcowego czy jakiego tam jeszcze.

Chociaż – to znamienne – kto czci Jezusa, kto Go w różny sposób objawia, ten sam staje się sławny. Kto dziś słyszałby w ogóle o jakichś Mędrcach ze Wschodu, gdyby nie to, że przyszli do Jezusa? Takich jak oni przed Chrystusem i po Chrystusie było mnóstwo – ale spośród nich wszystkich to oni trwale przeszli do historii. To jest ten nieznany światu sposób zdobywania sławy: przez oddanie chwały Jezusowi. Oddanie – czyli przekazanie tej chwały, którą chciałoby się zachować dla siebie. To jest dopiero dar. Tak objawiają Jezusa święci – jedyni ludzie naprawdę sławni. O takiej sławie, jakiej oni zażywają, żywej, pełnej miłości i szczerego podziwu, daremnie marzyli satrapowie i celebryci wszystkich epok. Stawiali sobie kosztowne pomniki i mauzolea, kazali zapisywać swoje wyczyny na kamiennych tablicach, a zdobyli jedynie zacierającą się z każdym dniem beznamiętną pamięć.

Gdy powojennym pokoleniom wtłaczano do głów, że „Lenin wiecznie żywy”, a potwierdzały to jego wszechobecne wizerunki, kto z nas śmiał marzyć, że nadejdzie taki czas, gdy usłyszymy z ust młodych ludzi: „Lenin, Lenin… A tak, to ten z Beatlesów”. A jednak te czasy nadeszły. I choć żałosne truchło wodza rewolucji wciąż jeszcze konserwuje się w Moskwie, to nikt już nie powie, że on żywy.

A skoro o Beatlesach mowa, to i oni się przecenili. Gdy zdobyli sławę na skalę globu, zachłysnęli się nią. „Jesteśmy sławniejsi od Jezusa!” – zakrzyknął John Lennon. Być może miał rację: niewykluczone, że na tamtą chwilę, gdy to mówił, więcej ludzi słyszało o nich niż o Jezusie. Ale to była tamta chwila – sława jednego sezonu. Beatlesi jednak, otoczeni tłumem mdlejących panienek, myśleli, że są bliscy nieśmiertelności. „Nie wiem co pierwsze minie – rock & roll czy chrześcijaństwo” – zastanawiał się Lennon. Teraz już wiesz, John, już wiesz.

Dziś są kolejni idole, tak samo podatni na uwielbienie tłumów, i tak samo nietrwali. A Jezus? „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13,8). W żłobie czy w kościele, na krzyżu czy na obłokach – wciąż ten sam: żyjący i działający. Nic się nie zmieniło – Jezus jest Panem. A wokół Niego nieprzeliczony tłum sławnych ludzi – to zbawieni, a więc święci. Wśród nich „trzej królowie”. I nic to, że my, tu na ziemi, niewiele o nich wiemy. Wszyscy ich znają tam, gdzie jest prawdziwe życie. Tam wszystkich otacza huragan chwały – bo chwała zawsze powraca do tych, co ją oddali Bogu.

Szopki ze stajenkami

Nową świecką tradycją jest ochrona ludzkości przed Bożym Narodzeniem. W związku z tym we Francji wybuchł spór o możliwość stawiania szopek w budynkach użyteczności publicznej. Ponieważ w kraju rządzonym przez socjalistów „tolerancja” wzrasta, to szopki są coraz bardziej „nietolerancyjne”. W tej sprawie wypowiedziały się już francuskie sądy. Jeden – w Melun – pozwolił zostawić szopkę w tamtejszym magistracie. Drugi – w Montpellier – kazał rozebrać żłóbek w merostwie w Béziers. Skąd te rozbieżności? Pewnie stąd, że 71 proc. Francuzów chce szopek w budynkach publicznych, bo „stanowią one bardziej element tradycji kulturowej niż symbol religijny”. Sędziowie w Montpellier zapewne nie czytali statystyk. Bo tak to teraz jest, że sprawiedliwość zależy od poparcia społecznego i od tego, czy sędzia czytał świeże statystyki.

Miałka tolerancja

Ale nie tylko we Francji ratują ludzi przed chrześcijaństwem. W Wielkiej Brytanii coraz więcej instytucji publicznych przyjmuje świąteczną retorykę pozbawioną jakichkolwiek odniesień do chrześcijaństwa. Nawet tradycyjna nazwa „Christmas” coraz powszechniej jest wypierana przez „Winterfest” (Zimowe Święto). Na przykład tamtejsze Ministerstwo Energetyki i Zmian Klimatycznych wydało okólnik dla pracowników z zaleceniem, aby wysyłane z ministerstwa kartki z życzeniami zamiast tradycyjnego „Merry Christmas” zawierały formułę „Seasons Greeting” (Świąteczne Życzenia). Natomiast w jednym z ośrodków publicznej służby zdrowia opracowano wytyczne do organizacji przyjęć dla pracowników. Należy m.in. podawać potrawy o neutralnym smaku, aby nie urazić kulinarnych upodobań mniejszości etnicznych. A my ciągle nie nadążamy i wciąż u nas za dużo smaku i konkretu. Normalnie dzicz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.