Szkodliwość nieszkodzenia

Franciszek Kucharczak

|

GN 47/2014

publikacja 20.11.2014 00:15

Ludziom szkodzi nie to, czego nie chcą, lecz to, czego nie chce dla nich Bóg.

Szkodliwość nieszkodzenia rysunek franciszek kucharczak /gn

Co z tego, że w telewizji publicznej, za publiczne pieniądze, puścili reklamówkę związków partnerskich z dwoma lesbijkami? „I co komu przeszkadza ten spot? W końcu mówi o problemach, takich codziennych sprawach wielu par ludzi. I nie ma w nim nic odpychającego” – napisała czytelniczka gosc.pl. Podobnych głosów pojawia się sporo. Ich wspólną cechą jest przekonanie, że społeczeństwo powinno z życzliwością przyjmować każdą rzecz, która „innym nie szkodzi”. Zakłada się przy tym, że ludziom szkodzi tylko to, czego sobie nie życzą i co jest dla nich przykre.

Wychodząc z takiego założenia, wielu ludzi wybuchło niedawno sterowanym przez feminolewicę oburzeniem, bo żyjąca w konkubinacie katechetka w ciąży straciła uprawnienia do nauczania religii. Pojawiły się liczne głosy, że to dyskryminacja, bo przecież co tam klechów obchodzi, co ona robi prywatnie. Przecież „nikomu nie szkodzi”.

Dokąd prowadzi ten sposób rozumowania, pokazuje historia holenderskiego pastora Klaasa Hendriksego, który kilka lat temu ogłosił, że jest ateistą i… pozostał na stanowisku. Wymogli to jego parafianie. Miły gość, dobrze się słucha jego kazań. I książkę fajną napisał: „Wierzę w Boga, którego nie ma”. Przykładnie odprawia nabożeństwa, a na koniec zawsze wzywa do cieszenia się ziemskim życiem, bo to „jedyny byt, jaki mamy”. Więc o co chodzi? Przecież „nikomu nie szkodzi”.

Owszem, jeśli ziemskie życie to „jedyny byt, jaki mamy”, to nic nikomu nie szkodzi, podobnie jak też i nic nikomu nie pomaga. Ale właśnie na tym polega zasadnicze zło zrównania dobra ze złem, mieszania patologii ze zdrowiem, że oddala od prawdy. Bo prawda jest taka, że żyjemy dla wieczności i to, co tu robimy, ma konsekwencje wieczne właśnie. Jeśli katecheta może swoim życiem zaprzeczać temu, co głosi, to najmocniejszy komunikat, jaki odbierają jego uczniowie, jest taki, że to wszystko tylko puste gadanie i że nawet nie warto próbować realizować tego, co głosi. Bo i po co? On robi co chce, a dalej mu pozwolą uczyć. Pewnie tamci robią to samo – wszyscy siebie warci.

Tak skutkuje lekceważenie faktu, że jesteśmy naczyniami połączonymi. Bo człowiek niczego nie robi do końca prywatnie. Ludzie oddziałują na siebie i każda zła rzecz uznana za dobro prowadzi do społecznej akceptacji. A gdy ta akceptacja stanie się faktem, katastrofa gotowa.

Problem polega na tym, że każde zło, nawet realizowane „pod kołdrą”, skutkuje totalnie. Nigdy nie jest tak, że człowiek ponosi skutki grzechu tylko w tej dziedzinie, w której grzeszy. Ktoś był dobrym mężem i ojcem, a potem nagle „coś w niego wstąpiło” i wszystko zniszczył. A on przecież tylko oglądał pornostrony i nikt o tym nie wiedział. Komu to szkodziło?

Gdy zaś zło zostanie społecznie zaakceptowane, oficjalnie wylezie spod kołdry, dokona „coming outu” i zażąda przywilejów. Ogłosi z dumą, że jest dobrem i objawem zdrowia, i będzie się domagać rachunku za wieki „dyskryminacji”, zmuszającej je do ukrywania się pod kołdrą. Wtedy wielu zostanie zwiedzionych i mogą się zatracić na zawsze. Ale co to szkodzi, prawda?

Unijny prezent

„Mikołaj ma dwóch tatusiów” – to podręcznik dla dzieci poniżej 5 lat. Przygotowali go działacze Ruchu dla Homoseksualnego Wyzwolenia i Integracji jako prezent dla Chile. Ma trafić do 500 tamtejszych przedszkoli. Dobrym wujkiem, finansującym projekt, jest Unia Europejska i Holandia. Patronat nad podręcznikiem objęły m.in. uniwersytet w Santiago de Chile i Naczelna Izba Wychowawców, zaś sprawami organizacyjnymi ma się zająć podlegająca chilijskiemu ministerstwu edukacji Rada ds. Przedszkoli. Książka zachwala homoseksualną „rodzinę”. Zawiera m.in. obrazki, na których dwaj „ojcowie” mile spędzają z „synem” czas. Jest też obrazek, na którym widnieje matka dziecka, a podpis informuje, że mama i „tatusiowie” przyjaźnią się. No właśnie – jakoś trzeba sobie było poradzić z nieuchronnym pytaniem, jakie zadałby maluch: „A gdzie mamusia?”. Bo te dzieci to głupie są. Aha – Chilijczykom prezent niespecjalnie się podoba. Znaczy też są głupi. Wybrali sobie socjalistów, to teraz mają.

Troskliwa

Wanda Nowicka złożyła wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o sprawdzenie, jak w szpitalach stosuje się przepisy dotyczące klauzuli sumienia. Według niej, są one łamane przez „odmawianie wykonania świadczeń opieki zdrowotnej i nie wskazywanie innej placówki i lekarza, gdzie takie świadczenie może być przeprowadzone, choć jest to obowiązkiem nałożonym ustawą”. Inicjatywa „wicemarszałkimi” jest wynikiem jej głębokiej troski o kobiety, o praworządność, o prawa człowieka. Złe języki przypominają, co prawda, że, zgodnie z orzeczeniem sądu, Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjnego, ale czy to sugestia, że jej proaborcyjne inicjatywy mogą nie być bezinteresowne? Jacy podli są ludzie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.