Czysta normalność

Franciszek Kucharczak

|

GN 46/2014

publikacja 13.11.2014 00:15

Kto dba jedynie o higienę ciała, nie jest czysty – jest tylko czyścioszkiem.

Czysta normalność rysunek franciszek kucharczak /gn

Z medialnych komentarzy po niedawnym synodzie odnieść można było wrażenie, że w kwestii etyki seksualnej Kościół przez całe dwa tysiące lat swego istnienia był ślepy, a teraz nagle przejrzał na oczy. No bo skoro teraz ktoś „odkrywa”, że grzeszne związki mogą, jako takie, stanowić pozytywną wartość w Kościele, to znaczy, że przez minione dwadzieścia stuleci Kościół tkwił w błędzie. Bo, najkrócej rzecz ujmując, Kościół uczy, że grzech nigdy, nigdzie i w żadnej sytuacji nie jest wartością ani dobrym rozwiązaniem czegokolwiek. Jest antywartością, dlatego kto grzeszy, ten zawsze robi błąd i zawsze szkodzi sobie i innym. Gdyby było inaczej – gdyby grzech (czyli wybór zła) zawierał w sobie coś pozytywnego – to doprawdy nie wiadomo po co Kościół wynosiłby na ołtarze, na przykład, męczenników czystości.

Akurat 18 listopada przypada 100. rocznica śmierci Karoliny Kózki. W świetle dzisiejszej mentalności ta dziewczyna to frajerka gorsza niż rolnicy w opinii ministra Sawickiego. Ponieść śmierć w obronie dziewictwa? Nie no, ludzie, litości. A po co?

No właśnie – po co? Przecież nawet gdyby się tak strasznie nie broniła, i wskutek tego straciłaby fizyczne dziewictwo, nie ponosiłaby winy. A jednak Kościół uznał, że taki heroizm jest godny postawienia za wzór do naśladowania. I zrobił to ostentacyjnie, w samym środku szalejącej rewolucji seksualnej, gdy „uprawianie seksu” uważa się za cel istnienia i obowiązek dla każdego. To wygląda wręcz na prowokację. No bo skoro Kościół tak bardzo docenia obronę czystości atakowanej, to każdy głupi zrozumie, że tym bardziej obowiązkiem jest zachowanie czystości w zwykłych warunkach.

I bardzo dobrze zrozumie – bo nauka Kościoła się nie zmieniła i nie zmieni: czystość jest ogromną wartością. Należy jej bronić choćby za cenę życia. Z tego zaś wynika, że utrata czystości jest ciężką stratą. Jeśli dziś tak rzadko się to docenia, to nie znaczy, że czystość straciła znaczenie – to znaczy, że tak wielu straciło moralny wzrok i węch. Czym jest ta „oczywistość” i „normalność” seksualnych kontaktów pozbawionych małżeńskiego kontekstu, jaka wyziera z niemal każdego filmu i z większości publikacji? To wcale nie dowód oświecenia publicznego, to raczej świadectwo narastającej mentalności domu publicznego. Jednak z faktu, że przybywa ociemniałych, nie wynika, że coraz słabiej świeci słońce. Świeci wciąż tak samo, żeby się jednak o tym przekonać, trzeba wołać jak ślepiec do Jezusa: „żebym przejrzał!”.

I to się dzieje. Spadają łuski z oczu – w dużej mierze za sprawą takich „frajerów” jak bł. Karolina. Tak owocuje ofiara złożona w imię wierności Bogu, bo zawsze aktualna jest prawda, że „krew męczenników posiewem chrześcijan”. Krew tamtej dziewczyny sprzed stu lat, choć tak z pozoru anachronicznej, już przywraca wielu ludziom, zwłaszcza młodym, pragnienie świętej czystości, która podoba się Bogu. Po ludzku trudno to zrozumieć, bo „piarowo” to Kózkówna jest nie do wylansowania. Ale to nie jest po ludzku. Tu działa Duch Święty.

Publiczna jak dom

No i poszedł w telewizji publicznej, za publiczne pieniądze, spot o życiu dwóch lesbijek, oczywiście ładnych i mądrych, a nawet pobożnych, jednak, ach, ach, nieuznawanych przez prawo jako – de facto – małżeństwo. Bo emisja tego filmu jest akcją homolobby, podjętą w celu wymuszenia ustawy o związkach partnerskich. Spot emitowano wbrew prawu, w ramach „kampanii społecznej”, czyli na zasadzie wychowania ciemnego społeczeństwa przez mądrych wychowawców. W tym wypadku wychowuje nas Kampania Przeciw Homofobii, czyli grupka ludzi pokroju posła Biedronia, który swego czasu pochwalił się publicznie: „W moim przypadku boląca pupa to znaczy, że było dobrze”. W nadawanym w TV spocie chodzi w gruncie rzeczy o to, żebyśmy takich ludzi za to szanowali, i jeszcze za to płacili.

Nergal na święta

Idą święta Bożego Narodzenia, więc handlowcy sięgają po św. Mikołaja, po renifery, choinki, lampki, bombki, po Adama „Nergala” Darskiego i Marię Czubaszek. Te dwie ostatnie „ikony świąt” pojawią się w spotach reklamujących świąteczną ofertę Empiku. Dlaczego akurat takie osoby? „Do współpracy zaprosiliśmy znane osoby związane z kulturą” – wyjaśniła Magdalena Mularuk, dyrektor marketingu Empiku. Natomiast rzecznik prasowy firmy powiedziała serwisowi gosc.pl, że kampania nie ma żadnego kontekstu religijnego i nawiązuje wyłącznie do tradycji obdarowywania się prezentami. No pewnie, przecież to święta prezentów. Zresztą o co chodzi? Święta Bożego Narodzenia mają, jak sama nazwa wskazuje, ścisły związek z narodzinami, a Czubaszek doskonale wie, jak im zapobiegać. Natomiast co do „Nergala” to trudno o lepsze skojarzenie ze świętami! Jest przecież, jak zaświadczył znany ksiądz, szatanem jasełkowym!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.