Krakowscy etnografowie przywrócili do życia niezwykłe świadectwa ludowej religijności sprzed wieków.
Odkryte we Lwowie drzeworyty są pięknym pomnikiem ludowej pobożności sprzed 200 lat. Zdjęcie u góry pokazuje drewnianą matrycę, która po odciśnięciu tworzy grafikę – drzeworyt zdjęcia Henryk Przondziono /Foto Gość
Wygląda na to, że Opa- trzność trzymała te drzeworyty dla nas – śmieje się Beata Skoczeń-Marchewka. Na co dzień jest starszym kustoszem Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli, ale dwa lata temu wraz z Grzegorzem Graffem dokonała odkrycia zgoła niecodziennego. Krakowskim etnografom udało się odnaleźć niezwykłą kolekcję, po której ślad zaginął 70 lat temu. 141 spośród drzeworytów zbieranych w pierwszej połowie XIX wieku przez Józefa Gwalberta Pawlikowskiego, prawnika i ziemianina, miłośnika „starożytności ojczystych”. Zbieg okoliczności, łut szczęścia, ale przede wszystkim dociekliwość badaczy sprawiły, że dziś w Krakowie można znów oglądać unikatowe świadectwo ludowej kultury i ducha ludzi sprzed wieków.
Detektyw na pątniczym szlaku
Pawlikowski pasją kolekcjonerską zaraził się od Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Poznali się, gdy w 1822 roku nadworny sekretarz został wyznaczony przez Stany Galicyjskie do zinwentaryzowania i przewiezienia zbiorów Ossolińskiego z Wiednia do Lwowa.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.