Pytanie do dziadka

Rok Henryka Sławika

publikacja 31.08.2014 00:00

Ze Zbigniewem Kutermakiem, wnukiem Henryka Sławika, rozmawia Piotr Sacha


Zbigniew Kutermak, wnuk Henryka Sławika Zbigniew Kutermak, wnuk Henryka Sławika

Piotr Sacha: W okresie PRL-u postać Pańskiego dziadka była przemilczana. Jak żywa była pamięć o nim w domu rodzinnym?


Zbigniew Kutermak: Zarówno babcia, jak i moja mama starały się sporo o nim opowiadać. Dziś mam żal do siebie o to, że jako młody chłopak mało interesowałem się historią Henryka Sławika. A gdy wreszcie zacząłem głębiej zastanawiać się nad jego losem, wokół nie było już nikogo, kogo mógłbym o niego zapytać. Pozostały strzępy wspomnień z rozmów sprzed lat. 


A rodzinne pamiątki?


Zachował się fragment gabinetu Sławika z domu rodzinnego przy ulicy św. Jana w Katowicach. Tej kamienicy już nie ma. Dziś stoi tam tablica pamiątkowa. Ocalały biurko, szafa gdańska i stolik do brydża. Mama przekazała mi też zegarek swojego taty, który od niego dostała. Niestety, ten piękny zegarek już nie działa.


Co zapamiętał Pan z rozmów z babcią i mamą?


Na przykład pewne zdarzenie, gdy jako mały chłopak źle się zachowałem. Nie pamiętam, co zrobiłem, ale mama bardzo się zdenerwowała. Nakrzyczała na mnie. Później powiedziała mi: „No widzisz, ja na ciebie nakrzyczałam, a gdyby dziadek żył, to w bardzo spokojny sposób wyjaśniłby, co zrobiłeś źle. To byłoby dla ciebie lepsze”. 
Dziadek miał niesamowity pęd do nauki, do wiedzy. To wiem od babci. Pochodził z biednej rodziny. W domu był dziewiątym dzieckiem. Wiele osiągnął dzięki samokształceniu. Babcia mówiła, że dużo rozmawiał z ludźmi. Miał wrodzoną otwartość, tolerancję i zainteresowanie światem. Znany był też z lojalności wobec bliskich znajomych. Wiem od babci, że jako redaktor dyżurny „Gazety Robotniczej” często trafiał do więzienia. Brał odpowiedzialność za treść artykułów. Podobno przesiedział tam łącznie 3 miesiące. 


Jak układał Pan swoją prawdę o Henryku Sławiku?


Wiele dowiedziałem się o nim już z książek. Tę wiedzę konfrontowałem z fragmentami rozmów z mojego dzieciństwa. Reszta to moje logiczne przemyślenia, których nie mogę być do końca pewnym. A trudno je dziś zweryfikować. 


O co chciałby Pan zapytać dziadka?


Dlaczego w 1944 roku nie zmusił żony i córki do ucieczki z Węgier. Dlaczego nie wyjechali razem do Szwajcarii? Mieli przecież szwajcarskie paszporty. Mogę zrozumieć, że on został na miejscu, że czuł się odpowiedzialny. Z drugiej strony niewiele mógł już zrobić, bo sam się ukrywał. Mama i babcia twierdziły, że nie chciały zostawiać go samego. Można powiedzieć, że mu się postawiły. Wiem, że doszło do awantury z tego powodu. Pytanie o tę decyzję nie daje mi spokoju.


Jak mogłaby zabrzmieć odpowiedź?


Trudno mi powiedzieć. Wydaje mi się, że w podobnych warunkach byłbym raczej mniej tolerancyjny od dziadka… To znaczy nie dyskutowałbym z żoną i córką. W efekcie tamtych decyzji babcia trafiła do obozu w Ravensbrück, gdzie prowadzono na niej pseudomedyczne eksperymenty. Cudem przeżyła. Z kolei moja mama poniewierała się po Węgrzech. Miała olbrzymie szczęście, że trafiała na dobrych ludzi. 


Jest Pan członkiem Stowarzyszenia „Henryk Sławik – pamięć i dzieło”. Czy Pańskim zdaniem Polacy dostatecznie znają to dzieło?


Jakiś czas temu myślałem, że to w miarę znana postać. Ale dla Polaków Sławik raczej nie jest wielkim bohaterem. W Polsce nie liczy się tak bardzo praca u podstaw czy dobra organizacja, jak liczą się zrywy. Mój dziadek nie szedł z szablą na czołgi, ale codzienną, organiczną pracą pomagał ludziom przeżyć. Bez względu na czyjąś narodowość, religię czy poglądy polityczne. Jeśli mógł pomóc, pomagał. A na Węgrzech znalazł się, ponieważ walczył o polskość Śląska. Trafił na czarną listę u Niemców, dlatego musiał uciekać z Polski. 
Obecnie najbardziej propagują postać mojego dziadka władze miasta Katowice, w tym szczególnie prezydenci Piotr Uszok, Krystyna Siejna i Michał Luty. A w stowarzyszeniu aktywny udział ma Grzegorz Łubczyk. Aktualnie pojawiają się w mediach moje wypowiedzi na temat dziadka. Nie zawsze tak było. To wyraz mojego sprzeciwu wobec braku reakcji środowiska śląskiego na wypowiedzi nieprzychylne Śląsku i Ślązakom. Myślę tu o takich wypowiedziach jak: „Ślązacy to zakamuflowana opcja niemiecka” czy też „Śląsk to centrum największych patologii w tym kraju”. Mój dziadek ze zgrozą przewracałby się w swym grobie – gdyby go miał – słysząc te kłamstwa i insynuacje.


Czy postawa dziadka była dla Pana inspiracją w życiowych wyborach?


Wiem, że dobrze zabrzmiałoby, gdybym powiedział: tak. Ale nie przypominam sobie takiej sytuacji. Za to na pewno jest we mnie jakiś ładunek jego genów. Podobnie jak on jestem na przykład człowiekiem otwartym i liberalnym w poglądach. 


Czy o Henryku Sławiku możemy dowiedzieć się jeszcze czegoś nowego?


Myślę, że nie ma żadnego kręgu żyjących ludzi, którzy mogliby wnieść jakikolwiek ważny fakt o życiu dziadka. Być może znajdą się jakieś nowe dokumenty. Wiem, że historycy przekopują archiwa. Całkiem niedawno odnalazł się przecież w Stanach Zjednoczonych dokument, dzięki któremu wiemy na pewno, że Henryk Sławik został powieszony w Mauthausen 23 sierpnia 1944 roku o godzinie 16.00. Moja babcia umierała z przekonaniem, że został rozstrzelany. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.