Śmieć

Marcin Jakimowicz

Jestem zwykłym śmieciem, który Bóg podniósł z ziemi i… ucałował.

Śmieć

Wspominałem już kiedyś o sytuacji, gdy przez dwa dni pod rząd miałem opowiedzieć świadectwo i czułem się ostatnią osobą, która powinna to robić. Ostatnim facetem, który może cokolwiek powiedzieć o miłości Bożej. Gdy wówczas w absolutnej bezradności otworzyłem Biblię i zapytałem wprost: „Dlaczego ja? Nie masz na składzie innych?”, aż dwukrotnie przeczytałem wersy, w których padało słowo „wybrany”. „Zbierze swoich wybranych…” i „Nie wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem”. Komunikat był prosty, jak schemat linii warszawskiego metra: „Wybrałem cię do tego, byś mówił”. Koniec, kropka. Jeden robi pizzę, drugi kieruje busem, ty masz gadać. Wybranie to nie rodzaj wyróżnienia, nobilitacji, splendoru, zaproszenia do elitarnego klubu. To zadanie domowe. Rodzaj komunikatu: „Masz to zrobić”.

Ostatnio miałem jeszcze mocniejsze doświadczenie. Gdy tego samego dnia dzieliłem się świadectwem wiary na ewangelizacji w Istebnej (kościół wypełniony po brzegi) i na rynku w Cieszynie (tłum ludzi, którzy przyszli wypić piwo i zjeść niedzielny obiad, a nie słuchać religijnych 45-minutowych wynurzeń jakiegoś faceta), znów miałem poczucie totalnej pustki. Przed oczyma czarna ściana. Prosiłem gorąco, by Duch przejął „panel sterowania” i podpowiedział, co mam mówić. Stanąłem na scenie oślepiony niemiłosiernie prażącym słońcem, przymknąłem oczy i na myśl przyszedł mi obraz, który bardzo mnie poruszył. Nie twierdzę, że był „odgórnym komunikatem”, być może zadziałała moja chora wyobraźnia. Obraz pasował jak ulał. Zobaczyłem, że jestem zwykłym śmieciem, paprochem, drobiazgiem, który Bóg podniósł z ziemi i… ucałował.

To dopiero miłość! Wciąż mam ten obraz przed oczyma. Jeśli wybiera „słabych, głupich i niemocnych” (1 Kor 1, 27), gram w tej właśnie lidze. Nie wybrał mnie dlatego, że mogę gadać godzinami (nazwisko Jaki-mowicz zobowiązuje). Wybrał mnie dlatego, że jestem słabiutki i przez tę słabość On może zamanifestować swą wszechmoc.

„Największa pokora Boga polega na tym – usłyszałem wczoraj na spotkaniu z biskupem Grzegorz Rysiem – że wybrał mnie, abym o Nim opowiadał”. Zdumiałem się, że ludzie zareagowali na te słowa chichotem. Myśleli, że to zwykła kokieteria. Krakowski biskup słaby? Doktor habilitowany nauk humanistycznych specjalizujący się w dziedzinie historii Kościoła, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji - kruchy i bezradny? Nieustannie wracam do pytania, które biskup Ryś postawił, gdy startowało forum ewangelizacyjne w Krakowie: „Nie mamy pytać, czy jesteśmy na tyle mocni, żeby coś zrobić, ale czy jesteśmy na tyle słabi, żeby to zrobić”.