Sen o niezależności

Tomasz Rożek

Miałem sen. Byliśmy niezależni energetycznie od Rosji. A potem się obudziłem i przeczytałem dwie informacje, które mnie zmroziły.

Sen o niezależności

W najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego" piszę o naszej niezależności energetycznej. Głównie skupiłem się na dostawach gazu. Życie dopisało do tego tekstu ponury ciąg dalszy. Scenariusz, w którym zakręcany jest kurek z gazem, nie jest żadną polityczną fikcją. Moskwa nigdy nie ukrywała, że surowce energetyczne to narzędzie do prowadzenia polityki międzynarodowej. Nie mogę pojąć (mimo szczerych chęci), jak to możliwe, że przez tak długi okres kolejne rządy nie były w stanie uniezależnić się energetycznie od Moskwy.

Rosja dostarcza nam około 70 proc. błękitnego paliwa. Gdyby z dnia na dzień (najpewniej zimą, bo wtedy zwykle to robiono) zakręciła kurek? Jeszcze kilka lat temu nasza sytuacja byłaby tragiczna. Dzisiaj, choć nieco lepiej, wciąż nie jest dobrze. Mamy co prawda dwukrotnie więcej gazu w magazynach niż jeszcze kilka lat temu (wystarczyłoby go na 3 miesiące), mamy też kilka nowych połączeń z Niemcami i Czechami. Sytuacja ulegnie dalszej poprawie – pisałem – gdy za kilkanaście miesięcy ruszy w Świnoujściu gazoport. Całkowicie uniezależniłoby nas jednak wydobycie gazu z pokładów łupkowych.

Droga do niezależności jest jednak usłana pułapkami i komplikacjami, które wymagają sporej zręczności. Pierwsze niebezpieczeństwo wynika z traktatów, jakie podpisaliśmy i cały czas podpisujemy w związku z realizacją wspólnej polityki klimatycznej w Unii. Bruksela chce, żeby gaz zastąpił węgiel. Niebezpieczeństwo drugie wynika z zaangażowania rosyjskiego kapitału w budowę gazoportu w Świnoujściu. Włoska firma, która jest kluczowa dla powodzenia inwestycji, jest pośrednio, a może nawet bezpośrednio powiązana z Rosją. W końcu po trzecie polski program wydobywania gazu z łupków jest paraliżowany przez powiązane z Rosją firmy. Być może nawet 30 proc. wszystkich koncesji, jakie Ministerstwo Środowiska rozdawało prywatnym podmiotom, należy bezpośrednio lub pośrednio do Rosjan.

Tak pisałem w zeszłym tygodniu. Dzisiaj napisałbym inaczej. Okazuje się bowiem, że kontrakt na dostarczanie skroplonego gazu, jaki PGNiG zawarł z katarską spółką Qatargas, został przez tę ostatnią sprzedany funduszowi inwestycyjnemu Merrill Lynch. Ten fundusz nie zajmuje się wydobyciem czy handlem gazem. Jest w posiadaniu umowy, którą sprzeda temu, kto zaoferuje wyższą cenę. Kto da więcej za naszą niezależność energetyczną? Za powodzenie gazoportu? Kontrakt był negocjowany w 2009 roku przez Aleksandra Grada, podpisał go Donald Tusk. Kontrakt jest niekorzystny i PGNiG (jeśli wierzyć w oficjalne komunikaty) stara się go renegocjować. Warto to powtórzyć. Chcemy renegocjować kontrakt, który jeszcze nawet nie ruszył. Odpowiedzialni? No błagam. Aleksander Grad nie jest już ministrem, jest wiceprezesem jednej z największych spółek energetycznych w kraju, Tauron Polska Energia. Donald Tusk właśnie przenosi się do Brukseli.

Ale to nie wszystko. Wczoraj podsumowano, że w ciągu ostatnich dwóch lat z Polski wycofało się aż 46 zagranicznych koncernów, poszukujących gazu w naszych skałach łupkowych. Spada także liczba odwiertów poszukiwawczych. Z poszukiwań łupków w Polsce zrezygnowali m.in. tacy giganci jak amerykański ExxonMobil, irlandzki San Leon Energy, amerykański Marathon Oil czy też kanadyjski Talisman Energy. Niektórzy dlatego, że nagle otrzymali bardzo intratne propozycje wiercenia czy wydobywania surowców energetycznych na terenie Rosji. Z kolei polskie firmy są za słabe technologicznie i finansowo, by poszukiwaniom łupków sprostać. Zainteresowani nieoficjalnie mówią, że jednym z powodów wyhamowania tempa poszukiwań gazu łupkowego w Polsce są bariery prawne oraz nadmierna biurokracja.