Pielgrzym, czyli wróg

Piotr Legutko

|

31.07.2014 00:15 GN 31/2014

publikacja 31.07.2014 00:15

Śledztwo w sprawie prześladowania przez SB pątników idących z Warszawy na Jasną Górę trwało 22 lata. Pokazało prawdziwe oblicze systemu.

Podczas pielgrzymki na Jasną Górę w 1978 r. Bogusław Sonik (podobnie jak kilka innych osób) był podtruwany przez tajnych współpracowników SB, którzy dołączali do grup pielgrzymkowych Podczas pielgrzymki na Jasną Górę w 1978 r. Bogusław Sonik (podobnie jak kilka innych osób) był podtruwany przez tajnych współpracowników SB, którzy dołączali do grup pielgrzymkowych
Roman Koszowski /foto gość

Bogusław Sonik stracił przytomność, gdy pielgrzymi zbliżali się już do Częstochowy. Zamiast przed cudownym obrazem, wylądował w szpitalu. Stamtąd przyjaciele szybko go zabrali. Nie wiedzieli, co z nim jest i jakoś nie mieli zaufania do tamtejszej służby zdrowia. Był sierpień 1978. Rok wcześniej zginął Stanisław Pyjas, przyjaciel Sonika. Współzałożyciel Studenckiego Komitetu Solidarności nie podejrzewał jednak wówczas, że ktoś chciał go otruć. Owszem, wszyscy wiedzieli o ulotkach szkalujących księży rozlepianych na drzewach, o brudnych strzykawkach i prezerwatywach rozrzucanych w miejscach postojów. Ale zamachu na życie i zdrowie pielgrzymów nikt nie brał pod uwagę, choć zachowanie niektórych było trudne do wytłumaczenia. – Przed utratą przytomności miałem jakieś dziwne wizje, ale przypisywałem to problemom kardiologicznym. Podejrzewałem arytmię serca – wspomina B. Sonik.

12 lat później w archiwach MSW odnalazły się dokumenty, w których naczelnik Wydziału VI Departamentu IV ppłk Tadeusz Grunwald raportował, że w ramach operacyjnego zabezpieczenia 267. Pieszej Pielgrzymki z Warszawy do Częstochowy „w celu wyłączenia na pewien okres z aktywnej działalności osób znanych z postawy antypaństwowej zastosowano specjalne środki odurzające wobec księży Wiśniewskiego, Jończyka, B. Honowskiej, Sonika oraz kilku innych księży” (pisownia oryginalna).

Draństwo szczególne

Bogusław Sonik był wówczas mocno zaangażowany w duszpasterstwo akademickie. Do Częstochowy szedł z Warszawy nie tylko dlatego, że pierwsza krakowska pielgrzymka miała ruszyć dopiero za trzy lata. – Wtedy to była niezwykła okazja spotkania na trasie ruchów oazowych z całej Polski, a także z kilku krajów zachodniej Europy. Nawiązywało się w ten sposób liczne kontakty i przyjaźnie – mówi znany dziś polityk, pokazując zdjęcie, jakie podczas tamtej pielgrzymki zrobiła mu Włoszka Rosanna z ruchu Focolare.

Na pątniczym szlaku polityka w ogóle nie pojawiała się w rozmowach. Na jednym z postojów pojawił się co prawda Leszek Moczulski z wykładem historycznym, gdzieś rozrzucano ulotki w sprawie bezprawnie aresztowanych, ale dla ówczesnych studentów było to przede wszystkim przeżycie religijne. Natomiast dla funkcjonariuszy słynnego Departamentu IV MSW już samo pielgrzymowanie na Jasną Górę stanowiło na tyle poważne zagrożenie fundamentów socjalistycznego ustroju, że należało uruchomić „działania specjalne”.

Co kryło się pod tym eufemizmem? Jan Widacki, wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Mazowieckiego, w wywiadzie rzece z 1992 r. „Czego nie powiedział generał Kiszczak” wyjaśnia: „Do grup pielgrzymkowych włączano całe rzesze tajnych współpracowników. Ich celem było nie tylko odnotowywanie składów grup, baczne słuchanie i nagrywanie kazań, ale czynne przeszkadzanie w pielgrzymce i za pomocą różnych prowokacji kompromitowanie uczestników. Do zadań specjalnych należało dezorganizowanie nie tylko takich służb pielgrzymkowych jak transport, łączność i zaopatrzenie, ale nawet służby sanitarnej, co było draństwem szczególnym. Uszkadzano samochody, kradziono lub moczono namioty, mieszano bagaże, zanieczyszczano żywność i miejsca postojów”.

We współpracy z KGB

Gdy dziś czyta się raport naczelnika Grunwalda z 1978 r., można odnieść wrażenie, że pielgrzymi traktowani byli jako bardzo groźny przeciwnik ideowy, a służby przygotowywały się do wyprawy na Jasną Górę o wiele dłużej niż pątnicy. Pielgrzymce poświęcono specjalne szkolenia w 24 komendach wojewódzkich MO, a po jej zakończeniu sporządzono sumienne zestawienie użytych sił i środków. „Do zabezpieczenia 267 pielgrzymki zaangażowano 85 TW [tajnych współpracowników], aktywnie wykorzystano 43 TW obsługiwanych przez 9 pracowników operacyjnych, z którymi odbyto 502 spotkania. Ogółem pozyskano 406 informacji operacyjnych, w kierownictwie i administracji grupy 17 uplasowano 10 TW” – raportował z dumą ppłk SB. W jego sprawozdaniu nie zabrakło także drobiazgowego wyliczenia strat zadanych ideowemu wrogowi: „Uszkodzono m.in. 5 samochodów osobowych, przejęto i zniszczono radiotelefon, tuby nagłaśniające, namioty, śpiwory, zanieczyszczono miejsca postojów i żywność”.

Choć może to brzmieć groteskowo, te „działania specjalne” miały zdecydowanie charakter przestępczy. Zagrażały życiu i zdrowiu pielgrzymów, służyły kompromitowaniu księży przez fabrykowanie fałszywych oskarżeń, głównie o charakterze obyczajowym.

Nieskuteczna prowokacja

Przestępstwo było, a czy jego zleceniodawcy i bezpośredni sprawcy doczekali się kary? Od ujawniania cytowanych raportów minęły 22 lata. I właśnie po z górą dwóch dekadach śledztwo w tej sprawie… zostało umorzone. Formalnie stało się to w styczniu 2014 r., niedawno poznaliśmy obszerne uzasadnienie tej decyzji. Nie tylko potwierdza ono znane już ustalenia, ale dostarcza nowych szczegółów podejmowanych wobec pielgrzymów „działań specjalnych”.

Nieprzypadkowo ppłk Grunwald tak szczycił się „uplasowaniem 10 TW” w kierownictwie grupy 17. Była ona bowiem najbardziej zdyscyplinowana i świetnie zorganizowana, najtrudniejsza do „zdezintegrowania”. Z opisu działań SB wynika, że przez cały dzień agenci obserwowali, słuchali i notowali, co działo się w grupie, a nocą ich „urobek” był szczegółowo analizowany przez specjalny zespół funkcjonariuszy. Opracowywał on plan „działań ofensywnych” nastawionych na skompromitowanie pielgrzymów w oczach opinii publicznej, uprzedzanie do nich osób udzielających gościny, zniechęcanie potencjalnych przyszłych pątników.

Prokuratorzy z Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu jednoznacznie stwierdzają, że mimo zaangażowania ogromnych sił i środków stosowanych z naruszeniem prawa żaden z tych celów nie został osiągnięty. Nie udało się przedstawić pielgrzymów jako ludzi zdemoralizowanych i nastawionych na rozrywkę. Nie pomogło podrzucanie butelek po stodołach, ostentacyjne spożywanie alkoholu i prowokowanie bójek przez wprowadzonych do grup TW. – Pamiętam jednego takiego ewidentnego prowokatora. Ale generalnie przyjęliśmy wówczas zasadę, że całkowicie ignorujemy podobne sytuacje. Postanowiliśmy się nimi nie zajmować, nie szukać wtyczek, by nie wprowadzać między nas atmosfery nieufności – wspomina B. Sonik.

Sprawcy znani, ale nie skazani

Prokuratorzy nie mają też wątpliwości, że celowo stosowano wobec wybranych osób środki odurzające. Podano je na pewno o. Ludwikowi Wiśniewskiemu i ks. Józefowi Jończykowi, podtruwano Marię Honowską, Bogusława Sonika, a także Małgorzatę Kotarbę. Co ciekawe, nie jest tak, że „sprawcy pozostają nieznani”. W uzasadnieniu do umorzenia sprawy padają konkretne nazwiska. TW „Róża”, czyli Krzysztof Śmieszek w swoim meldunku zachowanym w aktach opisuje, jak wykonał zlecone mu przez oficera prowadzącego Bohdana Kulińskiego zadanie (dosypanie środka odurzającego do zupy) i w efekcie 10 sierpnia 1978 r. wieczorem ks. Jończyk „zaczął skarżyć się na rozdwojenie jaźni, używał niecodziennego słownictwa i zachowywał się nad wyraz swobodnie”. K. Śmieszek przebywa obecnie w USA. Złożył tam zeznanie, w którym przyznał się do podrzucania materiałów kompromitujących księży, ale nie do trucia. Tym – jak twierdzi – osobiście zajmował się Bohdan Kuliński, który spisując meldunki swojego TW, miał jakoby przypisać mu własne „zasługi”. Zdaniem śledczych było to możliwe, choć mało prawdopodobne.

Nie można pociągnąć już do odpowiedzialności kierownictwa IV Departamentu MSW. Nie żyją kierujący nim gen. Zenon Płatek ani ppłk Tadeusz Grunwald, naczelnik wydziału odpowiedzialnego za „działania specjalne”. Zastępcy gen. Płatka zeznają, że takich działań nie zlecali i nie mieli żadnej wiedzy na ten temat. Prokuratorzy przyjęli te zeznania z rezerwą, ale nie znaleźli w dokumentach twardych dowodów, by je zanegować. Nie zdołano ustalić składu personalnego specjalnej grupy funkcjonariuszy, którzy latem 1978 r. bezpośrednio kierowali całą operacją. Nie udało się nawet ustalić, jakiej substancji użyto, by skompromitować i podtruć pielgrzymów. Jedyną osobą, co do której nie ma żadnych wątpliwości, że jest odpowiedzialna za bezprawne działania, jest Bohdan Kuliński.

Zbrodnia przedawniona

Prokuratorzy ustalili, że – jako oficer prowadzący – Kuliński dobierał TW i kierował ich poczynaniami w czasie pielgrzymki. Łamali oni wiele paragrafów obowiązującego w PRL prawa, a nawet instrukcje pracy operacyjnej SB. Nie ma też wątpliwości, że „działania specjalne” można uznać za zbrodnię komunistyczną, tak jak definiuje ją ustawa o IPN. Kulińskiego ani Śmieszka nie można jednak już ścigać ze względu na… przedawnienie.

„Przestępstwa popełniane na szkodę pieszych uczestników pielgrzymek nie przekraczały ustawowego zagrożenia karą 5 lat pozbawienia wolności i ustawały z upływem 5 lat od ich popełnienia” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Nawet zakładając, że identyczne działania jak w 1978 r. były prowadzone przez SB co najmniej do 1984 r., przedawnienie nastąpiło w 1989 r., a więc zanim sprawa w ogóle wyszła na jaw. I to jest główny powód, dla którego śledztwo trwające 22 lata zostało właśnie umorzone.

Zbrodnia była, kary nie ma. Parafrazując słowa poety, spisane zostały jedynie czyny i rozmowy. Dzięki nim można w przerażających detalach zobaczyć, jak wyglądał stosunek komunistycznego państwa do żywego Kościoła. Nie w głębokim stalinizmie, ale w roku, gdy Polak został papieżem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.