Nie radzą sobie i rodzice, i dzieci. Nie znaczy to, że brakuje im miłości. Przeciwnie. Jest jej bardzo dużo. Ale czasami miłość potrzebuje fachowego wsparcia.
Wykluczenie społeczne dzieci to częsty problem w rodzinach zastępczych i adopcyjnych
Agnieszka Gieroba /foto gość
Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Problemy zaczynają się zazwyczaj, gdy dziecko idzie do przedszkola, szkoły, czy spotyka z rówieśnikami. Trudno mu odnaleźć się w grupie, nie podporządkowuje się zasadom. Przez opiekunów czy nauczycieli uważane jest za niegrzeczne. Rodzice zasypywani są skargami i uwagami. W końcu takie dziecko, wytykane palcami, ganione, napominane, zostaje wykluczone społecznie, bo nie potrafi odnaleźć się w otaczającej je rzeczywistości. Ten niezrozumiały i często nieakceptowany przez środowisko sposób zachowania dzieci powoduje, że „wędrują” one od placówki do placówki. Mimo wysiłków rodzice rozkładają bezradnie ręce, są sfrustrowani, nie mogąc skutecznie pomóc swoim pociechom. W skrajnych przypadkach sytuacja grozi kryzysem rodziny, a nawet jej rozpadem. Rodzice zastępczy i adopcyjni z Lublina postanowili wspólnie działać, aby zapobiec takim sytuacjom.
Oddolna inicjatywa
Tak powstało Stowarzyszenie na Rzecz Przeciwdziałania Sieroctwu Społecznemu i Wspierania Rodzinnych Form Opieki nad Dzieckiem „Rodzina”. – Upraszczając, chodzi o to, by umożliwić rodzicom zastępczym i adopcyjnym spotkanie się w ramach grup wsparcia, aby mogli dzielić się swoimi doświadczeniami, wymieniać informacjami i zwyczajnie porozmawiać w gronie osób, które na co dzień żyją podobnymi problemami – wyjaśniają członkowie stowarzyszenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.