Ręce do góry!

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 27/2014

1„Objawiłeś prostaczkom”. Dosłownie „tym, którzy są jak małe dzieci”.

Ręce do góry!

1 Małe dziecko wierzy na słowo. Ma zaufanie do rodziców. Zadaje pytania, ale z ciekawości, z chęci poznania, a nie po to, by kwestionować. Jezus wskazuje na relację Ojca i Syna jako na idealny model sytuacji, w której dokonuje się najgłębsze poznanie. Miłość jest tu kluczem. Ona poszerza rozum, pozwala zejść na najgłębszy poziom prawdy. (Miłość, nie zakochanie! Zakochanie często odbiera rozum). Dotyczy to zarówno ludzi, jak i Boga. Dziecko wie, że jego życie pochodzi od rodziców. Uznaje w naturalny sposób ich autorytet. Tylko jeśli uznam siebie za syna lub córkę Ojca w niebie, mam szansę Go poznać. Im więcej będzie we mnie Bożego dziecka, tym lepiej poznam Boga. Mamy dziś z tym spory problem. Sporo w nas buntu, sceptycyzmu, kwestionowania, wątpliwości. Wmawiają nam dzisiejsi „mądrzy i roztropni”, że dojrzałość polega na buntowaniu się, na odrzucaniu wszelkiego „jarzma”, czyli ograniczenia i trudu. Tymczasem największą mądrością jest uznać siebie za dziecko Najwyższego.

2 „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”. Każdy ma swoje utrudzenia i obciążenia. Z tym wszystkim możemy pójść do Pana. Jemu oddać całe nasze zmęczenie tysiącem spraw na głowie, codzienną gonitwą, bitwą, rutyną szarych dni. Ileż tego wszystkiego! Nieraz wydaje się, że to ponad siły, że jeszcze jeden dzień i odwiozą nas na leczenie. Walczymy, zaciskamy zęby. Myślimy, że wszystko zależy od nas. I padamy ze zmęczenia. Znakiem poddania się są ręce wzniesione do góry. Bezbronność! Właśnie tak. Trzeba stanąć przed Panem jak orantka na freskach z katakumb. Poddając się. Jemu. Aby znaleźć ukojenie. Pogodzić się ze swoim losem. W Nim.

3 „Weźmijcie moje jarzmo na siebie”. Co to znaczy? Chodzi o to, by dokonać wymiany – zostawić Jezusowi swoje jarzmo, a wziąć Jego. A to Jego jest słodkie, lekkie. Oto paradoks Ewangelii. Czy jarzmo może być czymś słodkim, czy lekkim? Odpowiedzi trzeba szukać w słowie „syn”. Chodzi o to, by stać się dzieckiem Boga. By przyjąć jarzmo swojego życia, swojego powołania z prostotą dziecka, z zaufaniem do Ojca. Tak jak Jezus przyjął krzyż. Łagodnym i pokornym sercem. Ojcze, nie jak ja chcę, ale jak Ty.

4 Każde powołanie ma swój konkretny ciężar, który trzeba udźwignąć. Nie uciekniemy od bólu, samotności, rozczarowań, cierni, ran… od krzyża. Słodycz jarzma poczuje ten, kto zgodzi się z tym, że nie da się żyć i kochać bez bólu. Zgoda na jarzmo powołania i wierność temu ciężarowi jest najdoskonalszą realizacją wolności. Bo wolność jest po to, by przyjąć jarzmo. Jarzmo drugiego człowieka, jarzmo Kościoła, jarzmo powołania. „Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani/ Nogę kamieniem i wie, że kamienie/ Są po to, żeby nogi nam raniły”. Dokładnie tak. Kiedy kopiemy ze złością w kamienie, które nas ranią, ran jest więcej, boli jeszcze bardziej. Nie warto wierzgać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.