Wybraliśmy PE. Co dalej?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 22/2014

Liczniejsza reprezentacja polityków wiernych wartościom wyznawanym przez większość Polaków była w PE nie tylko pożądana, ale także możliwa.

Wybraliśmy PE. Co dalej?

Wybraliśmy nową reprezentację do Parlamentu Europejskiego. Nową, ale niekoniecznie lepszą. Dlaczego? Bo nie wydaje się, że będzie ona znacząco silniejsza politycznie i merytorycznie od tej, która właśnie zakończyła swoją kadencję. Zbyt liczni są w niej politycy, którzy sprawnie dostosowują swoje poglądy do okoliczności i spolegliwie potakują silniejszym, „prężąc” tylko słowa jak bezużyteczne muskuły. Wystarczy sprawdzić, jak nasi wybrańcy odpowiadali na pytania postawione kandydatom przez redakcję GN [20/2014] i jak głosowali w ważnych społecznych kwestiach w Sejmie [kampania „Sprawdzam polityka”, NSZZ „S”]. Nieważne, że obowiązująca narracja głosi: w PE pracują reprezentacje „ogólnoeuropejskich” partii politycznych. Podobnie jak wiele innych, także ta jest ideologiczna, co znaczy, że raczej kreuje, niż reprezentuje poglądy europejskich narodów. Najnowsza historia i wyniki wyborów w całej Unii pokazują, że wciąż jest ona wspólnotą państw pokojowo uzgadniających swoje interesy i szanujących (!) wartości akceptowane w poszczególnych narodach.

Pod warunkiem, że nie zmierzają one do budowania totalitarnego systemu wedle nazistowskich czy komunistycznych recept. Taki był strategiczny cel powstania EWG i taką Unia pozostanie, jeśli nie uwiodą nas ideologiczne narracje. Polscy europosłowie potrafili w kilku sprawach (jak gaz łupkowy) głosować zgodnie z polskim interesem, a nie wedle poglądów swoich „partyjnych” towarzyszy w Parlamencie. Politycy PO uwodzili nas przed wyborami narracją sugerującą, że wybieramy między akceptacją UE a jej odrzuceniem, między bezpiecznym Donaldem Tuskiem a ryzykownym Jarosławem Kaczyńskim. Szczęśliwie ta ideologiczna narracja nie trafiła do wszystkich wyborców. Wybraliśmy pięć ekip politycznych, cztery „stare” w nieco innych proporcjach niż w 2009 roku i jedną tylko pozornie nową. Eurodeputowanych broniących konsekwentnie wartości chrześcijańskich oraz polskich interesów mogło być więcej, gdyby konserwatywni politycy opuszczający PiS i PO poszli drogą Marka Jurka, a nie Zbigniewa Ziobry. Szkoda, bo liczniejsza reprezentacja polityków wiernych wartościom wyznawanym przez większość Polaków była w PE nie tylko pożądana, ale także możliwa. Eurodeputowani nowej/starej partii Janusza Korwin-Mikkego nie są dla mnie w tej kwestii wiarygodni. Bo dla pana Janusza polskie państwo powinno być możliwie słabe, a Federacja Rosyjska już nie. Zdecydowane deklaracje poparcia dla polityki Putina sprawią, że jego ekipa w praktyce wzmocni niemiecką taktykę kompromisu i pojednania z „demokratyzującą się” Rosją. Najbardziej optymistycznym rezultatem polskich wyborów do PE jest więc przegrana partii otwarcie i skrajnie genderowej, walczącej z chrześcijaństwem oraz katolikami wedle starych, komunistycznych schematów.

Kiedy 14 lat temu debatowaliśmy o korzyściach i zagrożeniach naszej akcesji do Unii Europejskiej, nie miałam wątpliwości, że kluczowe są dwa cele: włączenie polskiej wsi i rolnictwa w obszar oddziaływania unijnej Wspólnej Polityki Rolnej oraz wprowadzenie do europejskiej debaty i unijnego dyskursu politycznego polskich doświadczeń z komunizmem i dominacją sowieckiej Rosji, o których Europa nie wie, a jeśli nawet coś wie, to nie chce pamiętać i rozumieć. Dzisiaj dodałabym jednoznaczną i konsekwentną obronę prawnej ochrony ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci, obronę rodziny i małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, a także prawa ludzi wierzących do obecności symboli i treści ich wiary w życiu publicznym. Czy nowi eurodeputowani będą ambasadorami tych celów i wartości? Jedni na pewno tak, inni nie, a efekt będzie w dużym stopniu zależeć od wyniku kolejnych wyborów: prezydenta III RP i większości parlamentarnej. To one mogą sprawić, że eurodeputowani PO, PSL, a nawet SLD będą liczyć się z poglądami Polaków na związki partnerskie i państwową kuratelę nad wychowaniem dzieci wedle genderowej ideologii. Aco z celem, który w 2004 roku uważałam za najważniejszy, czyli włączeniem polskiej wsi i rolnictwa „pod opiekę” unijnej polityki rolnej? Czy przełamany został stereotyp swoistej „agrofobii” polskich elit”? Rządowy spot o „10 latach świetlnych w UE” pokazuje, że niestety nie. Nawet w wystąpieniach premiera Tuska, uznawanych w mediach za ważne, a poświęconych wspólnej polityce energetycznej, nie korzystano z oczywistej analogii: wspólna polityka rolna jest akceptowanym rozwiązaniem już od lat 60.

Dlaczego nie przypominać tego dorobku także w kwestiach energetycznych? Zarówno źródła energii, jak i produkcja rolna pełnią podobną, strategiczną funkcję – zapewniają bezpieczeństwo! Zawsze warto mieć własny węgiel, ropę i gaz, podobnie jak własne rolnictwo. To daje surowcową niezależność w fundamentalnych kwestiach i chroni przed zewnętrznym dyktatem cenowym. Unijne płatności bezpośrednie wspierają rolnicze dochody – ale także konsumentów! – bo zapewniają niskie i stabilne ceny żywności, co dla najbiedniejszych obywateli jest kwestią: być czy nie być. Przyjmuję do wiadomości, że nie rozumieją tego liczni liberałowie, dziennikarze i uwiedzeni „obowiązującymi narracjami” wyborcy. Ale tego, że nie rozumie istoty problemu premier mojego kraju i nie potrafi z unijnych doświadczeń umiejętnie korzystać, wybaczyć nie potrafię. Bo wielkomiejskie stereotypy, wzmocnione komunistyczną pogardą dla chłopskiej duszy i rodzinnego gospodarstwa rolnego, nie powinny kształtować postaw polskich polityków. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.