Chiński Alibaba

Karol Kopańko

|

GN 22/2014

publikacja 29.05.2014 00:15

Za Himalajami, za kolorowymi rzekami i ryżu plantacjami żył Alibaba. Miał smykałkę do interesów i szybko stał się bogatym handlarzem. Ojczyzna – choć rozległa – przestała mu wystarczać. Postanowił więc wyjechać i na własne oczy przekonać się, czy za Spokojną Wodą trawa jest bardziej zielona.

Jack Ma – twórca Alibaby, największej na świecie internetowej platformy handlowej Jack Ma – twórca Alibaby, największej na świecie internetowej platformy handlowej
east news

Oto opowieść o Alibabie, największym sklepie świata, który powstał w Chinach, ale istnieje tylko w internecie. Skąd nazwa? Pochodzi – rzecz jasna – od znanego na całym świecie bohatera baśni „Tysiąca i jednej nocy”. – Alibaba dla jednych jest zwykłym złodziejem, a dla drugich sprytnym przedsiębiorcą – mówi Jack Ma – twórca sklepu. Zresztą życiorys samego Ma przypomina zmagania prostego drwala z 40 rozbójnikami.

Kierunek Zachód

Jack Ma od najmłodszych lat interesował się światem zachodnim. W komunistycznych Chinach nie było to mądre i bezpieczne. W wieku 12 lat dzień w dzień, w słońce, deszcz czy śnieg, pedałował rowerem przez 40 minut do najbliższego hotelu, aby zaoferować zagranicznym turystom swoje usługi przewodnika po mieście – obecnie dwumilionowym Hangzhou. Dzięki tym rozmowom szlifował angielski i poznawał zwyczaje panujące poza Chinami. Dlatego, jak dziś wspomina, ukończył dwie szkoły. W pierwszej – tej prawdziwej – dowiedział się, że komunistyczne Chiny są najbogatszym państwem na świecie, natomiast w drugiej, „hotelowej”, zobaczył, że świat za Wielkim Murem żyje własnym życiem. Bardziej kolorowym. Akademicka kariera na miejscowym uniwersytecie była pomyłką i Ma zatrudnił się w chińskiej firmie windykacyjnej. Znał biegle angielski, więc często latał do Stanów Zjednoczonych, aby ściągać długi od tamtejszych firm.

Przełomowa okazała się wizyta w Miami na początku lat 90., kiedy Jack Ma został uwięziony w piwnicy dłużnika. Chińczyk wyszedł z opresji bez szwanku, obiecując dłużnikowi pomoc w założeniu firmy internetowej. Po latach Ma opowiadał, że obiecywał kota w worku. Nie znał się na internecie, nigdy się nim nie interesował. Nie miał nawet pojęcia, jak zakłada się internetowy biznes. Ale entuzjastyczna reakcja dłużnika dała mu sporo do myślenia.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.