Za Himalajami, za kolorowymi rzekami i ryżu plantacjami żył Alibaba. Miał smykałkę do interesów i szybko stał się bogatym handlarzem. Ojczyzna – choć rozległa – przestała mu wystarczać. Postanowił więc wyjechać i na własne oczy przekonać się, czy za Spokojną Wodą trawa jest bardziej zielona.
Jack Ma – twórca Alibaby, największej na świecie internetowej platformy handlowej
east news
Oto opowieść o Alibabie, największym sklepie świata, który powstał w Chinach, ale istnieje tylko w internecie. Skąd nazwa? Pochodzi – rzecz jasna – od znanego na całym świecie bohatera baśni „Tysiąca i jednej nocy”. – Alibaba dla jednych jest zwykłym złodziejem, a dla drugich sprytnym przedsiębiorcą – mówi Jack Ma – twórca sklepu. Zresztą życiorys samego Ma przypomina zmagania prostego drwala z 40 rozbójnikami.
Kierunek Zachód
Jack Ma od najmłodszych lat interesował się światem zachodnim. W komunistycznych Chinach nie było to mądre i bezpieczne. W wieku 12 lat dzień w dzień, w słońce, deszcz czy śnieg, pedałował rowerem przez 40 minut do najbliższego hotelu, aby zaoferować zagranicznym turystom swoje usługi przewodnika po mieście – obecnie dwumilionowym Hangzhou. Dzięki tym rozmowom szlifował angielski i poznawał zwyczaje panujące poza Chinami. Dlatego, jak dziś wspomina, ukończył dwie szkoły. W pierwszej – tej prawdziwej – dowiedział się, że komunistyczne Chiny są najbogatszym państwem na świecie, natomiast w drugiej, „hotelowej”, zobaczył, że świat za Wielkim Murem żyje własnym życiem. Bardziej kolorowym. Akademicka kariera na miejscowym uniwersytecie była pomyłką i Ma zatrudnił się w chińskiej firmie windykacyjnej. Znał biegle angielski, więc często latał do Stanów Zjednoczonych, aby ściągać długi od tamtejszych firm.
Przełomowa okazała się wizyta w Miami na początku lat 90., kiedy Jack Ma został uwięziony w piwnicy dłużnika. Chińczyk wyszedł z opresji bez szwanku, obiecując dłużnikowi pomoc w założeniu firmy internetowej. Po latach Ma opowiadał, że obiecywał kota w worku. Nie znał się na internecie, nigdy się nim nie interesował. Nie miał nawet pojęcia, jak zakłada się internetowy biznes. Ale entuzjastyczna reakcja dłużnika dała mu sporo do myślenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.