Czy Unia to unia?

Marek Jurek

|

GN 19/2014

Jeśli przywódcy nie bronią honoru narodu – krzywdzą konkretnych ludzi.

Czy Unia to unia?

Naród, tak jak człowiek, musi mieć poczucie swojej godności. Bo naród, który traci poczucie własnej wartości, czy (co zdarza się częściej) przywódcy, którzy reprezentując naród, nie bronią jego godności – wyrządzają krzywdę konkretnym ludziom. Przypominanie zasług narodu to nie samochwalstwo, ale akt sprawiedliwości wobec tych, którzy dla dobra wspólnego zrobili i oddali najwięcej. To również akt sprawiedliwości wobec tych, o których anonimowej pracy i poświęceniu właśnie my, ich naród, musimy pamiętać, bo w przeciwnym wypadku – nikt nie będzie pamiętał. W czasie pierwszej pielgrzymki do niepodległej Polski św. Jan Paweł II uznał za „upokarzające” twierdzenie, że Polska ma „dopiero wchodzić do Europy”. Potem, pisząc „Pamięć i tożsamość”, przypomniał (w rozdziale XI), iż w ciągu swego pontyfikatu musiał wielokrotnie protestować „przeciw krzywdzie, jaką się wyrządza Polsce i Polakom poprzez fałszywie rozumianą tezę o »powrocie« do Europy”. Polska bowiem, jak wyjaśniał ojciec święty, choć była odgrodzona od wolnego świata żelazną kurtyną – wniosła niezastąpiony wkład w dzisiejszą wolność i bezpieczeństwo Europy: poprzez walkę z nazizmem i komunizmem, przez „Solidarność” i jej rolę w wyzwoleniu narodów Europy Środkowej. Wydaje się, że właśnie te historyczne prawdy i to świadectwo papieża władze Rzeczypospolitej powinny przypominać w 10. rocznicę zawarcia przez Polskę Unii Europejskiej.

Niestety, zamiast o zawarciu unii – słyszeliśmy jedynie o „wejściu” i „akcesji”, a zamiast o solidarności i wzajemnych korzyściach – jedynie o dobrodziejstwach, za które powinniśmy być wdzięczni. Prezydent Komorowski powtarzał frazes o „powrocie do Europy” jakby nigdy nie było papieskich apeli, by nie upokarzać Polski takim konceptem. Prezydent parę razy wspomniał o bezpieczeństwie, ale nie po to, by mówić o polskim wkładzie w bezpieczeństwo Europy (którego miarą jest zmniejszenie wydatków obronnych zachodnioeuropejskich państw po zakończeniu zimnej wojny). W ogóle nie mówił o geopolitycznych nakazach solidarności, o prawie Polski do solidarności naszych zachodnich partnerów z naszym ekonomicznym, energetycznym i politycznym bezpieczeństwem na wschodzie Europy. Mimo tych wszystkich braków jedną dobrą rzecz można powiedzieć o prezydenckim orędziu: było i tak poważniejsze niż infantylne rządowe spoty o „dziesięciu latach świetlnych” i zdjęcia premiera nucącego pod nosem „Hey Jude”. Władze Rzeczypospolitej mógłby tłumaczyć kontekst, gdyby nasi zachodni partnerzy z takim samym zachwytem mówili o własnych korzyściach z zawarcia unii z Polską i państwami Europy Środkowej. A powinni byli mówić to właśnie teraz. 10 lat temu bowiem dokonywało się „wielkie rozszerzenie” obejmujące państwa od Estonii po Słowenię. Dla jedności Europy ten dzień powinien mieć większe znaczenie od popisania traktatu z Maastricht.

Nie zobaczyliśmy jednak uroczystych obchodów i nie usłyszeliśmy głosów wzruszenia na temat naszej jedności, na temat „dziesięciu świetlnych lat” rozwoju i bezpieczeństwa, w których ponadsześciokrotnie wzrósł zachodni eksport do Europy Środkowej, a dziesiątki tysięcy niemieckich i francuskich rodzin zyskało dzięki temu pracę albo wyższy dochód. Nie powtarzano w tym dniu prawdy uroczyście potwierdzonej w „Centesimus annus”, że to od Polski zaczęło się zwycięstwo wolnego świata w zimnej wojnie. I że zwycięstwo to zakończyło nie tylko lata strachu przed najazdem sowieckim na zachodnią Europę, ale pozwoliło trwale zmniejszyć wydatki na obronę, dzięki czemu w ciągu ostatniego ćwierćwiecza setki miliardów euro państwa zachodnioeuropejskie mogły przeznaczyć na rozwój i konsumpcję. Choć zrobiliśmy więcej dla ich bezpieczeństwa niż oni dla naszej wolności, nie słyszeliśmy w rocznicę zawarcia unii głosów radości z powodu polskiej obecności. Szkoda, bo przecież Unia powinna być aktem wzajemnym, a świętowanie jedności powinno być wspólne. Ale do takiej jedności Europie jeszcze bardzo daleko. W zachodniej Europie ciągle „wielkie rozszerzenie” traktuje się jako wielkie przyłączenie peryferyjnych państw, bez których zachodnia Europa mogłaby się spokojnie obejść. Może więc warto z tego wyciągnąć małą lekcję godności i umiaru, i przypominając rocznicę Unii – raczej mówić o wspólnych nakazach solidarności europejskiej i o tym, jak powinniśmy Europę zmieniać.

A powinniśmy ją zmieniać. Św. Jan Paweł II, kończąc swe nauczanie o Dekalogu jako fundamencie Rzeczypospolitej, wzywał nas, by „dobrze się zastanowić nad rzeczywistością Europy i europejskości”, by obok żywych znaków chrześcijańskiej tożsamości Europy widzieć również jej dekadencję, która w XX wieku doszła do swych „tragicznych szczytów”, negacji Boga, negacji człowieczeństwa i dzisiejszej „milczącej apostazji”. Równie mocno papież pokazywał znaki nadziei, przede wszystkim świadectwo męczenników XX wieku i powrót do współpracy europejskiej narodów Europy Środkowej. Niestety, ludzie którzy dziś nami rządzą, nie tylko nie chcą mówić o chrześcijańskiej Europie i drogach jej społecznej regeneracji. Nie mówią nawet o konkretnych nakazach europejskiej solidarności, do których Polska i Europa Środkowa mają prawo. Ich milczenie jest znaczące. Wpisuje się w ten kryzys Europy, który dla dobra Polski i Europy musimy w końcu przełamać.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.