Szelest jedwabnej sukni

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 19/2014

publikacja 08.05.2014 00:15

Paryż. Jedno z jego cudownych miejsc. Jedzie się metrem linią 12, wysiada na Sèvres-Babylone, mija dom handlowy Bon Marché, skręca w rue du Bac i pod 140 wchodzi w bramę. „Tutaj jest źródło” – przekonuje mieszkanka tego domu.

Miejsce objawień z 1830 r. – kaplica Cudownego Medalika Miejsce objawień z 1830 r. – kaplica Cudownego Medalika
henryk przondziono /gn

Do tej kaplicy w zwykły roboczy dzień przychodzą setki ludzi, aby się modlić. Klękają na stopniach ołtarza, przynoszą kwiaty. Przed konfesjonałem kilka osób czeka na spowiedź. Drobniutka zakonnica szykuje ołtarz, za chwilę zacznie się Msza święta. – Tutaj jest źródło, choć to miejsce jest dobrze ukryte – zaczyna swoją opowieść Polka, szarytka posługująca tu od kilku lat. – Ludzie trafiają tutaj często przypadkiem. Widzą, że inni skręcają w tę bramę, więc idą za nimi z ciekawością, potem patrzą i się dziwią… Oj, ale niech ksiądz nie podaje mojego imienia, proszę – uśmiecha się siostra. No dobrze, dyskrecja jest jedną z cech historii tutejszych objawień. Katarzyna Labouré, 24-letnia nowicjuszka szarytek, pół roku po wstąpieniu do sióstr trzykrotnie rozmawiała tutaj z Maryją. Najbardziej uderzające dla mnie jest to, że do końca życia Katarzyna żyła jak zwykła siostra. Ukryta wśród setek innych, służyła umierającym w paryskim hospicjum. O jej objawieniach wiedział tylko spowiednik, ks. Aladel, i to jego upoważniła do przekazania informacji. Papież Pius XII nazwał ją „świętą milczenia”.

Jak matka z córką

– Lourdes mamy trochę dzięki siostrze Katarzynie. Tak można powiedzieć, ponieważ podczas jednego z objawień Matka Najświętsza prosiła, żeby paryska kaplica została otwarta dla wiernych. Miejsce to było wtedy prywatną kaplicą sióstr miłosierdzia. Żyło tutaj wówczas jakieś 500 sióstr, kaplica była mniejsza, więc było to technicznie niemożliwe. Katarzyna była bardzo smutna z tego powodu. Po jej śmierci znaleziono zrobioną przez nią notatkę: „Maryjo, ukaż się gdzie indziej”. Objawienia w Lourdes były w 1858 roku, a tutaj w 1830 roku. Maryja ukazała się w Lourdes, gdzie jest dużo miejsca, ale nie powiedziała tam nic nowego. Przedstawiła się Bernadecie: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. W Paryżu Maryja ukazała się, trzymając w rękach kulę ziemską z krzyżem, a wokół niego napis: „O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”.

 To było 24 lata przed ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu. Kaplica sióstr został udostępniona dla wszystkich dopiero w 1955 roku. Ludzie jednak znali to miejsce, bo siostry szarytki w charakterystycznych białych rozłożystych kornetach pracowały wśród wiernych. W czasie II wojny światowej w pewnych godzinach kaplica była otwarta na prośbę biskupa Paryża. Ludzie modlili się tutaj o pokój. Po raz pierwszy Matka Boża ukazała się Katarzynie w nocy z 18 na 19 lipca 1830 roku. Obok ołtarza. Dziś w tym miejscu w kaplicy jest na posadzce wyryta data. Stało tam niegdyś krzesło celebransa, kierownika duchowego sióstr. Dlaczego jest ono takie ważne? – Pierwsze objawienie miało miejsce po uroczystości przeniesienia relikwii św. Wincentego à Paulo, naszego założyciela, z katedry Notre Dame do kaplicy lazarystów. Katarzyna bardzo przeżyła tę wielką wspaniałą procesję ulicami Paryża po latach rewolucji. Ale muszę jeszcze coś wspomnieć. Jako 9-letnia dziewczynka straciła mamę, widziano ją, jak kiedyś przytuliła do figury Maryi stojącej w jej domu. Miała powiedzieć: „Maryjo, teraz Ty będziesz moją mamą”. I gdy się śledzi życie Katarzyny, to widać, że Maryja wzięła to sobie do serca… Wiem, że tego się słucha jak bajki, ale to prawda. Wróćmy do pierwszego objawienia. Więc jak to było? – O godz.11.30 w nocy Katarzyna została obudzona przez małe dziecko, od którego bił blask. Ona tak to odczytała, że to jej Anioł Stróż, który zwrócił się do niej: „Wstawaj, Najświętsza Maryja czeka na ciebie”. I poprowadził ją do kaplicy. Weszła do środka. Kaplica była rozświetlona jak na Pasterkę. Nie od razu zobaczyła Maryję. Anioł jej aż trzy razy powtarzał: „Oto Najświętsza Panna, oto Ona!”. Maryja siedziała na tym fotelu, który stoi teraz po prawej stronie kaplicy. Katarzyna rzuciła się do Jej stóp i trzymała przez dwie godziny na kolanach Matki Najświętszej złożone ręce. To jedyny przypadek wizjonerki, która miała łaskę tak bliskiego, fizycznego kontaktu z Matką Najświętszą.

To było spotkanie serca z sercem, jak matka z córką, dwie godziny rozmowy. Katarzyna zapamiętała każdy szczegół. Później powiedziała, że to były dwie najsłodsze godziny w jej życiu. Maryja mówiła jej o różnych sprawach: o Francji, o zgromadzeniu, o jej życiu. To, co jest najważniejsze, jest napisane na łuku nad ołtarzem: „Przychodźcie do stóp tego ołtarza, tu łaski spłyną na wszystkich, którzy o nie proszą”. Jedynym elementem niezmienionym w kaplicy od tamtych wydarzeń jest tabernakulum. Maryja pokłoniła się przed tabernakulum, oddała chwałę Synowi. To potwierdza prawdziwość objawień, bo Ona nigdy nie koncentruje uwagi na sobie, ale kieruje nas do swego Syna, do ołtarza. Zawsze powtarzam pielgrzymom, że Maryja zachęca nas do adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie, niekoniecznie w tym miejscu, ale w każdym kościele. – Maryja powiedziała także: „Jestem strażniczką domu tego”. I to się potwierdziło najbardziej 22 listopada 1915 roku, kiedy wybuchł pożar w Bon Marché. Ściana naszego domu dosłownie przylega do tego wielkiego sklepu. Ogień się zatrzymał, to jest naprawdę niezwykłe…. Kiedy się pojawił medalik? – To było podczas drugiego objawienia, 27 listopada 1830 r. Katarzyna przebywała w kaplicy. To była sobota przed pierwszą niedzielą Adwentu o godz. 17.30. Usłyszała szelest jedwabnej sukni. Ponieważ już go słyszała za pierwszym razem, więc był to dla niej znak, że Maryja nadchodzi. Zobaczyła Matkę Bożą, która trzymała złoty glob. „Kula, którą widzisz, oznacza świat, zwłaszcza Francję i każdego człowieka” – powiedziała Maryja. Bardzo lubię to objawienie, bo mogę sobie wyobrazić, że jesteśmy wszyscy w dłoniach Maryi. Katarzyna zobaczyła także pierścienie na palcach Matki Bożej. Jedne z nich dawały blask, inne nie. Katarzyna zapytała, co to znaczy. Usłyszała: „Te świecące oznaczają łaski, o które ludzie proszą. Te nie dające blasku to łaski, o które zapomina się Mnie prosić”. Wokół Matki Bożej Katarzyna zobaczyła owalny złoty napis: „O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”, a wokół Jej głowy koronę z dwunastu gwiazd. I usłyszała słowa: „Postaraj się, by wybito medal na ten wzór. Wszystkie osoby, które będą nosić medal, otrzymają ogromne łaski. Zwłaszcza osoby, które będą nosić go na szyi”. To „na szyi” wydawało mi się takie dziwne. Ale tak było… Katarzyna widziała tylko awers medalika. Zastanawiała się potem, jak ma wyglądać rewers. I wtedy zobaczyła dwa serca oraz krzyż i literę M.  – Odczucia Katarzyny można przyrównać do tego, co czuła św. Faustyna Kowalska. Nie wiedziała, kto ma wybić ten medalik. Powiedziała wszystko spowiednikowi, ale on był opieszały Nazwał ją nawet „złośliwą osą”, a Katarzyna powiedziała: „Matka Najświętsza się gniewa”. Te ich relacje nie były łatwe. Ks. Aladel poradził się w końcu arcybiskupa Paryża. Pokazał mu wzór, a ten stwierdził, że nie ma w tym medaliku niczego, co byłoby sprzeczne z nauką Kościoła. Zaczęto wybijać medalik w maju 1832 roku. Kiedy 30 czerwca 1832 roku w Paryżu wybuchła epidemia cholery, wielu ludzi za sprawą medalika zostało uzdrowionych. Zaczęto bardzo szybko nazywać go „cudownym”. Do zatwierdzenia kultu medalika przez papieża przyczyniło się spektakularne nawrócenie Alfonsa Ratisbonne w Rzymie w 1842 roku. Był to Żyd pochodzący z Alzacji. Ktoś dał mu ten medalik, a on, chyba dla żartu, zawiesił go na szyi. Zwiedzając Rzym, wszedł do kościoła Sant' Andrea delle Fratte i tam ujrzał Maryję. Nawrócił się w jednym momencie. Został później jezuitą. Ta jego konwersja przyczyniła się do zatwierdzenia autentyczności objawień i kultu medalika przez papieża Grzegorza XVI, który bardzo chciał się spotkać z Katarzyną, ale ona odmówiła.

Wizjonerka szoruje nocniki

– Trzecie, ostatnie objawienie miało miejsce na początku grudnia tego samego roku i niewiele o nim wiemy. Matka Najświętsza potwierdziła to, co powiedziała wcześniej. Prosiła także, aby maj był czczony jako Jej miesiąc. To już było w tradycji, ale zostało jeszcze wzmocnione.

Powiedziała: „Już mnie więcej nie zobaczysz, ale będziesz słyszała mój głos”. Jak potoczyły się losy Katarzyny? Po przywdzianiu habitu w lutym 1831 roku zostaje skierowana do przytułku w Paryżu przy rue de Reuilly 77. Tam do śmierci, przez 46 lat, pracowała w hospicjum, opiekując się umierającymi. Pełniła najprostsze posługi w pralni, w kuchni, przy krowach, posługiwała ubogim. Podczas procesu siostry wspominały, że często szorowała nocniki. Zajmowała się najtrudniejszymi chorymi, których inne siostry unikały. Nikt nie wiedział, nawet w jej najbliższym otoczeniu, że to ona widziała Maryję. Jak to możliwe? – To nie tak, że Maryja zakazała jej mówić, ona sama chciała o tym milczeć. Katarzyna uchodziła w zgromadzeniu za głupią siostrę. Powtarzała: „Macie rację, wszystkiego nauczyłam się w zgromadzeniu, nie mam nic do powiedzenia”. Jej kierownik duchowy przekazał informację o objawieniach, ale nikt w zgromadzeniu nie wiedział, że to ona widziała Maryję.

Wierzę dzięki ich wierze

Czym dziś jest ta kaplica dla Paryża, dla Francji? – Jest bardzo wiele prawdziwych cudów – zapala się siostra i dosłownie zasypuje opowieściami. – Każdego dnia ktoś daje jakieś świadectwo o łaskach. Nie spisujemy tego, ale zawsze jedna z nas ma „dyżur słuchania”. W lipcu 2013 roku przyszedł pewien lekarz. Przyleciał właśnie z Rzymu na jakąś konferencję. W samolocie słyszał w sercu głos: „140, 140”. Wieczorem w hotelu usłyszał, jak ktoś mówi: „Idę na 140!”. Zapytał: „Co to jest 140?”. I dowiedział się, że przy rue du Bac 140 jest kaplica. Przyjechał tutaj i po wielu latach wyspowiadał się i nawrócił. Inna historia miała miejsce 15 sierpnia dwa lata temu. Wtedy jest tu mnóstwo ludzi. Policja kieruje ruchem na ulicy. Myślałam sobie: za dużo tych ludzi, duszno, ciasno, jak tu się modlić. Dwa dni później podeszła do mnie pewna pani, bardzo uśmiechnięta, i mówi: „Siostro, byłam tutaj 15 sierpnia i rozmawiałam z Matką Najświętszą”. Pytam z lekkim niedowierzaniem: „I co Maryja pani powiedziała?”. „Że mam się wyspowiadać. I zrobiłam to po 46 latach!”. Spotyka sie tu też sporo muzułmanów. Kiedyś przyszły dwie muzułmanki. Jedna z nich wyznała, że ma raka, a jej kuzynka, katoliczka, powiedziała jej, że jeśli che być zdrowa, ma przyjść na rue du Bac 140. I ta chora zapytała mnie, czy ja bym mogła się pomodlić w jej imieniu, bo ona nie wie, jak. Namówiłam ją żeby weszła i porozmawiała z Maryją jak z najlepszą przyjaciółką. Więc weszła. Po 9 miesiącach przyszła znowu i mówi do mnie: „Siostro, zostałam uzdrowiona, a teraz przyprowadziłam męża. Ale niech siostra sama podziękuje Matce Bożej, bo ja nie wiem jak”. Kiedyś przyszła kobieta, która chciała napisać intencję. Pisze, pisze, pisze… pół godziny. Mówię jej zniecierpliwiona, że Pan Jezus i Maryja wiedzą, czego nam potrzeba. Spojrzała na mnie oburzona: „Siostro, to nie są prośby, ale podziękowania!”. Opowiedziała, że jej czteromiesięczne dziecko było operowane na serce, operacja się nie udała, lekarze rozłożyli ręce. „Tutaj przyniosłam moje dziecko i pokazałam Matce Bożej, zostało uzdrowione”. Dużo matek, zwłaszcza ciemnoskórych, podnosi swoje dzieci do góry i pokazuje je Maryi. To ogromnie mnie wzrusza. Było takie małżeństwo z Włoch. Mieli chłopczyka w wieku ok. 5 lat, który cierpiał na jakąś bardzo bolesną chorobę nóg. Ojciec był niewierzący, ale wchodząc do kaplicy, zawarł taką umowę z Bogiem: „Uwierzę w Ciebie, jak moje dziecko powie mi: tato, mnie już nie boli”. Doszli do ołtarza. Chłopczyk się odwrócił i powiedział dokładnie tak: „Tato, mnie już nie boli”. Zrobili badania i wrócili tutaj jeszcze raz, żeby podziękować. Mam mnóstwo takich opowieści… Kiedyś przyszedł wielki czarnoskóry mężczyzna z ogromnym bukietem kolorowych tulipanów i łzami w oczach. Nie znałam wtedy jeszcze francuskiego, ale słuchałam go cierpliwie i modliłam się za niego. Zrozumiałam tyle, że chciał się odwdzięczyć Maryi za jakąś łaskę, ale nie wiedział jak. I usłyszał głos: „Bardzo lubię kwiaty”. To jest piękne. Maryja jak każda kobieta lubi kwiaty. Pielgrzymi często je przynoszą tutaj. Ojej, ale księdza zagadałam, ja jestem straszna gaduła, przepraszam… A co dla siostry osobiście jest najważniejsze? – Największym skarbem jest ta kaplica. Wieczorem, gdy nie ma już pielgrzymów, przychodzę i siadam sobie. I to jest takie ukojenie dla serca, radość, czuje się atmosferę modlitwy, bo przez cały dzień modliło się tutaj tylu ludzi. Wierzę dzięki ich wierze i ufności. W tych objawieniach najważniejsze jest to, że Maryja jest naszą matką. Macierzyńskość Maryi, tak, to najważniejsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.