„Trudniej runąć w nicość, gdy w dole rozciąga się wiersz…” To zdanie Alesa Debeljaka, słoweńskiego poety, eseisty i krytyka literackiego, towarzyszy mi i pociesza mnie od lat.
SETBOUN MICHEL /ZIHNIOGLU/BOCCON/sipa press/east news
Przypominam je teraz, w pierwszych dniach maja, na początku eseju, który chcę poprowadzić wąską ścieżką wierszy. Maj zdaje mi się dobrym miesiącem dla takiej drogi.
• • •
Zacznijmy od miejsca, na którym kilka dni temu, z wiadomej okazji, zebrała się wielotysięczna rzesza, a serca podchodziły do gardeł. Trudno przecenić chwili tej wagę, dziejowość, skutki… Ale to było w ostatnią niedzielę. Natomiast wtedy, w tamtej sytuacji, tej z wiersza, w listopadzie 2011 roku, plac był prawie pusty; była prawie północ, padał ciężki deszcz:
Na placu Świętego Piotra
Dwa okna jasne, tylko one,
w granatowej czerni placu, nocą.
Kilku młodych Francuzów skanduje
Be-ne-det-to! Be-ne-det-to!
ale carabinieri z palcami na ustach
są przy nich natychmiast.
Dlaczego on nie śpi, jest stary, prawda? –
– pyta mnie dwóch Hindusów.
Co on robi o tej porze?
Czyta, myśli, pisze, mówię. Modli się.
Tylko tyle? Pracuje jakoś?
Tak, mówię, tylko tyle. Wojna o wasze dusze,
krwawa i decydująca, toczy się tak właśnie:
po cichu, w nocy, na kolanach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.