Mój

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 17/2014

„Pokazał im ręce i bok”. Jezus pokazuje uczniom rany, bo to znak Jego tożsamości. Ukrzyżowany i zmartwychwstały – to jak awers i rewers tej samej Osoby. Zmartwychwstanie nie oznacza anulowania prawdy o krzyżu.

Mój

Ślady po nim są dowodem miłości aż po najwyższą cenę, miłości do końca. Można odczytać to także w ten sposób, że w wieczność zabierzemy ze sobą wszystkie „dowody” miłości do innych. To, co było w naszym życiu darem, co nas wiele kosztowało, co zostało wycierpiane dla innych, zostanie utrwalone na wieki. Życie po zmartwychwstaniu będzie inne, ale pozostanie jednak dalszym ciągiem mojej historii, moich miłości. Nie będzie już nowych ran, ale pozostaną ludzkie miłości oczyszczone, wypalone w ogniu Paschy Chrystusa.

„Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. On, ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan, posyła nas, swoich uczniów, na cały świat. „Jak Ojciec Mnie…” To niesamowite. Misją uczniów Jezusa, czyli także naszą misją, jest przedłużanie ramion Ojca Niebieskiego, aby obejmowały wszystkich synów marnotrawnych. To oznacza także zgodę na przebicie rąk, nóg, serca. Zgodę na ukrzyżowanie, czyli danie siebie do końca. Sami nie mamy siły na taką ofiarę. Dlatego „po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: »Weźmijcie Ducha Świętego!«. Kontynuować misję Jezusa mogą tylko ci, których zasila Duch Święty. Ludzka miłość musi karmić się miłością Boga.

„Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone”. Misja zlecona uczniom jest misją „dystrybucji” miłosierdzia Bożego. Odpuszczenie wszelkich grzechów dokonało się skutecznie raz na zawsze przez krzyż i zmartwychwstanie. Teologia mówi, że jest to tzw. obiektywna strona odkupienia dokonanego przez Jezusa. Istnieje także subiektywna strona tego samego dzieła. Odnosi się ona do poszczególnych ludzi. Ten aspekt subiektywny jest związany z działaniem Kościoła, który poprzez sakramenty „rozprowadza” łaskę do konkretnego człowieka. Przez sakramenty w mocy Ducha Świętego zostajemy osobiście objęci Bożym miłosierdziem. Jak Tomasz możemy dotknąć ran Jezusa, dzięki którym zostaliśmy uzdrowieni z naszych grzechów. Wystarczy tylko uwierzyć.

„Pan mój i Bóg mój!”. Wyznanie wiary Tomasza zwraca uwagę na osobisty wymiar wiary. Każdy z nas ma swoje „jazdy”, zwątpienia, spory z Bogiem. Tomasz to niedowiarek, ale przecież mu zależy. Nie wzrusza obojętnie ramionami. W jego krzyku: „jeżeli…, nie uwierzę” jest sporo bezczelności, ale są też namiętność, walka, ogromna tęsknota za bliskością Jezusa. On gorąco chce, by to, co mówią jego przyjaciele, było prawdą. Trudno mu w to uwierzyć, owszem. Ale szuka, zmaga się, pragnie. Czy nie jesteśmy podobni do niego? Wątpimy, ale przecież chcemy gorąco, żeby to była prawda, żeby ta żywa Prawda osobiście nas dotknęła, spotkała, przytuliła. „Mój” to ważne słowo. Panie, daj mi tak odnaleźć Ciebie, byś stał się „moim”. Bogiem i Panem. Na zawsze!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.