Gdy kariera stawała przed nim otworem, wykonywał radykalny zwrot o 180 stopni. Zapraszamy do ukrytej w leśnej głuszy pustelni św. Jana z Dukli!
Pustelnia. Cisza, spokój. Latem zaglądają tu tłumy kuracjuszy z Rymanowa czy Iwonicza
Roman Koszowski /GN
Pamiętam, że szukaliśmy rydzów. Spacerowaliśmy po lasach wokół Trzciany. Dowiózł nas tutaj stary jelcz z Krosna. Pamiętam, że w spalonych słońcem trawach nieopodal kamiennych łemkowskich krzyży zauważyłem dwie żmije. Miałem kilka lat, nie miałem pojęcia, że w tej gęstwinie drzew i krzewów ociekających lepkim sokiem malin miał swoją pustelnię Jan z Dukli. Nie miałem pojęcia, że ktoś taki w ogóle istniał. Sama Dukla kojarzyła mi się wówczas tylko z miejscem przelotowym do przejścia z Czechosłowacją w Barwinku i złowieszczo celującym w pekaes radzieckim czołgiem.
Popielec, popielice
Środa Popielcowa. Niebo ma kolor popiołu. Na uśpioną, zastygłą w zimowym letargu Cergową spadła szarobura mgła. Mży. Na wiodącej przez las ścieżce, latem szczelnie oblepionej przez turystów, ani żywego ducha. Ciszę przerywa miarowe stukanie dzięcioła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.