Weź swój krzyż

ks. Tomasz Jaklewicz


|

GN 10/2014

publikacja 06.03.2014 00:15

Przyjmując wybór konklawe, godził się na krzyż ponad ludzkie siły. Wracał często do słów Jezusa do Piotra: „Czy miłujesz Mnie więcej?” i „Poprowadzą cię, dokąd nie chcesz”. Zgoda na służbę to zgoda na śmierć.


22.10.2014. Watykan. Msza św. inauguracyjna pontyfikatu 22.10.2014. Watykan. Msza św. inauguracyjna pontyfikatu
L'Osservatore Romano/east news

Karol Wojtyła trzykrotnie usłyszał konkretne wezwanie Pana Jezusa: „Pójdź za Mną”. Pierwsze dotyczyło kapłaństwa, drugie biskupstwa, trzecie papiestwa. Radość z Bożego wybrania mieszała się w jego sercu z poczuciem własnej słabości oraz konieczności pozostawienia osób i spraw, które były mu drogie. Benedykt XVI, który w 2005 roku przeżył ten sam dramatyczny moment, co kard. Wojtyła w 1978 roku, nie wahał się mówić o spadającej gilotynie. George Weigel, biograf Jana Pawła, tak odtwarza tę chwilę: „W pewnym momencie podczas liczenia głosów Wojtyła ukrył głowę w dłoniach. Kardynał Hume zapamiętał, że »było mu bardzo żal tego człowieka«. Jerzy Turowicz napisał później, iż w chwili wyboru Karol Wojtyła był tak samotny jak tylko może być człowiek. Wybór na papieża oznaczał bowiem »wyraźne odcięcie od poprzedniego życia, bez możliwości powrotu«. Kardynał König, współodpowiedzialny za popieranie Wojtyły, »bardzo się niepokoił, czy przyjmie wybór«. Kiedy jednak kard. Jean Villot zapytał Wojtyłę: »Czy przyjmujesz?«, usłyszał odpowiedź: »W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Jego i Matce Kościoła, świadom wielkich trudności – przyjmuję«”. Kardynał z Krakowa przyjął w tym momencie na swoje barki krzyż urzędu, którego – po ludzku sądząc – żaden człowiek nie potrafi udźwignąć. Wymagania stawiane papieżowi przewyższają ludzkie siły, nawet największego świętego. Może on liczyć tylko na Boga. 


Totus Tuus


Być może w żadnym innym momencie życia Karol Wojtyła nie poczuł tak mocno ciężaru słów, które wybrał na biskupie zawołanie – „Totus Tuus”, czyli „Cały Twój” – dewizy zaczerpniętej z modlitwy św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Następnego dnia po wyborze Jan Paweł II, przemawiając w Kaplicy Sykstyńskiej, nawiązał do tych słów: „W tej właśnie godzinie, ciężkiej i budzącej niepokój, musimy z synowskim oddaniem zwrócić myśl ku Maryi Dziewicy, która w tajemnicy Chrystusa zawsze żyje i działa jako nasza Matka, i musimy powtórzyć te słowa: »Totus Tuus«, jakie przed 20 laty w dniu sakry biskupiej wpisaliśmy w nasze serce i nasze godło”. 
Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad wymową papieskiego herbu Jana Pawła II. A przecież w jego prostej symbolice można odczytać fundament duchowości papieża „z dalekiego kraju”. Abp Bruno Heim, specjalista od kościelnej heraldyki, przygotował dla Jana Pawła II siedem propozycji herbu. Papież postanowił jednak pozostać przy swoim dotychczasowym herbie arcybiskupa krakowskiego: duża litera „M” poniżej krzyża – Maryja stojącą pod krzyżem Chrystusa. Abp Heim skomentował ten wybór uszczypliwie: „Zwyczaj używania inicjałów jest całkowicie niezgodny z prawdziwym językiem heraldyki, przypomina raczej reklamę lub znak firmowy”. Niewątpliwie Wojtyła nie przejmował się specjalnie zasadami heraldyki. Zależało mu bardziej na znaczeniu duchowym. Słowa „Cały Twój” łączą się w jedno z symboliką herbu: Maryja stojąca pod krzyżem jest obrazem zarówno Kościoła, jak i ucznia Chrystusowego. Wierna do końca, mówiąca Bogu „tak” w każdej sytuacji, gotowa do współofiarowania. Słowo „totus” akcentuje całkowitość, pełnię daru z siebie, totalne zawierzenie. Słowo „tuus” odnosi się wprost do Maryi, ale w najgłębszym sensie jest złożeniem życia w ręce Boga, tak jak uczyniła to Matka Jezusa pod krzyżem. 


Wezwanie do służby i śmierci 


Wiele okoliczności związanych z wyborem dokonanym przez kardynałów 16 października 1978 roku wskazuje na to, że Jan Paweł II przeżywał ten moment jako zgodę na całkowite pójście za Jezusem, aż do męczeństwa. Co działo się w sercu arcybiskupa krakowskiego na wieść o niespodziewanej śmierci Jana Pawła I? Wielu świadków wspomina reakcję kard. Wojtyły, za którą krył się niepokój. „Zdrętwiał, ale tylko na chwilę. Przerwał śniadanie i poszedł do swego pokoju. W tak smutnym momencie pragnął pozostać sam. Nie komentował tego, co się stało, słyszeliśmy jedynie, jak szeptał: »To niesłychane, niesłychane…«. Później z daleka zobaczyliśmy, jak wchodził do kaplicy, gdzie przez długi czas się modlił” – wspomina kard. Dziwisz.
Tuż po śmierci Jana Pawła I Wojtyła napisał ostatni krakowski wiersz pt. „Stanisław”. Poświęcony był męczeństwu świętego biskupa. „Pragnę opisać mój Kościół…” – tak się zaczyna. „Kościół: dno bytu mojego i szczyt… Sakrament mojego istnienia w Bogu, który jest Ojcem. Pragnę opisać Kościół – mój Kościół, który związał się z moją ziemią”. Kościół i ojczyzna, dwie miłości, za które często płaci się najwyższą cenę. W trakcie pisania tego wiersza złamał pióro. 
Marek Skwarnicki wspomina ostatnie spotkanie z kard. Wojtyłą, już w Rzymie, w polskim kolegium na Awentynie. Rozmawiał z Wojtyłą wraz z Jerzym Turowiczem. Na rozstanie kardynał uściskał ich obu tak mocno, że obaj mężczyźni byli wstrząśnięci. Jakby żegnał się z nimi. Gdy wychodzili, ks. Dziwisz powiedział im: „Proszę się modlić za kardynała Wojtyłę, proszę się modlić o jego powrót do Krakowa”. 8 października w kościele św. Stanisława w Rzymie kard. Wojtyła razem z kard. Wyszyńskim koncelebrował Mszę za zmarłego Jana Pawła I. Wygłosił wtedy homilię, opierając się na 21. rozdziale Ewangelii św. Jana, gdzie znajduje się słynny dialog zmartwychwstałego Pana z Piotrem. Przyszły papież mówił: „Powołanie do godności papieskiej zawsze zawiera w sobie wezwanie do największej miłości, do szczególnej miłości. I poniekąd zawsze Chrystus pyta tego człowieka, któremu mówi: »Pójdź za Mną«, tak jak zapytał wtedy Szymona: »Czy Mnie miłujesz więcej niż ci?«. Wtedy serce człowieka musi drżeć. Drżało serce Piotra i drżało serce kardynała Albina Luciani, zanim przybrał imię Jana Pawła”.
Czy nie drżało już wtedy serce kard. Wojtyły? Pointa homilii jest bardzo wymowna: „Tekst Ewangelii św. Jana ma swój ciąg dalszy. Chrystus mówi zagadkowe słowa do Piotra. »Gdy byłeś młodszy, przepasywałeś się i chodziłeś, dokąd chciałeś. Lecz gdy się zestarzejesz, kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd ty nie zechcesz«. Słowa zagadkowe, tajemnicze… I stąd też w tym wezwaniu, skierowanym po zmartwychwstaniu Chrystusa do Szymona Piotra, Chrystusowy rozkaz: »Ty pójdź za Mną« ma podwójne znaczenie: jest wezwaniem do służby i jest też wezwaniem do śmierci”. 
Kiedy 25 lat później Jan Paweł II świętował jubileusz pontyfikatu, nawiązywał do tej samej Ewangelii. W powołaniu na następcę św. Piotra widział przede wszystkim znak Bożego miłosierdzia. „Dziś dzielę się z wami tym doświadczeniem, które przez ćwierć wieku trwa nieustannie. Każdego dnia odbywa się w mym sercu ten dialog, a w duchu wpatruję się w to łaskawe spojrzenie zmartwychwstałego Chrystusa, które ośmiela, abym jak Piotr, ze świadomością swej ludzkiej ułomności, ze spokojem odpowiadał: »Panie, Ty wiesz... Ty wiesz, że Cię kocham«, a potem podejmował zadania, jakie On sam przed nami stawia”.


Cierpiący a konklawe


Tuż przed rozpoczęciem konklawe rozległego wylewu doznał biskup Andrzej Deskur, serdeczny przyjaciel Wojtyły, pracujący w Rzymie. Przewieziono go w bardzo ciężkim stanie do Polikliniki Gemelli. Wojtyła odwiedził go w szpitalu i prosto stamtąd udał się do Kaplicy Sykstyńskiej. Wiele lat później przyznał, że cierpienie przyjaciela było znakiem, który dał mu wiele do myślenia. 
Powołanie jako podjęcie krzyża. Czy tak widział to sam Jan Paweł II? W rozmowie z André Frossardem wyznał: „Powołanie zawsze oznacza, że mamy zobaczyć nowy projekt własnego życia – inny niż ten, z jakim egzystowaliśmy dotąd. Jest rzeczą zdumiewającą, w jaki sposób Pan Bóg dopomaga nam od wewnątrz, przygotowuje człowieka, ażeby w odpowiednim czasie umiał wejść w ten nowy projekt, umiał utożsamić się z nim – umiał po prostu dostrzec wolę Ojca i przyjąć ją. I to pomimo całej swojej słabości i zakorzenienia we wszystkich własnych »projektach«”. Dalej papież, pozornie ni stąd, ni zowąd, odwołał się do swoich spotkań z ludźmi nieodwracalnie chorymi, skazanymi na wózek inwalidzki lub przykutymi do łóżka, umierającymi. „Może to dziwne, że mówię o tym w kontekście pytania o wynik konklawe oraz o moje pierwsze myśli i reakcje (…). Wyniszczani i stopniowo umierający, z trudem przyjmują swój stan – powoli dojrzewa w nich świadomość, że cierpienie jest wielkim powołaniem tajemnicy Chrystusa i Kościoła. (…) Nieraz bywałem świadkiem tego, jak ów stan zostaje przyjęty, nie tylko jako »los«, ale jako prawdziwe »wybranie« i powołanie: Boży »projekt« własnego życia, w którym człowiek odnajduje siebie, utożsamia się z nim, odnajduje wewnętrzny pokój, a nawet radość i szczęście. Nieraz uderzało mnie to szczęście i pokój w rozmowach z ludźmi po ludzku bardzo doświadczonymi. Widziałem w tym namacalny dowód działania łaski i obecności Ducha Świętego w sercu człowieka. Myślę, że kiedy 16 października1978 roku dane mi było w ciągu jednego popołudnia przyjąć nowy »projekt« mojego życia i powołania (…), dokonało się to z pomocą tych wszystkich, którzy »w swym ciele dopełniają tego, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusa«, dusz oddanych Bogu i głęboko ukrytych w Ciele Mistycznym, a wreszcie wszystkich, którzy zgromadzenie kardynałów wspierali ofiarą i modlitwą. Pamiętałem w tym momencie zwłaszcza o modlitwach i ofiarach, które składają ludzie szczególnie mi bliscy”. 


Nie lękajcie się!


„Nie lękajcie się!” Te słowa powracały jak refren w niezapomnianej homilii Jana Pawła II inaugurującej pontyfikat 22 października 1978 roku. Papież mówił to całemu światu, ale mówił to także sobie. Tuż po wyborze na balkonie bazyliki św. Piotra powiedział: „Obawiałem się przyjąć ten wybór”. W dniu inauguracji wyznał: „Dziś właśnie nowy biskup wstępuje na rzymską Stolicę Piotra. Biskup przejęty głębokim drżeniem w poczuciu swej niegodności. I jak tu nie drżeć wobec wielkości takiego wezwania i wobec powszechnej misji tej Stolicy rzymskiej?”. Jan Paweł II nawiązał do słynnej sceny z „Quo vadis”, kiedy Piotr ucieka z Rzymu w chwili prześladowań, ale napomniany przez Jezusa, zostaje aż do swojego ukrzyżowania. 
Papież mówił o władzy Chrystusa, która jest służbą: „Ta władza Pana naszego, absolutna, a przecież słodka i łagodna, odpowiada całej głębi ludzkiego wnętrza, jego wzniosłym dążeniom, jego woli i sercu. Nigdy nie przemawia językiem siły, ale wyraża się w miłości bliźniego i w prawdzie”. Wołał: „Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi”. 
Boimy się uznać władzę Boga nad nami. Mamy z tym kłopot, bo chcemy wciąż realizować własne projekty. Tymczasem każde ludzkie powołanie można odczytać i przyjąć, tylko patrząc na krzyż. To pierwsza ważna lekcja papieża – przewodnika po tajemnicy krzyża. 
W przejmującej homilii na Wawelu z 1987 roku zwracał się do Chrystusa z czarnego krucyfiksu, pod którym modliła się św. Jadwiga, królowa: „To w krzyżu jest Ci dana, o Chryste, »wszelka władza«, taka władza, jakiej nikt inny nie ma w dziejach świata. (…) To w krzyżu, w tym – po ludzku znaku hańby – stałeś się, o Chryste, Pasterzem naszych dusz i Panem dziejów. (…). Przedziwna jest Jego »władza« nad sercem człowieka. Skąd się bierze ta władza? Jaką ma moc On, wyniszczony, skazany na swoją krzyżową agonię na tylu miejscach świata? Poprzez tę agonię, poprzez wyniszczenie, poprzez obraz skrajnej słabości, hańby i nędzy przemawia moc: jest to moc miłości »aż do końca«. 
Wróćmy na plac św. Piotra 22 października 1978 roku. Po Mszy inaugurującej pontyfikat Jan Paweł II nie udał się prosto do bazyliki, ale podszedł do ogromnego tłumu ludzi na placu. Pobłogosławił grupę niepełnosprawnych na wózkach. Mały chłopczyk przedarł się przez barierki, papież wziął go na ręce i przytulił. George Weigel pisze: „Nie mógł wziąć na ręce w objęcia całego tłumu, lecz mógł go pozdrowić. Ujął zatem oburącz wielki srebrny pastorał papieski i potrząsnął nim przed wiwatującym tłumem, niczym mieczem ducha”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.