Giną, znaczy żyją

Franciszek Kucharczak

|

GN 09/2014

publikacja 27.02.2014 00:15

Kto najbardziej broni własnego życia, ten nie obroni żadnej wartości. Ani życia.

Giną, znaczy żyją rysunek franciszek kucharczak /gn

Zabijają się na Ukrainie! – mówili ludzie, spoglądając w ekrany telewizorów z przerażeniem, ale też chyba i z nie mniejszym zdziwieniem. Bo to w Europie, tak blisko nas, tak – bądź co bądź – niespodziewanie, ale nade wszystko z taką determinacją. Słyszałem w radiu uczestnika Majdanu, który mówił, że gdy zobaczył padających młodych mężczyzn, przestał się bać. I twierdził, że to było powszechne odczucie. Śmierć obrońców Majdanu zamiast wywołać panikę, zwiększyła wolę wytrwania.

Coś takiego w dekadenckiej Europie musi budzić zdziwienie: jak to tak – ginąć w jakiejś sprawie? Przecież moją największą sprawą jest moje życie. Mam tylko jedno – jeśli je tracę, tracę wszystko. Co mi tam jakaś ojczyzna, co mi tam wolność – świat ginie, gdy ja ginę. I co mi przyjdzie z wolnego kraju, skoro mnie tam już nie będzie. I skoro w ogóle nigdzie mnie nie będzie.

Takie są konsekwencje wyboru neutralności światopoglądowej jako dominującego i zalecanego światopoglądu. Bardzo wątpliwe, żeby ci, którzy porównują bohaterstwo polskich patriotów do fanatyzmu esesmanów, byli w stanie jakąkolwiek sprawę uznać za wartą oddania życia. Tacy ludzie nie obroniliby żadnej wartości – bo wobec ich własnego fizycznego życia każda inna wartość staje się drugorzędna albo żadna.

To gdzieś stąd, twierdzę, bierze się pacyfizm, który na szczycie ludzkich osiągnięć stawia spokój zwany „pokojem”. Ale to nie pokój, lecz raczej stan obojętności, pożądany tak, jak się pożąda wygodnego fotela i kapci, gdy sumienie każe wstać, działać i ponosić ofiary. Ta krwawa ofiara z życia i zdrowia wielu ludzi, po miesiącach trwania na mrozie, w niewygodzie i niedospaniu, jest nie do pojęcia dla ludzi o mentalności „wszechkonsumenta”. Pytanie, czy cywilizacja Zachodu jest jeszcze zdolna do czegoś podobnego?

Ha, może tak – na przykład tłumy Francuzów, znoszących szykany w obronie naturalnej rodziny, to znak, że jeszcze nie wszystko stracone. Że w ludziach, pogrążonych w letargu powszechnej tolerancji i akceptacji wszystkiego z wyjątkiem nietolerancji, tli się tęsknota za prawdziwym człowiekiem. Za takim, który wie, czego chce, a chce czegoś większego niż on sam i jego doczesne życie.

Nie wiemy oczywiście, czy to, co się stało na Ukrainie, nie zostanie politycznie zniweczone, ale w takich razach w tle jest coś większego niż polityka. Gdy człowiek o coś walczy z gorącym sercem (bo z zimnym raczej trudno dobrowolnie narażać życie), daje zarazem komunikat, że warto dla czegoś żyć, skoro warto za to nawet umierać.

Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, że dzień modlitwy i postu za Ukrainę polski Kościół wyznaczył dopiero na 28 lutego, gdy już 10 dni wcześniej Kijów spłynął krwią. Ale teraz myślę, że to nawet lepiej. Bo przecież nasze duchowe wsparcie dla sąsiadów nie jest prostą interwencją „żeby się przestali zabijać”. Nie musimy mówić Bogu, co ma robić. My Go prosimy, żeby przyszło Jego królestwo tam, gdzie go jeszcze nie ma. Żeby weszło tam, gdzie ludzie o coś naprawdę walczą, i przemieniło serca. Z tymi sercami pójdzie łatwiej. Dużo łatwiej niż z amebą „neutralności”.

Para w gwizdek

Według danych GUS, w 2013 roku w Polsce pobrało się około 181 tys. par, czyli o 22 tys. mniej niż rok wcześniej. To już piąty rok z kolei, gdy spada liczba zawieranych małżeństw. Z ogólnej liczby nowych związków 83 proc. to małżeństwa pierwsze (panien z kawalerami). Małżeństwa wyznaniowe (zawarte w kościołach) stanowią ok. 64 proc. ogólnej liczby nowych małżeństw. Ogólne wyniki wskazują też, że 70 proc. małżeństw ulega formalnemu rozwiązaniu wskutek śmierci małżonka, a 30 proc. w wyniku rozwodu. Wiąże się z tym, rzecz jasna, stale zmniejszająca się liczba nowo narodzonych dzieci. Analitycy oceniają, że sytuacja ta jest skutkiem trudnej sytuacji na rynku pracy. Ale nie martwmy się – Polaków mimo wszystko przybywa. Co prawda w Anglii, ale jednak.

Kobieta cię legalizuje

„Każda kobieta powinna mieć prawo do podjęcia własnej decyzji o tym, kiedy zaczyna się nowe życie” – powiedziała Vicki Cowart, szefowa aborcyjnego giganta Planned Parenthood w Kolorado (USA). No i proszę – wreszcie mamy jasną wykładnię na temat początku człowieka. Człowiekiem jesteś wtedy, gdy „każda kobieta” (w tym wypadku matka) za człowieka cię uzna. A skoro tak, to konsekwentnie kobieta (np. żona) powinna mieć prawo do podjęcia decyzji, kiedy kończy się życie (np. jej męża).

Kanada też chce

Władze kanadyjskiego Quebecu pracują nad przyjęciem ustawy o dopuszczalności eutanazji. Są mocno zapóźnieni w stosunku do Belgii, która zamierza zabijać dzieci, u nich bowiem planuje się zabijanie cierpiących dorosłych. Ale bez obaw, w Belgii też podobnie zaczynali, a proszę, jak szybko poszło.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.