Człowiek, nie bestia!

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 08/2014

publikacja 20.02.2014 00:15

Media konsekwentnie mówią o Mariuszu Trynkiewiczu „bestia”. Nawet nowe przepisy nazywa się „ustawą o bestiach”. Jako chrześcijanie nie możemy z tym się zgodzić. Morderca nie przestaje być człowiekiem, który może się nawrócić.

Jezus umierał między przestępcami (być może mordercami?). Jeden z nich się nawrócił Jezus umierał między przestępcami (być może mordercami?). Jeden z nich się nawrócił
jakub szymczuk /gn

Wmedialnym serialu pt. „Mariusz Trynkiewicz” gubią się najważniejsze wymiary ludzkich dramatów – etyczny, duchowy, sięgający fundamentu człowieczeństwa. Znika zarówno szacunek dla ofiar, wrażliwość na cierpienie ich rodzin, ale także szacunek dla sprawców przestępstw. Najgorszy przestępca nie przestaje być ludzką osobą, nawet jeśli wyrządzając zło, dramatycznie sprofanował własne człowieczeństwo. „Mariusz Trynkiewicz jest człowiekiem. Patrząc z perspektywy chrześcijańskiej: jest naszym bliźnim. Żadne popełnione zło go z tych kategorii nie wyjmie” – napisała Joanna Kociszewska na portalu wiara.pl. Nie chodzi tu absolutnie o zanegowanie sprawiedliwości ani, broń Boże, o pomieszanie ról kata i ofiary. Chodzi tylko o powstrzymanie odruchu nienawiści, odwetu, mentalnego linczu, który pojawia się w spotkaniu ze złem przekraczającym wszelkie miary. W głosach ludzi wyrażających oburzenie na przestępców pobrzmiewa czasem dziwna nuta – agresja pomieszana jest z jakimś rodzajem skrywanej fascynacji złem. Przypomina się Anthony Hopkins w roli seryjnego psychopatycznego mordercy w tzw. kultowym filmie „Milczenie owiec”. Grał postać odrażającą, ale zarazem był kimś niezwykle fotogenicznym, w jakiś sposób pociągającym. Tego typu estetyzowanie zła, zacieranie granicy między dobrem a złem, dokonuje się nieustannie w setkach popkulturowych produkcji. Media są dziś tak silnie sprzęgnięte z rozrywką, że fikcja i rzeczywistość, fakty i komentarze, prawda i fałsz, dobro i zło – mieszają się ciągle ze sobą. Liczy się widz, któremu trzeba podać w atrakcyjny sposób kolejny odcinek spektaklu.

Między zaburzeniem a chorobą

Każda okrutna zbrodnia wywołuje lawinę pytań nie tylko o adekwatną karę, ale także o przyczynę zła. Jak to się dzieje, że człowiek zamienia się w seryjnego mordercę? Ile w ludzkich decyzjach jest wolności, a ile wpływu otoczenia? Jakie czynniki psychiczne, biologiczne, duchowe są decydujące? Czy można orzekać o winie seryjnych zbrodniarzy, czy trzeba uznać, że są ofiarami choroby? Jak wyznaczyć tę granicę? Czy tacy ludzie jak Trynkiewicz mogą zostać przywróceni do życia w społeczeństwie? Czy resocjalizacja w ogóle jest możliwa? Czy istnieją jakieś programy pomagające przestępcom po wyjściu z więzienia w dojściu do życia w społeczeństwie? Pytań jest wiele. Nie ma na nie łatwej odpowiedzi, ale nie wolno ich unikać, czekając tylko, czy „wreszcie go załatwią”. Biegli psychiatrzy lub psycholodzy zostają nieraz postawieni przed strasznie odpowiedzialnym zadaniem. Praktycznie to oni muszą orzec, czy sprawca jakiegoś okrutnego czynu może ponieść odpowiedzialność karną, czy powinien trafić do więzienia, czy raczej na leczenie do szpitala. – Biegły musi rozpoznać, czy ma do czynienia z człowiekiem o zaburzonej osobowości (z jakąś formą psychopatii), czy z człowiekiem chorym psychicznie – mówi GN Bożena Szymik-Iwanecka, psychiatra z praktyką biegłej w sądzie. – W pierwszym przypadku człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i może być karany, w drugim przypadku ta odpowiedzialność zostaje zniesiona. Człowiek, który popełnił przestępstwo, a został zdiagnozowany jako chory, zostaje skierowany na przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Czasem choroba psychiczna jest łatwa do stwierdzenia i lekarz nie ma żadnych wątpliwości. Nieraz przeprowadza się oprócz rozmowy dodatkowe testy lub kieruje się na obserwację w szpitalu. W niektórych przypadkach całkowicie jednoznaczna diagnoza jest bardzo trudna.

Psychologowie i psychiatrzy zajmujący się badaniem przyczyn zaburzeń osobowości prowadzących do popełnienia okrutnych zbrodni nie są zgodni w swoich opiniach. Jedni proponują podejście czysto biologiczne – przyczyn dewiacji szukają w zaburzeniach części mózgu lub w uwarunkowaniach genetycznych. Inni akcentują silniej wpływ otoczenia, jakiś rodzaj patologii w rodzinie (przemoc, wykorzystanie seksualne), wpływ mediów. Słynny polski psychiatra i filozof Antoni Kępiński zwracał uwagę, że oprócz biologicznego i psychologicznego wymiaru człowieka istnieje też wymiar duchowy. Jeśli na poziomie np. relacji do Boga stało się coś złego, będzie to miało także wpływ na psychikę, na konkretne patologiczne zachowania.

– Zaburzenie osobowości może zmniejszać odpowiedzialność, ale jej nie znosi – podkreśla Bożena Szymik-Iwanecka. – Ci ludzie mają świadomość swoich problemów, potrafią dokonać moralnej oceny swoich czynów, ale ich problemem jest często to, że odmawiają przyjmowania leków, terapii, pomocy, rezygnują z pracy nad sobą, wiedząc, że to może prowadzić do strasznych skutków. Dlatego można mówić w tym przypadku o winie. Zaburzenie osobowości nie przekreśla wolności człowieka. – Istnieje kilkanaście różnych metod terapii osób o zaburzonej osobowości. Próbuje się taką zaburzoną osobowość porozkładać na czynniki pierwsze i poskładać na nowo, ucząc empatii i moralności – wyjaśnia Błażej Kmieciak, były Rzecznik Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego w Łodzi. – Resocjalizacja w więzieniach jest głównie terapią osobowości. Z mojego doświadczenia wynika, że skuteczna resocjalizacja dokonuje się zawsze w kontekście duchowym. Sama psychologia to za mało. Jako człowiek wierzący powiedziałbym, że konieczne jest nawrócenie.

Czy morderca może się nawrócić?

Czy możliwe jest nawrócenie wielokrotnego mordercy jak Trynkiewicz? – W jego przypadku społeczeństwo, czy bardziej media, wydało na niego wyrok – mówi Błażej Kmieciak. – Nikt nawet nie stawia pytania, czy tyle lat spędzonych w więzieniu przyniosło jakąś przemianę, czy zaproponowano mu jakiś program terapii na wolności umożliwiającej mu adaptację do życia w społeczeństwie. Dziennikarz „Polityki” Piotr Pytlakowski przeprowadził w 1996 r. rozmowę z Trynkiewiczem. Zapytał go o odczucia po zamianie wyroku śmierci na 25 lat więzienia. „Odczułem ulgę, wiadomo, każdy chce żyć. Mam plan, żeby w dobrym zdrowiu i spokoju doczekać do czasu wyjścia z kryminału. Moje intencje są jak najlepsze, ale obawiam się społeczeństwa, które będzie chciało mnie zaszczuć” – odpowiadał („Polityka” nr 5/2014). Nie trzeba wierzyć w stu procentach w to wyznanie więźnia, ale trzeba przyznać mu rację w tym, że trafnie przewidział społeczną reakcję na swoje wypuszczenie. „Miłość nieprzyjaciół” – to o niej jest mowa w Ewangelii odczytywanej w niedzielę, kiedy ukazuje się niniejszy numer GN. J. Delumeau w książce „Wyznanie i przebaczenie” przywołuje przykład takiej miłości. „Zdumiewające świadectwo mieliśmy parę lat temu na procesie w Créteil. Pewien młody człowiek zabił dziewczynę, która nie chciała za niego wyjść. Przed oniemiałym ze zdumienia trybunałem i publicznością rodzice oświadczyli, powołując się na Ewangelię, że pragną zaadoptować mordercę ich córki. Była to niewątpliwie wyjątkowa decyzja i heroiczny wybór. Nikt nigdy nie mógłby wymagać tak niesłychanej wspaniałomyślności od wszystkich rodziców będących w podobnej sytuacji”. To jasne, nie da się nakazać miłości, heroizmu, przebaczenia. Ale jaka jest alternatywa? Powyższy przykład przypomniał na blogu ks. Andrzej Draguła, komentując sprawę Trynkiewicza. Autor opowiada także inną historię bardzo à propos.

Otóż w 2004 r. na 30 lat więzienia skazano Michelle Martin, byłą żonę belgijskiego pedofila Marka Dutroux, za współudział w wielu przestępstwach popełnionych przez męża. W 2012 r. została warunkowo zwolniona z więzienia, by zamieszkać w klasztorze klarysek w Malonne koło Namur na południu Belgii. Jak do tego doszło? Jej adwokat zwrócił się w jej imieniu o zwolnienie warunkowe, gdyż Michelle Martin – ta „najbardziej znienawidzona kobieta w kraju” – chciałaby „odpokutować wobec społeczeństwa”. Siostry klaryski z Malonne zgłosiły chęć jej przyjęcia. Ich przełożona napisała: „Pani Martin jest istotą ludzką, która – jak my wszyscy – jest zdolna do tego, co najgorsze i do tego, co najlepsze”. Warunki zwolnienia były ściśle określone. Obejmowały m.in. zakaz przebywania w rejonach, gdzie mieszkała, zakaz kontaktów z mediami i nakaz terapii. W klasztorze miała podjąć codzienne prace domowe. Decyzja spotkała się z krytyką ze strony rodzin zamordowanych, a także niektórych polityków oraz mieszkańców, którzy sprzeciwiali się, by w ich otoczeniu zamieszkała „la monstre” – bestia. Pojawiły się także głosy wsparcia, gest sióstr został uznany przez niektórych za „profetyczny”. I teraz rzecz chyba najsmutniejsza. Ks. Draguła pisze: „Dla wielu – niestety – decyzja sióstr stała się powodem odejścia od Kościoła. Pojawiło się nawet wyrażenie »efekt Michelle Martin« na opisanie pewnej tendencji składania deklaracji wystąpienia z Kościoła właśnie z tego powodu”.

Jezus między łotrami

Joanna Kociszewska kończy swój komentarz słowami: „Boże przebaczenie nikogo nie wyklucza. Nie wyklucza także tych, których my nazywamy »bestiami«. To jest sedno Ewangelii. Mariusz Trynkiewicz też może być zbawiony. Możemy się spotkać w wieczności, po tej samej stronie. No chyba że nienawiść sprawi, że to my się odwrócimy…”. Jezus umierał między przestępcami skazanymi na śmierć. Umierał także za nich. Być może byli też mordercami, może prasa nazwałaby ich dziś „bestiami”. Kto wie? Jeden z nich się nawrócił, a drugi nie. Jeden uznał winę i prosił o przebaczenie, drugi umierał z bluźnierstwem na ustach. Obaj mieli jednakową szansę w ciągu ostatnich chwil ziemskiego życia. Jeden z niej skorzystał, drugi nie. Dotykamy tu tajemnicy ludzkiej wolności. Historie „nawróconych łotrów” powracają. Pół wieku temu Jacques Fesch został skazany na śmierć za zastrzelenie policjanta podczas ucieczki po napadzie rabunkowym w Paryżu. Miał wtedy 27 lat. Spędził trzy lata w więzieniu. Nawrócił się pod wpływem kapelana więzienia i głęboko wierzącego adwokata. Skruszony, przyjął ze spokojem wyrok. W ostatnim roku życia pisał dziennik duchowy, który ukazał się drukiem pod tytułem: „Za pięć godzin zobaczę Jezusa”. Tymi słowami Fesch dał w dniu egzekucji świadectwo swojej wiary. Został zgilotynowany 1 października 1957 roku. Jest dziś kandydatem na ołtarze. Nie wiem, jak potoczy się dalej życie Mariusza Trynkiewicza. Absolutnie nie mam zamiaru czynić z niego świętego czy ofiary. Może jest nadal człowiekiem niebezpiecznym, którego należy izolować. Jest jednak cały czas człowiekiem, nie bestią. Jest nadal dzieckiem Boga, który czeka także na jego nawrócenie. „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.