My i inne zwierzęta

Franciszek Kucharczak

|

GN 07/2014

publikacja 13.02.2014 00:15

Kto nie uznaje autorytetu większego niż człowiek, nie zatrzyma się na żadnej granicy.

My i inne zwierzęta rysunek franciszek kucharczak /gn

Gdy onegdaj Andrzej Krauze narysował faceta wskazującego kozie biorących „ślub” mężczyzn i mówiącego „Jeszcze tylko ci dwaj panowie wezmą ślub i zaraz potem my”, wybuchła taka histeria, jakby PiS miał wrócić do władzy. Właściwie nie wiadomo o co, bo czy „małżeństwo” dwóch osobników tej samej płci to coś mniej absurdalnego niż „małżeństwo” z kozą? Albo coś mniej wstrętnego?

Ach tak, nie wolno mówić, że pewne ludzkie zachowania kogoś brzydzą (nawet gdy Biblia mówi, że są obrzydliwością wobec Boga). No ale w takim razie dlaczego miałaby kogoś brzydzić zoofilia? To też ludzkie zachowanie. Co? Że tu mamy do czynienia ze zwierzętami, które nie wyraziły zgody? Ale nie wyraziły też sprzeciwu. Poza tym, kto to jest zwierzę? Skoro można określać się płciowo, można i gatunkowo. Jeśli pan Kowalski zechce wziąć ślub z kozą, to może przecież uznać kozę za człowieka albo siebie uznać za kozła lub kozę.

No przepraszam, a dlaczego nie? Przecież we Francji osiągnęli postęp pod hasłem „małżeństwo dla wszystkich”. Jak dla wszystkich, to dla wszystkich – dla sowy i krowy, dla Felka i pantofelka, dla baby i dla żaby. Albo dlaczego nie mieliby się pobierać ekolog z choinką albo sekretarka z ekspresem do kawy? A może wszyscy razem do spółki z szympansem stworzyliby jedno stadło?

Od chwili, gdy w społeczeństwach zakorzenił się pogląd, że człowiek jest miarą wszechrzeczy, każde szaleństwo stało się możliwe. To, czego jeszcze nie było, ma przewagę nad normalnością, bo jest otoczone nimbem nowości. Nie było sankcjonowanych prawnie „rodzin” z wieloma „rodzicami” dowolnych płci i gatunków? Niech więc będą! „Dyskutujmy” o tym. Boicie się dyskusji obrońcy „tradycyjnego modelu rodziny”?

Zauważyli państwo, jak mówi się o tym, co naturalne? „Tradycyjne” – czyli zepchnięte na pozycje zapyziałego, cuchnącego naftaliną stereotypu. A stereotyp to nędzny typ. Trzeba go obalić. Wynika z tabu, a tabu trzeba łamać. Już my was, tradycyjni, wydyskutujemy tak, że za dwadzieścia lat z waszymi tradycjami zostaniecie tylko w skansenach.

Ale po co o tym piszę? Ano zainspirowała mnie wiadomość o konferencji, jaką organizuje Instytut Badań Literackich PAN. Jej tytuł brzmi: „Zwierzęta i ich ludzie. Zmierzch antropocentrycznego paradygmatu?”. Wśród tematów są takie: „Kontakt cielesny i psychiczny w relacjach ludzi i innych zwierząt”, „Mięso w kulturze, mięso i jego konotacje, mięsność a męskość” (dlaczego nie kobiecość?), „Pojęcie holokaustu zwierząt – jego rozumienie i obrazowanie”. Organizatorzy chcą „poruszyć problematykę statusu zwierzęcia oraz relacji między ludźmi a innymi zwierzętami, jako części przemian kultury”. Planują też „poruszyć kwestię samej dyscypliny animal studies, jej specyfiki i perspektyw”.

A więc „gender studies” to dopiero początek boleści. Szykuje się „animal studies”. Czy studiami tymi będą zainteresowane tylko feministki, czy także inne zwierzęta, nie wiadomo.

Oj, jeszcze niebawem okaże się, że tych dwóch panów z rysunku Krauzego to już model „tradycyjny”. Para? I to ssaków? No dajcie spokój.

Upadek nadziei

Nie ma już dnia, żeby nie padały nadzieje „postępowców” na to, że papież Franciszek wywróci Kościół na lewą stronę. Nie tylko nie poparł feministek z Kongresu Kobiet po ich skardze na polskie duchowieństwo, ale nawet nie skrzyczał biskupów, choć miał ich wszystkich razem w Watykanie. Przeciwnie – zachęcił, zmotywował i pobłogosławił. Niektórzy mają jeszcze nadzieję, że papież zezwoli na rozwody itp. przy okazji nadchodzącego synodu. Ale i tu już padł cios. Zadał go kard. Sean O’Malley, jeden z ośmioosobowej Rady Kardynałów, w rozmowie z „The Boston Globe”. „Nie należy oczekiwać, aby papież Franciszek zgodził się na udzielanie sakramentów osobom rozwiedzionym, żyjącym w nowych związkach, zasadniczego zwrotu w podejściu Kościoła do antykoncepcji, homoseksualizmu czy aborcji” – powiedział. Niesłychane: czyżby jednak papież naprawdę był katolikiem?

Upadek mitu

Największa w Wielkiej Brytanii organizacja aborcyjna British Pregnancy Advisory Service przyznała, że 66 proc. „zabiegów”, jakie wykonano w jej placówkach w latach 2011–2013, dotyczyło kobiet, które w czasie poczęcia stosowały środki antykoncepcyjne. Wyniki te zgadzają się z danymi z innych krajów. Rosja ma, w porównaniu z sąsiednimi krajami, najwyższy wskaźnik aborcji – i najwyższy wskaźnik antykoncepcji. Badania w Hiszpanii także pokazały wyraźną zależność stosowania antykoncepcji i aborcji. Podobne dane wykazał za 2011 r. proaborcyjny amerykański Guttmacher Institute: 54 proc. aborcji w USA dokonano po tym, jak zawiodła antykoncepcja. Dane te są głęboko niesłuszne, bo stoją w skandalicznej sprzeczności z założeniami polskich aborcjonistów, jakoby antykoncepcja zapobiegała aborcji. Jak widać, zapobiega tylko rozsądkowi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.