O kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego, rządach Platformy i perspektywie zakończenia konfliktu między PO i PiS z Ludwikiem Dornem
Ludwik Dorn Poseł Solidarnej Polski.
Był jednym z założycieli PiS. W latach 2005–2007 pełnił funkcję wicepremiera oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji. W 2007 r. był marszałkiem Sejmu.
Jakub Szymczuk /GN
Bogumił Łoziński: Ludwik Dorn, piłkarz Maciej Żurawski i celebrytka Weronika Marczuk. Co łączy te osoby?
Ludwik Dorn: Kandydowanie do Parlamentu Europejskiego.
Nie czuje się Pan nieswojo w takim towarzystwie?
Nie ma ich na liście Solidarnej Polski, więc nie mam żadnego powodu do dyskomfortu.
Polska polityka staje się celebrycka?
Po trosze tak, ale nie wyrywałbym z tego powodu swoich siwych włosów z głowy. Partie ciułają głosy, więc umieszczają na listach znane nazwiska spoza polityki, licząc, że pewna część wyborców o niezbyt sprecyzowanych poglądach na nie zagłosuje.
Czy to jest poważne?
Wymóg, aby wszystko w ramach demokratycznego procesu politycznego było poważne, jest nierealistyczny. Zawsze są elementy spektaklu, igrzysk. Często się zdarzało, że bohaterowie reality show zostawali posłami, a potem znikali, niczego nie osiągnąwszy.
Występujący w talk show pt. „Agent” Bartosz Arłukowicz został ministrem.
To wyjątek, ale bardzo szkodliwy. Dla systemu ochrony zdrowia i pacjentów efekty są opłakane. Tyle że on został ministrem nie z tej racji, że był celebrytą, ale z powodu rozgrywki związanej z konfrontacją między PO i SLD.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.