Nie pracujemy, lecz służymy

Krzysztof Kozłowski

|

Posłaniec Warmiński 06/2014

publikacja 06.02.2014 00:15

Wenta. We Fromborku, w kanoniach na wzgórzu katedralnym, w których dawniej zamieszkiwali warmińscy kanonicy, Caritas Archidiecezji Warmińskiej prowadzi dwie placówki: Środowiskowy Dom Samopomocy oraz Warsztaty Terapii Zajęciowej. W nich osoby do tej pory zapomniane i wykluczone rozpoznają swoje talenty, rozwijają je, a nade wszystko odkrywają, że są wartościowe, że mają swoją godność i że są kochane.

– Nasi podopieczni redagują gazetę  „Domownik” – mówi Izabela Pawluczuk- -Myczkowska – Nasi podopieczni redagują gazetę „Domownik” – mówi Izabela Pawluczuk- -Myczkowska
Zdjęcia Krzysztof Kozłowski /gn

Dochód z tegorocznej Wenty Dobroczynnej Akcji Katolickiej Archidiecezji Warmińskiej przeznaczony będzie właśnie na te dwie placówki. – Aby mogły realizować to, co w życiu jest najważniejsze, aby mogły dać swoim podopiecznym bezinteresowną miłość – mówi Wojciech Ruciński, prezes warmińskiej Akcji Katolickiej.

Przywracamy godność

Środowiskowy Dom Samopomocy Caritas Archidiecezji Warmińskiej istnieje od 1 marca 2010 r. Podopieczni mają do dyspozycji sześć sal treningowych: salę gospodarstwa domowego, rękodzielnictwa, plastyczną, komputerową, multimedialną i rehabilitacyjną. – Nasz dom przeznaczony jest dla osób z zaburzeniami psychicznymi i upośledzonych umysłowo. Jest u nas trzydziestu uczestników. Są to osoby z całego powiatu braniewskiego – mówi kierownik ŚDS Izabela Pawluczuk-Myczkowska. Do placówki podopieczni przywożeni są specjalnym busem, który codziennie pokonuje ponad 400 kilometrów. – Naszym głównym zadaniem jest uspołecznianie tych osób. Pracujemy z nimi cały czas, aby były jak najbardziej samodzielne. Mamy na celu wprowadzić je w dalszą rehabilitację, czyli przygotować do podjęcia zajęć w warsztatach terapii zajęciowej – wyjaśnia kierowniczka. Kiedy wspomina początki funkcjonowania placówki, podkreśla, że największym problemem było przekonanie potencjalnych podopiecznych, aby zechcieli skorzystać z oferowanych im zajęć. – Bali się stygmatyzacji. Zresztą patrząc na tych kilka lat naszej działalności, problem ten ciągle istnieje. Zwłaszcza że przychodzą do nas coraz młodsze osoby. Mamy nawet dziewczynę 19-letnią. Obawiają się reakcji rówieśników. Zdarza się przecież, że są to absolwenci normalnych szkół, którzy mają wykształcenie średnie. Nagle, w pewnym etapie życia, choroba się ujawnia. A ciężko jest zaakceptować fakt, że nagle jest się chorym – mówi Izabela. Niestety, zdarza się, że choroba bardzo szybko postępuje. Z biegiem miesięcy u takich osób zanikają podstawowe umiejętności życiowe. Przestają mówić, chodzić, a nawet myśleć. – Staramy się na wszelkie sposoby je usprawniać. Wierzymy, że jest to coś wyleczalnego, że ta osoba zdoła wygrać z chorobą. Bo kiedy ktoś przychodzi do nas i pomaga redagować naszą gazetę „Domownik”, i jest to świetnie zapowiadający się młody człowiek, a z miesiąca na miesiąc – tak szybko postępuje choroba – odchodzi, nie może się już samodzielnie poruszać… to jest to trudne. Widzimy, co się dzieje z ludźmi. A przecież się staramy. Czemu tak? Przecież biorą leki, są pod stałą opieką lekarską. Dlaczego? – zastanawia się. Pracownicy placówki dokładają wszelkich starań, aby podopieczni czuli się tu jak w domu. Uczestnicy mają do dyspozycji nie tylko sale, ale też mogą przygotowywać posiłki, wykąpać się, wyprać ubrania. Zdarza się bowiem, że pochodzą z domów, gdzie nie ma bieżącej wody, a nawet elektryczności. – Naszym sukcesem jest to, że coraz więcej osób rozumie, co my tu robimy – że nie pracujemy, a służymy innym. Że my tu przywracamy godność osobom chorym, integrujemy je ze społeczeństwem – dodaje Izabela.

Same drobniaki

Warsztaty Terapii Zajęciowej Caritas Archidiecezji Warmińskiej pełnią inną funkcję. Tu również przyjeżdżają osoby niepełnosprawne, ale po to, by uczyć się i rozwijać swoje umiejętności, by przygotować się do podjęcia pracy zawodowej. Każdy przypisany jest do jednej z pracowni i tam jest pod opieką i nadzorem instruktora. – Nasze zajęcie nie jest lekkie, ale na pewno daje wiele satysfakcji. Kiedy nasi podopieczni uczestniczą w warsztatach przez dłuższy czas, widzimy u nich zmiany, widzimy, jak się rozwijają i doskonalą swoje umiejętności. To daje dużo satysfakcji. Bo zdarzały się przypadki, że trafiał do nas człowiek, który nie komunikował się z nikim. Po dwóch latach mówi, można z nim porozmawiać na każdy temat – opowiada kierownik WTZ Agnieszka Żuchowska. Jednak nie zawsze udaje się przekonać osobę niepełnosprawną, by zechciała skorzystać z tej formy rozwijania swoich umiejętności. – Bywa, że one nawet się decydują, ale kiedy po raz pierwszy przyjeżdża po nie samochód, mówią: „Nie jadę”. I wtedy nic na to nie możemy poradzić. Często wynika to z niezwykłego przywiązania do miejsca, do danej osoby. Tacy ludzie źle znoszą wszelkie zmiany. Nie każdy niepełnosprawny jest w stanie wyjść z domu, kiedy zbyt długo w nim jest – mówi Agnieszka. Podkreśla, że w wielu przypadkach fakt, iż są instytucją Kościoła katolickiego, powoduje, że ludzie bardziej im ufają. – Znam wiele przypadków finansowego wykorzystywania takich osób. Zdarza się, że ktoś weźmie kredyt na osobę niepełnosprawną i go nie spłaca. Znam przypadki, kiedy oszukiwani są w sklepach, bo zrobili niewielkie zakupy, zapłacili banknotem stuzłotowym, a ekspedientka wydając dużo drobniaków,  stwierdziła, że dostał dużo pieniędzy. Albo listonosz nie daje części renty – wymienia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.