Szkarłatny kwiat Watykanu

Mariusz Majewski

|

GN 05/2014

publikacja 30.01.2014 00:15

Pod adresem Stolicy Apostolskiej i Piusa XII co jakiś czas padają zarzuty dotyczące bierności w czasie II wojny światowej. Zawsze wówczas przypomina mi się irlandzki duchowny o. Hugh O'Flaherty. Pracując w Watykanie, stworzył tajną organizację, która ocaliła ponad 4 tys. alianckich jeńców oraz Żydów.

Ojciec Hugh O'Flaherty,  za wiedzą papieża, ratował podczas wojny Żydów  i alianckich jeńców Ojciec Hugh O'Flaherty, za wiedzą papieża, ratował podczas wojny Żydów i alianckich jeńców
archiwum /gn

Ojciec O’Flaherty jest jedną z tych postaci, które w najlepszy sposób dają odpór regularnie powtarzanym mitom o sprzyjaniu, a przynajmniej cichym przyzwoleniu Stolicy Apostolskiej na zbrodnicze działania Adolfa Hitlera. Duchowny nazywany jest bohaterem watykańskiego podziemia i „szkarłatnym kwiatem Watykanu”. W czasie wojny był zmorą Niemców i chyba najpilniej poszukiwanym przez nich człowiekiem w Wiecznym Mieście. To, że o jego losach możemy dzisiaj opowiadać z wieloma szczegółami, zawdzięczamy w dużej mierze irlandzkiemu dziennikarzowi J.P. Gallagherowi, który w 1958 roku, na 5 lat przed śmiercią swojego rodaka, zaczął dokumentować jego barwne życie. W sumie potrzebował aż 9 lat, żeby opracować je w formie książki. „Najtrudniejsze zadanie polegało na oddzieleniu faktów od fikcji, ponieważ nawet dwie dekady po wojnie sama wzmianka na temat O’Flaherty’ego wywołuje w Rzymie powódź wspomnień, z których większość cechuje raczej sentyment niż dokładność. Dla rzymian i tysięcy ludzi, których ów monsinior uratował, pozostaje on jednym z wielkich bohaterów II wojny światowej” – tłumaczy Gallagher w przedmowie do książki „Purpura i czerń”. Jego dziennikarskie i kronikarskie zadanie było jeszcze trudniejsze, bo duchowny nie chciał za wiele mówić o swojej działalności w czasie wojny. Prawdziwą historię czyta się niczym najlepszy thriller. Są wątki szpiegowskie, spiski i tajne akcje prowadzone głównie w nocy. Wszystko w ramach pomocy ludziom, którzy stawali się ofiarami zła o hitlerowskim obliczu. Nic dziwnego, że na podstawie książki powstał film, w którym w rolę bohaterskiego księdza wcielił się słynny aktor Gregory Peck. Warto sięgnąć zarówno po jedno, jak i drugie. Dzięki nim oskarżenia o to, że Watykan paktował z nazistowskimi Niemcami, brzmią niczym mało śmieszny żart albo zwykłe oszczerstwo.

Dyplomata ds. specjalnych

Na to, że wysoki irlandzki ksiądz w okularach zdecyduje się stawić czoło Niemcom okupującym Rzym, z pewnością duży wpływ miały jego pochodzenie i młodość. Urodzony w 1898 r. w hrabstwie Kerry w Irlandii Hugh O’Flaherty dał się poznać jako dobry sportowiec – ze szczególnym zamiłowaniem i talentem do boksu oraz golfa. Razem z trójką rodzeństwa uczył się w przyklasztornej szkole prowadzonej przez zgromadzenie Braci od Ofiarowania. Jednocześnie od najmłodszych lat upewniał się, że chce być kapłanem i to jest jego powołanie. Wcześniej starał się jeszcze o dyplom nauczycielski. W jego uzyskaniu przeszkodziła mu choroba płuc. Mając 20 lat, złożył prośbę o przyjęcie do Apostolic School of Sacred Heart przy Mungret College w mieście Limerick. Była to instytucja, która kształciła młodych mężczyzn do pracy misjonarskiej. Ważną cechą z jego młodości jest wyraźny irlandzki patriotyzm. Gorliwie podkreślał potrzebę suwerennego państwa dla Irlandczyków. Dał temu wyraz m.in. w głośnym eseju opublikowanym w „Mugret Journal” zatytułowanym „Najlepsze sposoby propagowania kultury irlandzkiej”. Dostał za niego coroczną nagrodę przyznawaną za najlepszy tekst na temat „ekonomicznej rekonstrukcji Irlandii”.

Razem z Bożym Narodzeniem w 1922 r. przyszła do O’Flaherty’ego wiadomość, że w ramach szkoły misyjnej w Limerick został „zaadoptowany” przez wikariat Kapsztadu w Południowej Afryce. I w związku z tym zostaje wysłany do Rzymu na kontynuowanie studiów teologicznych. Do Wiecznego Miasta przyjechał zaraz po śmierci Benedykta XV, w styczniu 1922 roku.

Jednak, jak zauważył w swojej książce J.P. Gallagher, ostatnie decyzje zmarłego papieża miały znaczny wpływ na losy irlandzkiego kandydata na księdza. O’Flaherty trafił do seminarium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Benedykt XV był przekonany, że tej dykasterii trzeba świeżego powiewu. A zadbać miał o niego powołany w tym celu przez ojca świętego prałat Angelo Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII. Tym sposobem razem z 36 młodzieńcami różnych narodowości Hugh O’Flaherty przygotowywał się do tego, by móc wykonywać różne misje zlecane przez Stolicę Apostolską na całym świecie. W grudniu 1925 roku Irlandczyk otrzymał święcenia kapłańskie. – Jego pobyt w Rzymie był sponsorowany przez wikariat w Kapsztadzie, dlatego spodziewał się wyjazdu na afrykańską misję. Jednak rektor Coleggio Urbano monsinior Dini od pewnego czasu miał oko na młodego studenta i O’Flaherty z równie wielkim zdumieniem, co pozostałych studentów, dowiedział się, że zostaje od razu mianowany wicerektorem, czyli trzecią osobą w hierarchii władzy w uczelni – opisuje Gallagher w książce „Purpura i czerń”. Dość powiedzieć, że miał wówczas 28 lat. Pracując w Collegio Urbano, przygotował trzy doktoraty: z teologii, filozofii i prawa kanonicznego. Czujne oko rektora seminarium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary okazało się decydujące w dalszych losach młodego irlandzkiego księdza. Gdy w 1934 r. prałat Dini zostaje mianowany delegatem apostolskim w Egipcie, jako sekretarza zabiera swojego wychowanka, który w międzyczasie zostaje też prałatem. Udany egipski epizod otwiera przed nim drugie zadanie w papieskiej służbie dyplomatycznej. Na początku 1935 r. kard. Eugenio Pacelli (późniejszy Pius XII) wysyła go jako sekretarza delegata apostolskiego na Haiti i Dominikanę. Władze Haiti odznaczyły go za pomoc głodującym po powodzi. Uhonorował go również prezydent Dominikany, wdzięczny za skuteczny arbitraż w wieloletnim sporze między tymi dwoma państwami i pomoc w ustaleniu przebiegu granicy.

Wróg numer jeden

To wszystko można traktować jako przygotowanie do właściwej misji prałata O’Flaherty’ego. Ostatnim aktem tego przygotowania było kolejne zadanie, które otrzymał w 1936 r. Został wysłany do Czechosłowacji, gdzie naziści zaczynali zdobywać coraz większe wpływy. Trudno napisać o szczegółach tej misji. Wiadomo tylko, że trwała aż do stycznia 1938 r. – Nigdy nie opowiadał swoim znajomym o tym, co tam robił. Dość jednak powiedzieć, że został nagle wezwany z powrotem do Rzymu i otrzymał nowy przydział, do Świętego Oficjum – wyjaśnia J.P. Gallagher. W Świętym Oficjum o. O’Flaherty spędzi prawie 25 lat. – Niewiele osób zdawało sobie z tego sprawę, ale to nowe obowiązki w dużej mierze przyczyniły się do tego, że rozpoczął on działalność, która budziła irytację sztywnych watykańskich oficjeli na samą wzmiankę nazwiska prałata, ale jednocześnie błyskawicznie uczyniła go jednym z idoli rzymskiej społeczności – dodaje autor „Purpury i czerni”. Sytuacja nabiera znacznego przyspieszenia, gdy wybucha II wojna światowa. A szczególnie, gdy w połowie 1940 r. Włochy wypowiadają wojnę Francji. Pius XII chciał zachować neutralność Watykanu, ale też stworzyć z niego miejsce azylu dla jak największej liczby ludzi, którzy pilnie tego będą potrzebować. Prałat O’Flaherty, także z racji swojego temperamentu, zdecydowanie bardziej nadawał się do drugiej części tego zadania, jakie stawiał przed sobą papież Pius XII. Jedną z pierwszych decyzji ojca świętego po wybuchu wojny było utworzenie sieci agentów w całej Europie. Mieli oni zbierać informacje o jeńcach wojennych, uchodźcach i przesiedleńcach. Sprawę pomocy dla nich miało koordynować właśnie Święte Oficjum. W związku z tym w pierwszych latach wojny prałat O'Flaherty odwiedzał obozy jenieckie na terenie Włoch, dopytując się o więźniów. Rozmawiał z nimi i dodawał im otuchy. Po dniu spędzonym w danym obozie, w nocy wracał do Rzymu i o ile to było możliwe, informował rodziny o ich losie na antenie Radia Watykańskiego. Na koncie swojej działalności irlandzki duchowny może sobie zapisać doprowadzenie do usunięcia szczególnie okrutnych komendantów obozowych w Piacenzie oraz Modenie.

Gdy front zbliżał się coraz bliżej do samego Rzymu, rosła liczba osób, które potrzebowały schronienia w stolicy Włoch. Wiele z takich osób prałat O’Flaherty znał z przyjęć i spotkań, w których uczestniczył jako przedstawiciel Watykanu. Jeśli ktoś się do niego zgłaszał i mówił, że musi się ukryć, duchowny kierował go do swoich zaufanych znajomych, a czasami do klasztorów i konwentów. Sytuacja komplikowała się, bo w miarę nasilania się łapanek, przynajmniej niektórym z poszukiwanych musiał zapewniać nowe, bezpieczniejsze lokum. Cały czas potrzeba było więcej żywności i ubrań. Tak w miarę potrzeb i rozwijającej się sytuacji powstawało watykańskie podziemie. Szczytowym okresem jego działalności był przełom lat 1943 i 1944. Irlandzki prałat ukrywał wówczas każdej nocy, razem ze swoimi współpracownikami, od stu do dwustu uciekinierów z obozów jenieckich, od szeregowców do generałów. Bardzo szybko ta działalność doprowadziła do prawdziwej furii szefa rzymskiego gestapo obersturmbannführera Herberta Kapplera. Chociaż wiedział sporo o misji o. O’Flaherty’ego, nie mógł go przyłapać na gorącym uczynku. To głównie z inicjatywy Kapplera przez środek placu św. Piotra wymalowana została biała linia, mająca wskazywać granice neutralnego Watykanu. Kiedy irlandzki ksiądz stał się wrogiem numer jeden gestapo, nie mógł jej przekraczać. Inaczej natychmiast zostałby aresztowany. Udało mu się jednak zachować wolność do końca wojny. Ta swoista rywalizacja ma iście chrześcijański epilog. Międzynarodowy trybunał skazał Kapplera na dożywotnie więzienie. Tam odwiedzała go tylko jedna osoba. Raz na miesiąc robił to prałat O’Flaherty. Zwrócił się nawet do aliantów z prośbą o jego uwolnienie. A w marcu 1959 r. udzielił byłemu szefowi rzymskiego gestapo sakramentu chrztu. Zmarł na zawał 4 lata później w ukochanej Irlandii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.