Gender dla początkujących

Piotr Semka

|

GN 03/2014

publikacja 16.01.2014 00:15

Wyraziste zajęcie stanowiska w sprawie ideologii gender przez polskich biskupów wywołało falę histerii ze strony publicystów lewicy, obozu liberalnego, ale i ze strony zwolenników „Kościoła otwartego”. Ten medialny zgiełk można sprowadzić do jednej tezy: gender nie ma co się zajmować – jeśli ktoś ten temat podejmuje, sam się kompromituje.

Minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz  i premier Donald Tusk nie widzą w gender zagrożenia Minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i premier Donald Tusk nie widzą w gender zagrożenia
Bartosz Jankowski /PAP

Postanowiłem zebrać najczęstsze negatywne reakcje na dyskusję o ideologii i krótko skomentować poszczególne typy argumentacji.

Reakcja nr 1: „Jak można krytykować ideologię gender, skoro ona nie istnieje?”.

Ten styl reakcji reprezentuje Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, rządowy pełnomocnik do spraw równego traktowania. „Duża część opowieści o gender jest zmyślona” – głosi pani pełnomocnik. „Nie ma żadnej ideologii gender, która niwelowałaby wartość płci, przyczyniałaby się do seksualizacji dzieci, promocji homoseksualizmu czy osłabiania rodziny”. List biskupów określiła „walką z wymyślonym wrogiem”. Tyle pani minister. Czy jednak istotnie nie ma ideologii gender? A co z dziesiątkami prac czy „warsztatów” na temat gender? Jaka niby inna ideologia patronuje wprowadzaniu do ustaw unijnych obowiązku respektowania postulatów gender? Gdy pełnomocnik rządu twierdzi, że ideologii gender nie ma, w tym samym czasie feministki oskarżają Kościół o korzystanie z projektów pomocy unijnej bez akceptowania założeń genderyzmu. Paradoks? Bynajmniej. Teza, że genderyzmu po prostu nie ma, jest chwytem na „pierwszy moment”, gdy społeczeństwo dopiero się dowiaduje o nowej ideologii. To lewica ma mieć monopol na sposób przedstawienia jej Polakom w odpowiednio dobrym świetle. Gdy czynią to katolicy, ostrzegający, że nowa ideologia jest kolejną utopią, słyszymy, że genderyzm nie istnieje. Stąd wezwania Jarosława Makowskiego, szefa think tanku Platformy Obywatelskiej, aby wierni przerywali księżom kazania, jeśli ci ośmielą się poruszyć zakazany Kościołowi przez lewicę genderowy temat. Istotnie – katolikom nie powinno się pozwolić przyglądać zbyt uważnie genderyzmowi. Jeszcze mogliby zauważyć, że w tej nowej ideologii znaleźć można liczne podobieństwa do marksizmu. Tak jak Marks i Engels uważali klasę robotniczą za warstwę społeczną wymagającą wyzwolenia, tak silnym nurtem genderyzmu jest troska o wyzwolenie osób mających problemy z tożsamością płciową z opresji „tradycyjnego społeczeństwa”. Co więcej, gender domaga się wyniesienia ich do roli „jednej z wielu opcji do wyboru”. Kolejny postulat – tym razem feministyczny – to wyzwolenie kobiet od ich ról społecznych żony i matki pod hasłem „swobody wyboru”.

Te cele genderyzmu nie są oczywiście wyrażane wprost, za to starannie opakowane w komunały o równości płci. Jednak to właśnie te niewyrażane zazwyczaj wprost antyrodzinne aspekty genderyzmu niepokoją katolików. Nie znaczy to, że kwestia zrównania praw kobiety i mężczyzny jest wydumana. To problem realny np. w krajach arabskich. Jednak w Polsce owo wyzwalanie kobiet jest zachętą do eksperymentów na społeczeństwie i, co gorsza, na dzieciach.

Reakcja numer 2: „Dlaczego Kościół zajmuje się akurat teraz kwestią gender? Przecież to problem przyszłości”.

Gender jako pieśń przyszłości? Przecież to z powodu sporu, czy przyjęcie konwencji o przemocy w rodzinie oznacza przyjęcie zobowiązań w sprawie lansowania gender, doszło do konfliktu premiera Donalda Tuska z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem. Feministki w nieuczciwy sposób sugerowały, że sprzeciw Gowina wobec konwencji wynika z lekceważenia tragedii wielu kobiet. Tymczasem to lobby progenderowe przemyciło w konwencji swoją ideologię i pośrednio uczyniło konwencję kontrowersyjną. Jak można więc twierdzić, że nie było żadnych przesłanek, aby biskupi zajęli się tematem? Genderyzm stawia w Polsce dopiero pierwsze kroki i spór o konwencję był jego wejściem na arenę polityki. Ale ten benefis powiedział sporo o taktyce feministek. Ostrzegając przed tą utopijną teorią, biskupi są mądrzy przed szkodą.

Reakcja numer 3: „Dlaczego biskupi mają obsesję na punkcie gender, skoro jest tyle o wiele bardziej palących problemów?”.

Ten argument to przykład, jak najpierw stawia się przesadną ocenę, aby dopiero na jej tle budować niby-zdroworozsądkowe pytania. Biskupi wcale nie mają obsesji na punkcie gender. List na ten temat z 29 grudnia to pierwszy dokument episkopatu na ten temat. Skoro biskupi zauważają nowe zagrożenie dla chrześcijańskiej wizji człowieka, ich obowiązkiem jest wskazać na problem wiernym. Gdzie tu obsesja?

Reakcja numer 4: „Z gender zrobiono stygmatyzujące hasło, mające symbolizować wszelkie zło, tak jak kiedyś hasło »Żydzi«”.

Argument wyjątkowo podły. Nie można porównywać obu rzeczy. Przez wieki niechęć wobec Żydów była agresją wobec ludzi, którzy mieli prawo do swojej religii i tożsamości. Genderyzm to coś innego. To utopijna filozofia życia społecznego, wcielana wbrew woli większości społeczeństwa i podlegająca krytyce jak każda nowa tendencja chcąca meblować życie ludziom. W interesie promotorów gender są przesadne obawy prawicy, które można potem wyśmiać jako przesadę. Ale też nie ma co udawać, że problemu nie ma.

Reakcja numer 5: „Zwolennicy gender to ludzie wykształceni i ludzie nauki. Przeciwnicy gender to ludzi ciemni i skrajni”.

To wyjątkowo arogancki chwyt. Używany był już w latach komunizmu, gdy wyznawcy PZPR mieli mieć wyższość nad resztą Polaków jako reprezentanci „światopoglądu naukowego”. Ludzie wierzący mieli być dla odmiany ciemni i głupi. Teraz do roli mędrców i ludzi umiaru wynosi się zwolenników gender, a katolikom pozostawia się rolę „ciemnej masy”.

Reakcja numer 6: „Gender to jedno z oblicz dzisiejszego, współczesnego świata i nic się na to nie poradzi. Czy nie lepiej byłoby więc podjąć spokojny, rzeczowy dialog z genderystami, zamiast wypowiadać im świętą wojnę?”.

Gender to ideologia nielubiąca rozgłosu. Lobby feministyczne i LGTB umie przeforsowywać swoją ideologię bez ulicznych rewolucji. Tym bardziej katolicy powinni wiedzieć, jakie zagrożenia cywilizacyjne niesie nowa ideologia i sami je ocenić. Jaki kształt dialogu z feministkami proponują ci nieliczni księża, którzy odmówili odczytania listu biskupów? Czy chcą dialogować z feministkami bez informowania wiernych o istocie nowej ideologii? Skąd ten eksluzywizm?

Reakcja numer 7: „Czego boją się rodzice, tak panikując, gdy pojawia się hasło gender?”.

Wielu polskich rodziców i dziadków pamięta jeszcze indoktrynowanie swoich dzieci i wnuków w PRL. Wszelkie utopijne ideologie zawsze pragną odsunąć rodziców od wpływu na wychowanie swoich dzieci. A dla każdego rodzica mieszanie obcych w głowie własnego dziecka wywołuje gwałtowny odruch protestu. Rodzice w Polsce nie chcą czekać, aż warsztaty gender w szkołach zaczną ogłupiać ich dzieci, tak jak to słyszymy w doniesieniach z krajów Zachodu. Ewa Siedlecka w „Gazecie Wyborczej” już oburza się na „terror autonomii rodziny”, a Joanna Senyszyn z SLD wzywa, by nie pozwalać rodzicom na decydujący wpływ w wychowaniu ich dzieci. Te neobolszewickie głosy to już realia dnia dzisiejszego.

Reakcja numer 8: „Po co to ciągłe straszenie genderem jako przebieraniem chłopców za dziewczynki. Przecież pani Kozłowska-Rajewicz ogłosiła, że »szukała przedszkola, w którym chłopcy mieli być przebierani w sukienki, ale nie znalazła«. Czy katolicy nie walczą z urojonymi strachami?”.

Pani Kozłowska-Rajewicz udaje, że nie wie nic o propozycjach tzw. warsztatów równościowych, jakie rozmaite organizacje „postępowe” lub feministyczne proponują szkołom. W Krakowie w klubie „Pozytywka” parę lat temu przeprowadzono warsztaty antydyskryminacyjne „dla rodziców i dla dzieci”. Tolerancji miała dzieci nauczyć bajka, w której królewicz zakochał się nie w królewnie, lecz w księciu. Sama „Gazeta Wyborcza” przyznaje, że np. w Małopolsce 66 przedszkoli działających z dotacjami z Europejskiego Funduszu Społecznego, aby otrzymywać dotacje, musi od 2010 roku zadeklarować, że będą realizować zasadę równości szans i płci. Jak uspokajająco pisze GW: „Gminy czy osoby prywatne, które je zakładają, same deklarują, w jaki sposób będą w nich prowadziły politykę równościową. Mogą np. szkolić w zakresie równości szans kadrę, mogą zadeklarować równościowe zarządzanie swoim projektem. A wcale nie muszą od razu wchodzić w genderowe zajęcia – informuje Michał Mączka z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie. – WUP nie ma danych, ile małopolskich przedszkoli je organizuje, i czy w ogóle. Unia nie wskazuje, kto powinien prowadzić takie zajęcia ani z jakich programów korzystać. Te decyzje należą do dyrektorów placówek – informuje z kolei Ministerstwo Edukacji Narodowej. O tym, jak takie programy mogą wyglądać, wiele mówi program „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć”. Jak pisze portal „Wpolityce”: sześćdziesięciostronicowy dokument, współfinansowany przez UE w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, opatrzony metkami Fundacji Edukacji Przedszkolnej oraz programu Kapitał Ludzki, aspiruje do roli programu dydaktycznego. Przeczytać można w nim takie opinie: „Zwracamy uwagę na szkodliwość powielania stereotypów płciowych w edukacji przedszkolnej, na propozycje zabaw, ćwiczeń i zajęć przełamujących owe stereotypy, jak również podajemy wskazówki dla nauczycieli przedszkolnych, jak w swych działaniach edukacyjnych stereotypy te przełamywali i ich nie powielali” – piszą autorki we wstępie i podkreślają, że ich pragnieniem jest, by „dzieci w przedszkolu mogły mieć takie możliwości i wolność jak dzieci z wierszyka: »Bawię się, z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie«”. Dziś jeszcze podobne idee nie są narzucane. I jest akurat czas, aby zacząć pilnować, aby nie były narzucane wbrew woli rodziców.

Reakcja numer 9: „Kościół jest wyczulony na gender. Tak jak kiedyś na noszenie spodni przez kobiety”.

Te słowa księdza Adama Bonieckiego, redaktora seniora „Tygodnika Powszechnego”, to przykład ucieczki od problemu za pomocą mało mądrej ironii. Faktycznie jest to uleganie zakazowi dyskusji, którą obóz postępu uznał za niewskazaną w danym momencie. A gdy już elementy gender wejdą do szkół, ks. Boniecki zapewne rozłoży ręce i powie: „Mnie też nieprzyjemnie zaskoczyły genderowe »przegięcia«, ale cóż można teraz zrobić?”. Teraz, gdy jeszcze można zmobilizować katolicką opinię społeczną, ksiądz Boniecki woli dowcipkować o hierarchach, którzy bali się kiedyś kobiet w spodniach. Nie pisałbym tego vademecum, gdyby nie stare doświadczenia, że obóz postępu stosuje często metodę ruchomego horyzontu żądań i „mądrości etapu”. Dziś, gdy jeszcze nie ma w szkołach „warsztatów równościowych”, wykpiwa się rzekome przeczulenie Kościoła. Gdy już uda się nową utopię wcisnąć nauczycielom i szkołom, usłyszymy: ręce katolików precz od neutralnej światopoglądowo szkoły. Neutralnej od wszystkiego, tylko nie ideologii gender.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.