Sprzedani

Jacek Dziedzina

|

GOSC.PL

Ukraina, o której mówią zachodni politycy, nie istnieje. Tak jak nie istnieje już Unia, o której marzą demonstranci z kijowskiego Majdanu - korespondencja z Kijowa.

Sprzedani

To, co dzieje się na kijowskim Majdanie, jest mieszanką obywatelskiej energii, młodzieńczej naiwności i – może nie do końca świadomej – bezradności wobec realiów politycznych.

Dwa pierwsze „składniki” są w miarę jasne. Całodobowe czuwanie na zmiany (niektórzy od rana do wieczora) na kilkustopniowym mrozie, ogromna mobilizacja młodszych i starszych, zbieranie podpisów m.in. pod wnioskiem o rozpoczęcie procedury usunięcia Janukowycza z funkcji prezydenta, strajk studentów narażających się na kłopoty na uczelniach – to wszystko musi robić wrażenie. Atmosfera „festiwalu wolności”, jak lubią tu powtarzać „Majdańczycy”, grająca niemal non stop na żywo muzyka, płomienne (dość populistyczne) przemówienia ze sceny, podskakujący kilkutysięczny tłum w rytm skandowanego hasła „Kto nie skacze, ten Moskal”, wreszcie powtarzane przez młodych opinie, że „trzeba usunąć ten reżim” – nadają tym wydarzeniom otoczkę pewnej niewinnej młodzieńczej naiwności. Niewinnej – bo to nie żaden happening rozwydrzonej młodzieży, która nie ma co z sobą robić wieczorami i dlatego przyszła „się zabawić”. Po godz. 23, gdy na Majdanie ciągle czuwało, bawiło przy muzyce i grzało się przy rozpalonych ogniskach ok. 1000 osób, na placu nie spotkaliśmy ani jednego pijanego uczestnika. Żadnych awantur. Niektórzy odprowadzali się do samochodów. – Przyjedźcie jutro, koniecznie ze znajomymi – zachęcali się nawzajem i widać było, że są przekonani, iż uczestniczą w czymś wyjątkowym, czymś więcej niż mecz czy koncert. Do pobliskiej stołówki z tradycyjną ukraińską kuchnią co jakiś czas wchodziły grupki „oflagowanych” barwami Ukrainy demonstrantów – siadali przy stołach i żywo dyskutowali, całkiem na poważnie, o tym, co się dzieje. Większość z nich to nie żadni liderzy, działacze – ot, po prostu poczuli tzw. ducha czasu i zaangażowali się w protest. Rewolucyjny nastrój udzielał się wszystkim wokół.

Jednocześnie to wszystko, co dzieje się na kijowskim Majdanie i w paru innych miastach Ukrainy, jest mimo wszystko… dowodem bezradności i braku orientacji w realiach . Wczoraj długo rozmawiałem z jednym z bardziej znanych dziennikarzy ukraińskich. Zwrócił mi uwagę na to, jak demonstranci mylą pewne pojęcia. – Oni na przykład myślą, że jak Ukraina podpisze układ stowarzyszeniowy z Unią, to od razu będą mogli bez paszportów i wiz podróżować na Zachód – mówi wprost. – A skoro Janukowycz nie podpisuje umowy, to myślą, że im tę możliwość odbiera. I taka jest świadomość większości z nich – dodaje.

Po drugie, demonstranci mimo spektakularnych wieców są w gruncie rzeczy bezradni wobec systemu, który panuje na Ukrainie. – Nie ma legalnego małego i średniego biznesu. Jest tylko legalna oligarchia. Mały biznes jest w szarej strefie, bo uzależniony jest od przeżartych korupcją urzędów skarbowych i władz wszystkich szczebli. Albo od oligarchów. I jeśli oligarchowie zechcą iść w stronę Rosji, to na nic się zdadzą prounijne demonstracje. Chyba że któryś z oligarchów zechce wesprzeć rewolucję, to wtedy może coś się zacznie. A dlaczego na wiecach nie ma już żadnych polityków opozycyjnych? – pyta retorycznie dziennikarz. – Byli na początku, a teraz ich nie ma (faktycznie na Majdanie ze sceny i z tłumu padały pytania: gdzie są politycy?!) – ciągnie dziennikarz. Okazuje się, że to część prowokacji, przygotownej przez jednego z prosystemowych dziennikarzy: rozsyłał zaproszenia na Majdan: przyjdźcie bez polityków, żadnych sztandarów partyjnych. – I to pasuje Janukowyczowi, bo ci ludzie sami nic nie zrobią, jeśli nie będą mieli za sobą działań opozycji w parlamencie – dodaje.

Jest jeszcze jeden wątek, który stawia w zupełnie innym świetle grę wokół Ukrainy. Powszechnie wiadomo, że Janukowycz musiał dostać od Moskwy „lepszą ofertę dla Ukrainy”. To może oznaczać jednak tylko tyle, że Ukraina dostanie pieniądze na różne inwestycje. I doraźnie to jest ważne. Tyle tylko, że jedną z inwestycji, które mają być pokryte za rosyjskie pieniądze, jest most kolejowo-drogowy łączący Krym z Kaukazem (między Kereczem i Półwyspem Tamańskim), a inwestycję prowadzi jedno z konsorcjów należących do imperium… Janukowycza. A że jest to oczko w jego głowie świadczy fakt, że budowę mostu zapowiadał już kilka lat temu. – Inwestycja warta jest ponad 2 mld dolarów i o te pieniądze w gruncie rzeczy chodzi – mówi nasz informator, proszący o anonimowość. – Nie mam wątpliwości, że Janukowycz nie jest politykiem, tylko biznesmanem i że to sprawy biznesowe i najbliższe wybory kierują jego decyzjami – dodaje.

A co najgorsze – nie widać alternatywy. – Julia Tymoszenko? Toż ona taka sama jak Janukowycz – usłyszałem wczoraj od kijowskiego taksówkarza. Ameryki przede mną nie odkrył, tylko potwierdził, że zwykli ludzie też wiedzą, jak wygląda cała scena polityczna na Ukrainie. W tym kontekście pozytywna energia i młodzieńcza naiwność z kijowskiego Majdanu są w pewnym sensie ruchem bezradności wobec nienaruszalnego, zdawałoby się, systemu.

Po czwarte wreszcie – nie należy zapominać, że Ukraińcy na Majdanie marzą o wstąpieniu do Unii, jaka… już nie istnieje. Marzą o swobodach gospodarczych, a tymczasem kolejne regulacje wymyślane przy biurkach Komisji Europejskiej skutecznie dławią konkurencyjność gospodarek krajowych. Marzą o wspólnej walucie, a strefa euro przeżyła trzęsienie ziemi, które było do przewidzenia przy minimalnej znajomości zasad ekonomii i polityki monetarnej. Mówią o „wartościach europejskich”, a tymczasem Europa przeżywa głęboki kryzys tożsamości. Nie ma zatem Unii, do której aspirują młodsi i starsi z Majdanu.