Kościół 
na straży rozumu


Mariusz Majewski


|

GN 48/2013

publikacja 28.11.2013 00:15

O tym, co nam zostało z Roku Wiary w Kościele, o szalenie niebezpiecznej ideologii gender i nowym ateizmie 
z abp. Markiem Jędraszewskim
 rozmawia Mariusz Majewski.

Abp Marek Jędraszewski
od 2012 r. metropolita łódzki. Profesor nauk teologicznych. Jest członkiem Rady Stałej KEP, a także m.in. delegatem KEP ds. duszpasterstwa akademickiego, członkiem Komisji Wychowania Katolickiego. Abp Marek Jędraszewski
od 2012 r. metropolita łódzki. Profesor nauk teologicznych. Jest członkiem Rady Stałej KEP, a także m.in. delegatem KEP ds. duszpasterstwa akademickiego, członkiem Komisji Wychowania Katolickiego.
jakub szymczuk /gn

Mariusz Majewski: Rozmawiamy na zakończenie Roku Wiary. Co nam zostaje z niego w Kościele?


Abp Marek Jędraszewski: W Roku Wiary doszło do czegoś bezprecedensowego w dziejach Kościoła. Wielki papież, Benedykt XVI, nieoczekiwanie rezygnuje z urzędu. Ale nie z krzyża, nie z tego, żeby dalej służyć Kościołowi. Mamy konklawe, które daje nam nowego następcę św. Piotra. I żyjemy już praktycznie drugim, bez wątpienia równie znaczącym papieżem Franciszkiem, jakby zapominając o tym, kto zapoczątkował Rok Wiary i kto przez pół roku jemu przewodził. 


Ta nieoczekiwana zmiana to jakiś szczególny znak związany właśnie z Rokiem Wiary?


Musieliśmy jeszcze raz postawić sobie ważne pytania dotyczące istoty Kościoła. Na czym polega urząd papieski? Co to znaczy być Piotrem naszych czasów? Co to znaczy, że wszyscy należymy do wspólnoty Kościoła? Myślę, że wszystko to było bardzo istotne, ale w pędzie zdarzeń nie do końca zastanowiliśmy się nad tymi pytaniami. Nie skorzystaliśmy należycie z tych swoistych rekolekcji, jakie stały się naszym udziałem po ogłoszeniu rezygnacji Benedykta XVI i w czasie oczekiwania na nowego papieża. W zamyśle Benedykta XVI Rok Wiary miał być okresem zwrócenia uwagi na to, czym w swej istocie jest wiara: że jest ona osobistą decyzją pójścia za Jezusem, w której fundamentalną rolę odgrywa nie tylko element poznawczy, ale wola człowieka. Wiara to decyzja, że chcemy iść za Bogiem – wiernie, do końca, na dobre i na złe.


Często słyszałem od duchownych i świeckich, że Rok Wiary niósł ze sobą trudny czas oczyszczenia. Wiąże się ono chociażby ze sprawą pedofilii?


Moja doktorantka powiedziała rok temu podczas seminarium, że boi się tego Roku Wiary, ponieważ to będzie wielkie dobro. A tam, gdzie dzieje się dobro, tym bardziej próbuje wkradać się zło. Istotnie, pojawiły się problemy i nikt nie zamyka oczu na ich istnienie. Jednakże nie można budować obrazu Kościoła tylko na podstawie medialnego przekazu. Często media głównego nurtu przedstawiają Kościół niemalże jak jakąś organizację przestępczą. To bardzo nieprawdziwy i krzywdzący obraz. Trzeba się przezeń przedzierać i dochodzić do istoty wiary. 


Ładnie to brzmi, ale jak przedzierać się do istoty wiary?


Odwołam się do św. Edyty Stein. U niej prawdziwy przełom w dochodzeniu do wiary nastąpił po całonocnej lekturze biografii Teresy z Ávila. Na koniec zamknęła książkę i z pewną determinacją powiedziała: „To jest prawda!”. Dzięki świadectwu św. Teresy Edyta Stein ostatecznie przekonała się, że sam Chrystus jest tą Prawdą, która domaga się od człowieka osobistej i jednoznacznej decyzji. W jej przypadku podążanie za Chrystusem tutaj, na ziemi, skończyło się w Auschwitz. W jakiejś mierze Edytę Stein można uznać za model Roku Wiary. Jej droga za Chrystusem przypadała na ciemną noc, jaką był wówczas nazizm. Ale została Mu wierna aż do końca, aż do męczeństwa. 


Czego spodziewa się Ksiądz Arcybiskup po tym czasie w swojej diecezji?


Bardzo mi zależy na tym, aby pośród wiernych archidiecezji łódzkiej wzrosła pobożność eucharystyczna. W czerwcu ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu zauważyłem, że w wielu parafiach nie ma obchodów oktawy Bożego Ciała. Żaden z pytanych przeze mnie księży nie potrafił powiedzieć, jak to się stało, że one zniknęły. Prawdopodobnie miało to miejsce na początku lat 70. ubiegłego wieku na skutek niezbyt trafnie interpretowanej posoborowej reformy liturgicznej. Świętowanie oktawy Bożego Ciała musi wrócić. Chcę również, żeby wróciły klęczniki dla księży w zakrystiach.


Dość niespodziewany postulat… I chyba łatwo wykonalny?


Pan się śmieje, ale wbrew pozorom jest to poważna sprawa. Dla księdza powinno być oczywiste, że zaraz po Eucharystii klęka i dziękuje Bogu za to, co się przed chwilą dokonało przez jego kapłańską posługę. Rozumiem, że zaraz po Mszy św. ustawia się kolejka ludzi chcących coś w zakrystii załatwić. Jednak nawet krótkie dziękczynienie powinno być naszym dobrym duchowym nawykiem. Autentyczną i głęboką pobożność eucharystyczną należy wypracowywać, zaczynając od prostych, praktycznych spraw. Wiadomo, że nie jest to najistotniejszy element programu, który chcemy wprowadzać. Może jednak pomóc i zachęcać do tej pobożności jako, z jednej strony, wyraz osobistych, duchowych potrzeb i pragnień kapłana i, z drugiej strony, jako dostrzegalny dla innych fakt, że ksiądz naprawdę się modli, a nie tylko wzywa innych do modlitwy. 


Jakie są istotniejsze punkty tego programu?


Od I niedzieli Adwentu 2013 r. wprowadzamy na zakończenie każdej homilii i kazania pięciominutową refleksję na temat poszczególnych znaków i gestów składających się na liturgię eucharystyczną. Zaczynając od chwili wejścia do kościoła aż po końcowe „Amen”. Przejście w ten sposób przez całą liturgię Mszy św. może potrwać nawet dwa lata. Trzeba jednak to robić. Eucharystia jest źródłem i szczytem całego naszego chrześcijańskiego życia, musimy jej zatem poświęcić wiele uwagi. Owocem Roku Wiary ma być też powstanie w każdej parafii zespołu Caritas, konkretnej struktury niosącej konkretną pomoc. Pragnę także, aby rozwijało się duszpasterstwo biblijne. 


W episkopacie jest Ksiądz Arcybiskup głównym krytykiem gender i podkreśla Ksiądz, że jest to „szalenie niebezpieczna ideologia prowadząca do śmierci samej cywilizacji”. Skąd taka ostra ocena?


To nie jest mój odosobniony głos. To także stanowisko całej wspólnoty polskich biskupów. Ideologia gender jest bardzo niebezpieczna, bo tak naprawdę kwestionuje tożsamość człowieka określaną już przez same struktury biologiczne. Ciekawe, że zwolennicy gender konsekwentnie nie chcą mieć za partnerów w publicznych dyskusjach biologów, a zwłaszcza genetyków. Boją się ich, ponieważ dobrze wiedzą, że z ich strony padną twarde argumenty naukowe mówiące o tym, że człowiek już od chwili poczęcia jest albo kobietą, albo mężczyzną. Od momentu poczęcia wszystko jest już zdecydowane, jeśli chodzi o naszą strukturę genetyczną. 


Jako profesor filozof szukał Ksiądz Arcybiskup korzeni gender?


Szukając intuicji gender, trzeba sięgnąć do dzieł „nieśmiertelnego” Fryderyka Engelsa. Zasłynął on jako komentator Marksa, ale nie tylko. Jest autorem studium „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa”, w którym stwierdził, że małżeństwo „zjawia się jako ujarzmienie jednej płci przez drugą, jako proklamowanie nieznanej dotychczas w dziejach pierwotnych wrogości płci”. Idąc tropem Engelsa, radykalni przedstawiciele ruchu feministycznego orzekli, że właśnie kobieta jest prototypem „klasy uciskanej”, a jako narzędzia tego ucisku uznali małżeństwo i „obowiązkowy heteroseksualizm”. Zgodnie z doktryną Marksa, człowiek i jego świadomość są produktem warunków, w których on żyje. Uznano, że kobiety nie mają żadnych naturalnych uczuć macierzyńskich i że te uczucia pojawiają się dopiero na pewnym etapie historii. A ponieważ są one źródłem zniewolenia i opresji kobiety, należy stworzyć takie nowe kulturowe warunki, aby się one – w imię wolności kobiety – w ogóle w niej nie pojawiały. Skoro zaś głównym nieszczęściem kobiety jest macierzyństwo i dziecko, wszystko to, co godzi w dziecko, jawi się jako element wyzwoleńczy. 


Aż trudno uwierzyć, że ktoś to dzisiaj bierze za podstawę swojego działania. To wystarczy, żeby, jak mówią niektórzy, „Kościół straszył gender”?


Ta ideologia uderza w rodzinę, a przez to w przyszłość społeczeństwa. Dla mnie to także dowód na to, że tak zwany nowy ateizm jest w zasadzie neomarksizmem. Ideologia głoszona przez Engelsa była wpisana w materializm i w przekonanie, że nie ma Boga i życia po śmierci. Dzisiaj też odrzuca się Boga, neguje się możliwość życia po śmierci. Wobec tego pozostaje już tylko jedna kwestia: jak człowiek wykorzysta swoją wolność, usuwając jej wszelakie uwarunkowania, łącznie z negacją uwarunkowań biologicznych, aby żyć „łatwo, lekko i przyjemnie”. 


Biskupi przestrzegają, ale niektóre środowiska wewnątrz Kościoła, jak krakowski Znak czy warszawska Więź, przekonują, że trzeba gender poznać i że katolicy mogą znaleźć ze zwolennikami tej ideologii porozumienie wokół niektórych spraw społecznych…


Chrześcijaństwo nie ucieka od tego, co jawi się jako niezrozumiałe, ale pragnie to niezrozumiałe przeniknąć – na ile jest to możliwe – światłem rozumu. „Fides quaerens intellectum” (wiara domaga się zrozumienia) – powiedział już w XI w. św. Anzelm z Canterbury. To stwierdzenie doskonale oddaje postawę Kościoła, który jest otwarty na rozum i na wszystkie wyzwania, jakie on stawia przed chrześcijańską wiarą. Taka sama postawa powinna obowiązywać także dzisiaj. Osobiście bałbym się jakiegoś irracjonalnego lęku przed poznawaniem ideologii gender. Trzeba ją poznawać, aby tym bardziej uświadomić sobie niebezpieczeństwa, jakie ona ze sobą niesie. Nie można uciekać od dyskusji, zwłaszcza że mamy bardzo mocne argumenty na irracjonalność tej ideologii, zarówno z punktu widzenia genetyki, jak i kształtowania normalnej ludzkiej osobowości. 


Zwolennicy gender powiedzą, że krytyka ze strony biskupów i katolików to przejaw ciemnogrodu.


Gender jest nie do przyjęcia nie tylko dla katolików, ale dla każdego, kto zdaje sobie sprawę z tego, że świat to nie jedynie materia i że życie człowieka nie kończy się na jego śmierci biologicznej. I że jest coś takiego jak obiektywne prawo naturalne. Nie da się w człowieku wszystkiego, zwłaszcza jego sumienia i obiektywnych wartości, jakimi się ono kieruje, wytłumaczyć przez same tylko warunki kulturowe, w których przyszło człowiekowi żyć. Już w czasach Platona, a zatem kilka wieków przed Chrystusem, mówiono o nieśmiertelności człowieka, znajdując dla tego poglądu bardzo przekonujące racje filozoficzne. W obecnej sytuacji kulturowej mamy do czynienia z niezwykle ciekawą, wręcz paradoksalną sprawą: Kościół często jest pogardliwie nazywany ciemnogrodem, a tymczasem stoi on na straży rozumu, tak więc broni świat przed irracjonalizmem. Dzisiaj staje się to coraz bardziej widoczne i coraz bardziej konieczne dla dobra naszej kultury i jej przyszłości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.