„Nie zostanie kamień na kamieniu”. Ta zapowiedź z mowy eschatologicznej spełniła się kilkadziesiąt lat później. W 70 roku Rzymianie zrównali Jerozolimę i jej świątynię z ziemią. Dla judaizmu to był straszliwy wstrząs. Bóg, który w tajemniczy sposób mieszkał w świątyni, stracił swoje mieszkanie na ziemi.
Chrześcijanie odczytali to w ten sposób, że odtąd Jezus stał się nową świątynią Boga, na krzyżu dokonało się definitywne pojednanie Boga z ludźmi. Czasy ostateczne już nastały. Przedłużeniem tajemnicy Chrystusa jest dziś Kościół – nie ten z kamienia, ale ten zbudowany z ludzkich serc. Budynek kościoła jest tylko symbolem duchowej świątyni, którą współtworzą wierni. Zewnętrzne formy przemijają, ale ważne jest sedno, czyli świętość.
„Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem…” Jednym ze znaków eschatologicznych jest zwodzenie uczniów Chrystusa jakąś fałszywą wizją Mesjasza. Jezus przestrzega przed oszustami. Coś w tym jest, że najbardziej niebezpieczni są nie ci, którzy występują wprost przeciwko Bogu czy Kościołowi, ale ci, którzy opowiadają, że znaleźli bardziej ludzkie czy nowoczesne odczytanie Ewangelii i znają receptę na „sukces” Kościoła. Ciągle słyszę, że nie mamy budować z Kościoła oblężonej twierdzy. Owszem, nie chodzi o szukanie wrogów, ale przecież sam Jezus ostrzega przed zwodzicielami, zapowiada atak kłamstwa na prawdę Dobrej Nowiny. Czy Jego ostrzeżenia nazwiemy sianiem nieufności, zagrożenia i strachu? Kiedy słucham niektórych „mesjaszów” proponujących znakomite rozwiązania dla rozwoju ludzkości, nie ufam im, boję się ich i mam odruch chronienia słabszych przed oszustami. „Nie chodźcie za nimi” – mówi Jezus. No właśnie.
„Podniosą na was ręce i będą was prześladować”. W wielu krajach chrześcijanie są mordowani lub wsadzani do więzień. Świat o tym milczy. Ale chrześcijanie muszą pamiętać o swoich prześladowanych braciach i siostrach. Bywa, że w naszym społeczeństwie ceną za przyznanie się do Jezusa jest wyszydzenie, uznanie za ciemnogród itd. Chrześcijanin nie powinien specjalnie oczekiwać oklasków, uznania czy pochwał świata. „Z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich”. Nieraz właśnie opór świata jest znakiem, że idę Bożą drogą. Nie chodzi o to, by kreować się na męczennika, ale o zgodę na to, że wierność Jezusowi ma swoją cenę.
„Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony”. Sam narzekam nieraz, że jako Kościół bywamy zbyt naiwni, że brakuje nam PR-u, że nie mamy lepszej strategii „zarządzania kryzysem”. Jest w tym pewnie trochę racji. Ale ważniejsze od wszelkich technik jest zaufanie do Boga, spokój płynący z przekonania, że jestem po właściwej stronie. Jest jakiś rodzaj bezbronności prawdy. „Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość” – obiecuje Pan. Nie o naszą mądrość tu chodzi, ale o mądrość Boga, której mamy być wierni.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.