Przepis na szczęście

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 35/2013

„Zauważył, jak sobie wybierali pierwsze miejsca”. Wybieranie pierwszych miejsc? Nie, to mnie nie dotyczy. Czy na pewno? Każdy z nas szuka lepszego miejsca w życiu, a przynajmniej o nim marzy.

Przepis na szczęście

 Czy jestem w pełni zadowolony z tego miejsca, które zajmuję? Czy czuję się doceniony w mojej rodzinie, miejscu pracy, szkole, uczelni, parafii? Czy ktoś w ogóle widzi moją harówkę? Nieraz nawet najbliżsi nas nie cenią albo w zbyt małym stopniu dostrzegają nasze wysiłki. Więc przydałby się jakiś awans. Jezus odsłania prawdę naszego serca nie po to, by nas poniżyć, ale po to, byśmy poznali siebie. Chodzi o to, by zobaczyć pewne prymitywne mechanizmy zachowań, które są w każdym z nas. Jeśli będę sam siebie oszukiwał, nigdy się nie rozwinę. Trzeba zaakceptować to, że chcemy, by się nam w życiu udawało, że pragniemy sukcesu, że jednak dajemy się wciągać w wyścig o lepsze miejsce. A jednocześnie cierpliwie uczyć się pokory, czyli dystansu do tych pragnień.

„Ustąp temu miejsca”. W gruncie rzeczy Jezus mówi o tym, że w życiu istnieją pewne hierarchie, czyli nierówności między ludźmi. Z tym też trzeba się pogodzić. Są lepsze i gorsze „stołki”, lepsze i gorsze rodziny, lepsze i gorsze miejsca do życia. Owszem, wszyscy jesteśmy synami i córkami Boga, i w tym sensie jesteśmy równi, ale poza tym każdy jest inny. Mądrość polega na tym, aby widzieć siebie w tych różnych ludzkich hierarchiach w sposób prawdziwy i nie przywiązywać wielkiej wagi do tego położenia. Wartości człowieka nie określa się przez porównywanie z innymi. Nie szukaj więc potwierdzenia siebie w czymś, co jest pozorne, kruche, zewnętrzne. Ale z drugiej strony, jeśli każą ci się przesiąść wyżej, to zrób to z pokorą, z wewnętrzną wolnością. Sukces ofiaruj Panu i licz się z tym, że kiedyś może pójdziesz w dół. Takie jest życie.

„Miałbyś odpłatę”. Często nasze dobre czyny są podszyte pragnieniem odwzajemnienia. To kolejny prymitywny mechanizm rządzący naszym zachowaniem. Jezus pomaga mi to zdemaskować. Nie ma chyba czynów doskonale bezinteresownych. Zawsze czegoś oczekujemy, spodziewamy się. I nie ma w tym nic złego. Istotne jest to, w którą stronę rozwija się moje życie. Czy uczę się gestów, słów, czynów wolnych od pragnienia odpłaty? Czy uczę się tego, by dawać, nie oczekując nic w zamian? Albo interesowność zaczyna opanowywać mnie tak, że na każdego człowieka patrzę pod kątem: co ja z niego będę miał? Który kierunek dominuje?

„Zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy”. Najprostszy przepis na szczęście. Miłość nie przelicza, stroni od księgowości, nie robi bilansu strat i zysków. Na pewno przeżyłeś taki moment w życiu, kiedy jakiś bezinteresowny dar napełnił Cię autentyczną radością. Warto wrócić pamięcią do tej chwili. I zastanowić się, dlaczego tak trudno nam uwierzyć, że „więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu”? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.