Mit ślepego antykomunizmu

Pius XII moralnie wspierał walkę Zachodu z Hitlerem.

Mit ślepego antykomunizmu

Na naszym rynku księgarskim spotykaliśmy pamflety na Piusa XII, ale zagraniczne, na przykład Cornwella czy Goldhagena. W zasadzie do tego gatunku nie dołączali autorzy polscy. W kraju o silnej opinii katolickiej, więc i słabszej niż gdzie indziej antykatolickiej cenzurze, historyk powielający teorie o „papieżu Hitlera” nie mógłby liczyć na to, że medialne pochwały zagłuszą merytoryczną krytykę i uchronią autora takiej tezy przed zawodową kompromitacją. „Pius XII. Nieznane wątki polskie” Eugeniusza Guza tylko pozornie stanowi wyjątek od tej reguły, nie chodzi bowiem o autora szczególnie przejmującego się krytyką.

Jej autor na temat Kościoła pisał już w PRL, stał się wtedy najbardziej znanym rzecznikiem tezy o braku odpowiedzialności ZSSR za próbę zamordowania bł. Jana Pawła II. Sowiecka perspektywa dominuje również w tej książce. Eugeniusz Guz uparcie powtarza tezę, że Pius XII chciał w drugiej wojnie światowej zwycięstwa Niemiec Hitlera. Guz uważa, że musiał chcieć – skoro był antykomunistą.

Antykomunizm zaś to dla Guza irracjonalny fanatyzm, którego „normalnym” wyrazem była swego czasu sympatia do Hitlera. Ten osobliwy sylogizm przewija się wielokrotnie w jego książce. Guz pisze, że Piusa XII cechował „trudny do wytłumaczenia (…) skrajny antykomunizm, skrajna antyradzieckość, stawiająca papieża po przeciwnej stronie aliantów”, za jego pontyfikatu „nie Hitlera, lecz Stalina uważano w Watykanie za największego wroga Kościoła”, więc „Hitler był (…) pewien opartej na antykomunizmie watykańskiej życzliwości”. Antykomunizm papieża był mocny i autentyczny, jednak był to przede wszystkim antykomunizm… powojenny. Pius XII bowiem już w latach 30. XX wieku uznał politykę Hitlera za największe zagrożenie dla pokoju w Europie. Można mu zarzucać – jak robił to Robert Brasillach – że w czasie wojny milczał o zbrodniach sowieckich, ale nie sposób zaprzeczyć, że to wojenne milczenie o komunizmie wpisał w koszty zwycięstwa Zachodu nad Hitlerem, które uznał za konieczne. Państwa Osi zaś bardzo chciały wykorzystać dla swej sprawy antykomunizm katolików. O gest papieskiego poparcia zaczęły zabiegać natychmiast po ataku na Związek Sowiecki. O wsparciu przez Stolicę Apostolską wojny z Sowietami rozmawiał z zastępującym papieża w Sekretariacie Stanu prał. Tardinim włoski ambasador na Watykanie, hrabia Attolico. Prosił o „przerwanie milczenia” o komunizmie, powoływał się na zaangażowanie Włoch w wojnę. Odpowiedź monsignore Tardiniego była bardzo jednoznaczna: „Nie ma potrzeby wyjaśniania na nowo stanowiska Stolicy Apostolskiej wobec bolszewizmu. Stolica Apostolska odrzuciła, potępiła i anatematyzmowała komunizm wraz z jego wszystkimi błędami. (…) Wyjaśnić swoją postawę powinni ci, którzy w przeszłości zawierali pakty przyjaźni z Rosją i jeszcze wczoraj mówili, że przymierze z nimi to gwarancja pokoju na Wschodzie. (…) Dziś to nie jest krucjata, ale wyganianie diabła Belzebubem”.

Rzym Piusa XII jednak nie tylko „biernie” przeciwstawiał się państwom Osi, ale wspierał państwa koalicji antyhitlerowskiej, a nawet – przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny. W tej sprawie dla prezydenta Roosevelta poważnym problemem była amerykańska opinia katolicka. Roosevelt skierował do papieża ambasadora Myrona Tylora jako „osobistego wysłannika”, by przekonać Piusa XII o konieczności przymierza amerykańsko-sowieckiego w walce z Hitlerem.

Wielu katolików amerykańskich uważało za niedopuszczalne wspieranie komunizmu, uznanego w „Divini Redemptoris” Piusa XI za „zły w samej istocie”. Roosevelt pragnął więc, by Pius XII pomógł mu przekonać amerykańskich katolików, że wojennej współpracy z ZSSR nie można traktować jako poparcia dla systemu sowieckiego. W efekcie rzymskich rozmów Myrona Tylora Sekretariat Stanu polecił delegatowi Stolicy Apostolskiej w Ameryce, abp. Amleto Cicognani, przekazanie biskupom amerykańskim, iż potępienie komunizmu nie odnosi się bynajmniej do narodu rosyjskiego, więc – w konsekwencji – nie potępia wojennej współpracy z Rosją. To abp Cicognani był inspiratorem listu pasterskiego abp. Johna McNicholasa OP, w którym metropolita Cincinnati pisał, by nauki „Divini Redemptoris” nie odnosić do trwającej w Europie wojny.

Jeszcze bardziej znamienna była osobista rozmowa Piusa XII z ambasadorem węgierskim 7  marca 1943. Pius XII powiedział mu, że „Stolica Apostolska nie jest ślepa na bolszewickie niebezpieczeństwo” i że Sekretariat Stanu zwracał już na nie uwagę Amerykanom i Brytyjczykom, dziś jednak „nie można powtarzać publicznych potępień bolszewizmu, nie mówiąc jednocześnie o prześladowaniach nazistowskich”. Zestawienie to miało w istocie charakter dyplomatyczny, bo kilka tygodni wcześniej w orędziu radiowym mówił całemu światu o ofiarach nazizmu, o „setkach tysięcy osób, które bez żadnej osobistej winy, jedynie z powodu swej narodowości lub rasy zostały skazane na śmierć lub stopniowe wyniszczenie”.

Oczywiście, dyplomacja papieska jest dyplomacją, a polityka – nawet służąca najwyższym celom – pozostaje polityką. Można poddawać ją krytyce. Z dzisiejszej perspektywy widać, że poparcie Roosevelta dla ZSSR po prostu oznaczało wsparcie dla komunizmu, a nie dla „narodu rosyjskiego”. Europa zapłaciła wielką cenę za wojnę. Można dziś wypisywać różne rachunki, jednak nie za oczywisty wkład Piusa XII w zwycięstwo Zachodu nad Hitlerem.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.