Misyjny bank miłości

Szymon Babuchowski

|

GN 29/2013

publikacja 18.07.2013 00:15

Miłość to jedyny pieniądz, który wydawany procentuje – twierdzą Asia i Darek Ściepurowie. Pewnie dlatego żyją rozpięci między dwoma krajami: Polską i Ekwadorem.

 Darek w Ekwadorze z siostrami ze zgromadzenia Cristo Misionero Orante i ich podopiecznymi Darek w Ekwadorze z siostrami ze zgromadzenia Cristo Misionero Orante i ich podopiecznymi
roman koszowski /gn

Przez większą część roku uczą angielskiego w malowniczej Kotlinie Kłodzkiej, gdzie mieszkają, ale cały ten czas naznaczony jest oczekiwaniem na wylot w zupełnie inną część świata. Asia i Darek Ściepurowie kursują z synami do Ekwadoru, by pomagać wspólnocie Cristo Misionero Orante. Wraz z siostrami z tego zgromadzenia opiekują się maluchami z wiosek położonych niedaleko Quito i dziewczętami z amazońskiego plemienia łowców głów Shuar. Edukują młodych Indian, a gdy wrócą do Polski, przy każdej okazji opowiadają o tym, czego doświadczyli za oceanem. Założyli nawet Katolickie Stowarzyszenie Charytatywno-Misyjne, by zarażać innych miłością do miejsca, które ich odmieniło.

Pizza (nie) do podziału

Wszystko zaczęło się w roku 1989, gdy komunizm upadł i otworzyły się granice. To właśnie wtedy śp. Władysław Stasiak – przyjaciel Darka od lat szkolnych, a później także znany polityk – wymyślił męską wyprawę do Peru. Trzech facetów wyprawiło się z plecakami, by deptać po śladach Inków. – Lecieliśmy przez Moskwę, bo było najtaniej. Bilet kosztował sto dolarów. Te pieniądze chciałem wcześniej zainwestować w malucha – śmieje się Dariusz Ściepuro. – Przyjechaliśmy z biednej, komunistycznej Polski, ale trafiliśmy do kraju znacznie biedniejszego. Byłem zaskoczony tym, co tam zastałem, i bardzo poruszony. Ale wkrótce okazało się, że sami też musimy oszczędzać. Mieliśmy ze sobą przewodnik nie do końca aktualny, jeśli chodzi o ceny. Więc zamiast zjadać trzy posiłki dziennie, jedliśmy jeden, a resztę uzupełnialiśmy sucharami przywiezionymi z Polski. Nie da się ukryć, że chodziliśmy mocno głodni, a spodnie na nas wisiały. Raz weszliśmy w Cuzco do takiej fajnej kafejki z andyjską muzyką, żeby w końcu coś ciepłego zjeść.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.