Dzieci do aborcji

Joanna Najfeld

|

GN 24/2013

publikacja 13.06.2013 00:15

Setki dzieci giną każdego roku w polskich szpitalach na skutek dopuszczonej prawem aborcji z powodu podejrzenia u nich choroby.

Malina Świć Malina Świć
ma zespół Turnera. Prowadzi normalne życie. Kończy studia medyczne. Nie rozumie, dlaczego osoby takie jak ona wolno zabijać przed urodzeniem
JAKUB SZYMCZUK

Polskie prawo zakazuje aborcji jako przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Przepisy nie chronią jednak wszystkich dzieci nienarodzonych. Ustawa wymienia bowiem trzy przypadki, kiedy aborcja nie jest karana, czyli w praktyce dopuszczona prawem. Dziecko wolno zabić przed urodzeniem ze względu na zdrowie matki, jeśli zostało powołane do życia w wyniku czynu zabronionego oraz jeśli zachodzi prawdopodobieństwo, że mogłoby urodzić się chore, niepełnosprawne lub z wadą genetyczną. Ten ostatni przypadek, tzw. aborcja eugeniczna, jest najczęstszy. Odpowiada za około 90 proc. z kilkuset aborcji popełnianych każdego roku w majestacie prawa.

Mało kto zdaje sobie sprawę, jak w praktyce wygląda aborcja dzieci chorych. Nawet w szóstym miesiącu ciąży wywołuje się wczesny poród, podczas którego dziecko ma umrzeć. Jeśli nie umrze, procedura każe pozostawić je bez pomocy, aż umrze. Inne wcześniaki urodzone w podobnym wieku są ratowane. Ten zgodny z ustawą aborcyjną proceder odbywa się w państwowych szpitalach na koszt obywateli. Liczba ofiar „kompromisu aborcyjnego” rośnie z roku na rok.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.