Przytuleni przez Ritę

ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 22/2013

publikacja 30.05.2013 00:15

Żyła 600 lat temu w dalekiej Umbrii, ale to nie przeszkadza jej zajmować się sprawami współczesnych ludzi. Wrażliwość ma we krwi.

Przytuleni przez Ritę Jan Włostowski cieszy się, że od niedawna w Bielawie można oddawać cześć relikwiom świętej z Cascii Ks. Roman Tomaszczuk

Święty obrazek. Mniszka, szczelnie opatulona habitem, trwa w ekstazie. Stygmatyczka – naznaczona miłością. Wznosi ręce w geście hojnego otwarcia, a promień łaski, wybrania, który łączy uczennicę z Mistrzem, dosięga jej czoła. Obrazek święty – pełen chwały, milczący o tym, co wcześniej, o długim i burzliwym życiu.

Małgosia – to jej imię

Margerita Lotti – kobieta, która posmakowała w swym życiu nie tylko rozkoszy pieszczot matki i ojca, czekających długo na swoje dziecko. Poznała też smak trudnego posłuszeństwa ojcu, który wbrew jej pragnieniu wydał ją za mąż – a przecież od dziecka chciała do klasztoru. Margerita, pieszczotliwie nazywana Ritą, czyli Małgosią, przekonała się też, ile sił kosztuje małżeńska walka o godność kobiety. Jak gorzko smakuje ból zrodzony przez gwałtowność i brutalność męża. Upokarzana, prześladowana słownie, dręczona psychicznie i fizycznie – nie umie przestać kochać. Szuka i znajduje siłę do przebaczenia, cierpliwości i wierności. Wie dobrze, że jeśli naprawdę kocha, będzie umiała przebaczać nie siedem razy, ale zawsze. Aż do zwycięstwa. Przekonała się, że faktycznie im cięższa jest walka, tym większe jest zwycięstwo. Gdy mogła wreszcie kochać swego męża ze wzajemnością, gdy z dumą patrzyła na niego jako dojrzałego mężczyznę i ojca dwóch ich synów, przyszła śmierć. Mąż stał się ofiarą vendetty – rodowej zemsty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.