Zanurzeni we Krwi

Marcin Jakimowicz

|

GN 22/2013

publikacja 29.05.2013 00:15

O wylaniu Ducha i bardzo nieposłusznych duchach - rozmowa z ks. Janem Reczkiem.

ks. Jan Reczek kapłan diecezji krakowskiej. Autor bestsellera wydawniczego „To Jezus leczy złamanych na duchu”. Od lat posługuje modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała. Właśnie ukazała się jego książka „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch”. ks. Jan Reczek kapłan diecezji krakowskiej. Autor bestsellera wydawniczego „To Jezus leczy złamanych na duchu”. Od lat posługuje modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała. Właśnie ukazała się jego książka „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch”.
Roman Koszowski

Marcin Jakimowicz: Dlaczego Pan Bóg uzależnia często uzdrowienie jakiejś osoby od naszej modlitwy? Dlaczego nie pstryknie nad nią palcami bez oglądania się na naszą predyspozycję?

Ks. Jan Reczek: Bo dał nam wolność i chce uczestnictwa wolnych stworzeń w historii zbawienia. To jest dokładnie to, o czym pisał św. Augustyn: Pan Bóg stworzył nas bez naszej pomocy, ale nie zbawi nas bez naszego zaangażowania. A każde uzdrowienie jest wpisane w osobistą historię zbawienia człowieka.

Ale przecież zna naszą kondycję: wie, że nie chce nam się modlić, nakładać rąk, służyć…

Trudno, żeby popierał nasze lenistwo. On ma niezwykły szacunek dla człowieka. Nie zmusza, zawsze proponuje. Nieustannie zadaje pytania. I jest jak ojciec, który wie, czego potrzebuje dziecko, ale czeka, aż samo o coś poprosi…

Kilka takich pytań z czytań liturgicznych z ostatnich dni: „Adamie, gdzie jesteś?”, „O czym to rozprawialiście w drodze?”, „Piotrze, czy miłujesz mnie?”. Po co Bóg pyta, skoro zna odpowiedź?

Pyta, bo czeka, aż włączymy myślenie i sformułujemy odpowiedzi. Jesteśmy tak biednymi stworzeniami, że gdy pytania nie padają, nie zastanawiamy się nad odpowiedziami.

Ale przecież wie, że jesteśmy w krzakach… Wie, że spieraliśmy się o to, kto z nas jest pierwszy…

A może gdyby nie te pytania, sami nie zauważylibyśmy, dokąd zabrnęliśmy?

Gdy rozlega się: „Janie, gdzie jesteś?”, nie czuje się Ksiądz jak na egzaminie poprawkowym? W pokoju zwierzeń Big Brothera?

Nie mam takich skojarzeń. (śmiech) Raczej czuję, że ktoś potrząsa mną i woła: „Zobacz, gdzie jesteś!”. Bóg wie, gdzie jestem. To ja tego nie wiem.

Dlaczego Kościół przeżywa wielkie przebudzenie charyzmatyczne? Co je sprowokowało?

Pan Bóg jest wierny swoim obietnicom. Skoro zapewniał przez proroka Joela, że wyleje swego Ducha na wszelkie ciało, to nie znaczy, że tylko raz pragnie zrealizować tę obietnicę! Pamiętajmy, że Kościół prosił o nowe wylanie Ducha Świętego.

Kiedy?

Jeszcze przed soborem, ustami Jana XXIII. Papież prosił Boga o nową Pięćdziesiątnicę. Sądzę, że wielkie dobro, które się dokonuje od tamtego czasu, i w strukturach, i we wspólnotach Kościoła, to konsekwencja tego wołania.

Znalazłem Biblię z lat 60., w której przy Pawłowym spisie charyzmatów napisane było: „Chodzi o dary, które zanikły w pierwszych wiekach chrześcijaństwa”. Dziś wielu czytelnikom „Gościa” nie trzeba tłumaczyć, czym są języki, proroctwa…

Widocznie przeżywamy na nowo Dzieje Apostolskie, wróciliśmy do rzeczywistości pierwszych wieków chrześcijaństwa. Może Pan Bóg uznał, że zapotrzebowanie na charyzmaty pojawiło się na nowo? Zaistniała potrzeba nowej ewangelizacji – a charyzmaty są darem w służbie głoszenia Dobrej Nowiny!

Nie ma Ksiądz wrażenia, że żyje w jakiejś schizofrenii? Kilka dni temu byłem w Niskowej pod Nowym Sączem. Na Zesłaniu Ducha Świętego w kościele był taki tłum, że ludzie siedzieli na ziemi! W tym samym czasie Onet i inne media powtarzały swą pogrzebową mantrę: pedofilia, pustoszejące kościoły, skandal…

Niektórzy dziennikarze widzą jedynie to, co chcą widzieć, i ogłaszają to, do czego chcą przekonać. Widzę też wyraźną polaryzację wiary wśród ludzi ochrzczonych: jedni decydują się na życie wiary i bardzo w nim postępują, pozostali stają się coraz bardziej oziębli. I tak spełnia się słowo Boże: Pan Bóg daje czas, by święty jeszcze bardziej się uświęcił, a plugawy bardziej splugawił…

Nie zamartwia się Ksiądz o przyszłość Kościoła? Nie zamyka w pokoju, główkując: „Co będzie za kilkadziesiąt lat?”.

Nie zamykam się w swoim pokoju, nie mam na to czasu. (śmiech) Nieustannie jestem w drodze, jestem z ludźmi. Widać, że bardzo potrzebują Boga! Jeśli nie starcza mi czasu na modlitwę nad tymi, którzy o nią proszą, to znak, jak wielu bardzo tęskni za spotkaniem z żywym Bogiem. To przecież jedyna rzecz, którą mam do zaoferowania. Po wtóre mam w sercu ogromną ufność: Jezus wiedział, co mówi, gdy nauczał: „Bramy piekielne go nie przemogą”.

Wielu egzorcystów opowiada, że demony reagują wściekłością, gdy kapłan powołuje się na posłuszeństwo swojemu biskupowi. Dlaczego to słowo tak doprowadza je do furii?

Bo posłuszeństwa (podobnie jak miłości) zły duch nie jest w stanie zrozumieć. Sam jest stworzeniem nieposłusznym i jak pisze św. Faustyna, kusi nas do pozorowania każdej cnoty poza… posłuszeństwem! To mu się zupełnie wymyka. Dlatego posłuszny zawsze jest w tej potyczce zwycięzcą. Stoi po stronie Pana Boga.

Czyli w mroku? Po „drugiej stronie reflektora”? Ileż razy widziałem zawirowania życiowe u tych, którzy sami posługują charyzmatem modlitwy za innych… „Prorok musi być raniony” – mawia o. Pelanowski. Musi???

Jest pewna cena uczestnictwa w wypraszaniu łaski dla drugich. Jesteśmy po stronie Jezusa, który chce dobra bliźnich. Za to się płaci… Ojciec Pio podkreślał, że za dobro trzeba zapłacić.

A potem tak przyzwyczajamy się do tego „płacenia”, do tego bolesnego rykoszetu, że po pewnym czasie wpadamy w tresurę demona: spodziewamy się jakiejś formy duchowego łomotu. Znam takich, którzy zrezygnowali z głoszenia słowa, bo przestraszyli się konsekwencji.

Ale ja tego nie wiążę z demonem! Nie! Ja to wiążę z prowadzeniem Bożym. To Bóg dopuszcza, by spadały na nas pewne utrapienia. To nie są sytuacje, które wymknęły Mu się spod kontroli. Nic nie dzieje się poza Jego wiedzą. Jasne, demon chce mieszać, chce dokuczać tym, którzy idą Bożą drogą. Dlatego prosimy Boga o ochronę, wołamy: „Wybaw nas!”. W czasie przygotowania do modlitwy wstawienniczej upraszamy bezpieczeństwa, zanurzamy się w Krwi Jezusowej, która chroni nas przed złośliwością złego ducha. Dobrze, że uwrażliwiamy dziś wiernych na działanie demona. Demaskujemy je. Ale stawiajmy właściwie akcenty: pamiętajmy, że pierwszym posłaniem Kościoła jest głoszenie światu Dobrej Nowiny, a nie demona! On wychodzi w tle, przy okazji głoszenia opowieści o świetle!

„Wychodzi w tle” – pięknie powiedziane. Oby wychodził!

… Obyśmy byli wolni!

Widzę, że gdy w czasie modlitwy wstawienniczej otwiera się słowo „… zostawił wszystko i poszedł za Jezusem”, ludzie bledną. Tak jakby te słowa oznaczały: „No i koniec marzeń. Teraz będzie już tylko gorzej”. W domyśle: „On zrobi mi krzywdę”.

Odnajdujemy w sobie ogromne pokłady nieufności. Nie ufamy Bogu. A doświadczenie miłości, które stało się naszym udziałem, nie starcza na długo. Czekamy, żeby znowu przyszedł, przytulił i pocieszył. Gdy słowo o zostawieniu wszystkiego napotyka nasze zranienie nieufnością, może wywołać niepokój. Osobna sprawa, że Seminarium Odnowy Wiary nie powinno być terenem takich przykrych niespodzianek, straszenia nietrafną interpretacją słowa Bożego, które przecież w całości mówi o czymś radosnym!

I o tym opowiada dalszy ciąg tego czytania: Lewi tuż po powołaniu wyprawił… ucztę dla przyjaciół. Tak jakby chciał powiedzieć: „To nie żadna trauma, wreszcie się coś w mym życiu zmieniło!”. Nie zapraszał przecież na stypę.

W tym rzecz. Nie możemy interpretować słowa w oderwaniu od ogólnego przesłania Ewangelii, orędzia o Bożej miłości. Nie mamy żyć w lęku, ale w wolności dzieci Bożych. Nie można przeczytać raniącego słowa i poklepać po plecach przerażonego człowieka: „Nie martw się, Pan Bóg cię jakoś poprowadzi”…

„Bóg potwierdzał głoszenie Dobrej Nowiny znakami i cudami” – czytamy. Czy one są zawsze jedynie konsekwencją głoszenia Ewangelii?

Im dłużej jestem kapłanem, tym wyraźniej widzę, że tak jest w istocie. Tam, gdzie głosi się kerygmat – zwycięstwo Jezusa i Jego darmową miłość – tam Bóg dokonuje wielkich znaków, odpowiada wielorakim dotknięciem serc.

Nie jest już Ksiądz znużony głoszeniem w kółko tego samego? Nie odczuwa Ksiądz „zmęczenia materiału”?

Nie! Bo gdy wchodzę w łaskę nabożeństwa, wszystko staje się żywe, jakby przepowiadane po raz pierwszy. Nie ma żadnego odgrywania, udawania.

Patrzyłem kiedyś z boku na ojców Antonella i Enrique: przecież oni, głosząc kerygmat coraz to nowym ludziom, nieustannie muszą opowiadać o tym samym! Zastanawiałem się, czy nie czują się znużeni tym, że nie mogą pójść dalej…

Dalej? Dokąd? Poza zmartwychwstanie? (śmiech) Nie ma żadnego „dalej”! To istota tego, czym się dzielimy!

Jak Ksiądz odpowiada na zarzut, że ludzie przychodzą ze względu na znaki i cuda.

Odpowiadam: przychodzą z różnych powodów, to prawda. Nie osądzam nigdy intencji tych, którzy przyjeżdżają na Msze z modlitwą o uzdrowienie. Cieszę się, że zgromadziła ich łaska Boża.

Próba przed chrztem: „O co chcecie prosić Kościół Boży?”. Facet wypala: „O zdrowie, bo to teraz najważniejsze”.

Oj, znam ten refren. (śmiech) Ale pytam się: „I co z tego?”. Wielu takich zostaje później w Kościele ze względu na Jezusa. Pan Bóg gromadzi ludzi, by ich przemieniać. W pewnym momencie tak ich do siebie pociągnie, że zorientują się, iż „znaki i cuda” były jedynie mostem, który miał ich doprowadzić w ramiona Ojca.

Mogę zerknąć na Księdza ręce? Niby takie jak moje i Romka, fotoreportera. Kiedy Ksiądz odkrył, że ręce kapłanów są namaszczone? Na przykład do posługi uzdrowienia? Nie uczono tego w seminarium?

Wielu rzeczy nie uczono nas w seminarium. (śmiech) Pewne niedowiarstwo dotyczące namaszczenia rąk kapłańskich nieustannie nam towarzyszy. Kilka tygodni temu słyszałem historię. Pewien człowiek za granicą dowiedział się, że jest śmiertelnie chory. Usłyszał krótką diagnozę: nowotwór. Pobiegł do znajomego kapłana. „Mam raka! Niech ksiądz mnie pobłogosławi”. Ksiądz wpadł w panikę: „Nie jestem żadnym charyzmatykiem. Poszukaj księdza charyzmatyka!”. Ale ten człowiek nie dawał za wygraną: „Wierzę, że ma ksiądz ręce poświęcone Bogu. Proszę mnie pobłogosławić”. Co było robić? Kapłan pobłogosławił. Po tym geście choroba całkowicie zanikła.

Książka opisująca Księdza posługę „To Jezus leczy złamanych na duchu” rozeszła się w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Nie patrzył Ksiądz w lustro, uśmiechając się pod nosem: „No, ma się te parę charyzmatów”…

Dostatecznie wiele w życiu przeżyłem, by mieć świadomość, że to nie ja działam. Już mnie Pan Bóg nie musi przekonywać, że to On, nie ja. To nie żadna kokieteria.

Jak otworzyć się na Jego działanie, na charyzmaty? Potrzeba jakiejś modlitwy wspólnoty? Nałożenia rąk przez kapłana?

Potrzeba wzywać Ducha Świętego. To wszystko.

I jest Ksiądz pewien, że przyjdzie?

Kto prosi – otrzymuje. Jezus mówi: „Jeśli wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. Wołanie o Ducha to modlitwa zawsze przez Boga przyjęta!•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.