Rozwijaj żagle!

Marcin Jakimowicz

|

GN 20/2013

publikacja 16.05.2013 00:15

O przewadze żeglowania nad wiosłowaniem i czekaniu na Tego, który i tak przyjdzie, kiedy chce, z siostrą Bogną Młynarz ZDCH

s. Bogna Młynarz doktor teologii duchowości, wikaria generalna zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana, prowadzi wiele rekolekcji dla osób świeckich i wspólnot, mieszka w Krakowie. s. Bogna Młynarz doktor teologii duchowości, wikaria generalna zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana, prowadzi wiele rekolekcji dla osób świeckich i wspólnot, mieszka w Krakowie.
roman koszowski

Marcin Jakimowicz: Zabiła mi Siostra niezłego klina…

S. Bogna Młynarz: Ja???

Tak. W grudniu na rekolekcjach rzuciła Siostra do mikrofonu: „Kto z was spotkał żywego Jezusa? Jeśli choć przez chwilę się zastanawiasz, to znaczy, że jeszcze Go nie spotkałeś”.

I teraz muszę się z tego usprawiedliwiać?

Tak. Bo minęło kilka miesięcy, a ja wciąż się zastanawiam. (śmiech)

To pytanie jest prowokacją. Nie mam zamiaru wartościować: jeśli ktoś podniesie rękę, to jest na wyższym poziomie życia duchowego. Nie ma w tym absolutnie żadnego oceniania. To pytanie o subiektywne doświadczenie działania Boga w życiu. Ukułam sobie prywatną definicję rozwoju życia duchowego: polega ono na tym, by to, co wydarzyło się już obiektywnie (zbawienie, Boża miłość, przebaczony grzech, niebo otwarte), stało się moim osobistym, doświadczonym na własnej skórze przeżyciem. I w tym znaczeniu pytam o to ludzi. Pytam, czy spotkali Jezusa. Bo On ich już spotkał, ale nie wiadomo, czy oni otworzyli się na Jego obecność, rozpoznali Jego przyjście. Nie chodzi mi o jakieś wizje: o to, by ludzie zaczęli mi opowiadać, jaki kolor oczu ma Jezus. Chodzi o doświadczenie, dzięki któremu możemy powiedzieć: Bóg przeszedł przez moje życie. Ponieważ jest to rzeczywistość duchowa, często dopiero po jakimś czasie możemy powiedzieć: Ooo, tu był Pan.

A puzzle zaczynają do siebie pasować…

Jest to doświadczenie duchowe. Bóg dotyka ludzkiego ducha. Ale to dotknięcie może promieniować na naszą psychikę, a nawet rozlewać się na nasze ciało. Może być subtelne, a może być też trzęsieniem ziemi, jak u św. Pawła pod Damaszkiem…

I to Duch Święty zmienia tę obiektywną rzeczywistość w subiektywne doświadczenie?

Tak! Jezus mówi: Duch wszystkiego was nauczy, wszystko wam przypomni. Czyli to, czego Jezus obiektywnie dokonał, dzięki Duchowi Świętemu staje się naszym doświadczeniem

Dlaczego Jezus zapowiada, nie owijając w bawełnę: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Jeśli nie odejdę, nie przyjdzie Pocieszyciel”? Człowiek woła i odpowiada mu echo…

Wydaje mi się, że chodzi tu o zmianę sposobu doświadczania Boga. Jesteśmy ludźmi zmysłowymi i do pewnego momentu Pan Bóg chodzi za człowiekiem i mówi jego językiem. To znaczy komunikuje się z nami w taki sposób, w jaki jesteśmy w stanie zrozumieć i przyjąć. Ale to jedynie początek drogi. Ostatecznie chodzi o to, byśmy nauczyli się komunikować z Jezusem w sposób duchowy. I to Jego zniknięcie, wycofanie się (Paweł opisuje to zjawisko: „my już nie znamy Jezusa według ciała, ale według ducha”) to zmiana sposobu doświadczania Boga. Teraz to my uczymy się języka Boga, uczymy się rozpoznawać Jego obecność.

Dwie osoby przeżywają tę samą sytuację, jedna klnie: „Obudziłam się o trzeciej w nocy i nie zmrużyłam już oka”, druga: „Pan obudził mnie o trzeciej w nocy i zaprosił do modlitwy”. Znajdź szczegół, którym różnią się te obrazki…

O taką właśnie zmianę optyki chodzi! Istotą doświadczenia działania Ducha nie jest to, że zmienia się coś wokół nas. To my zaczynamy wszystko inaczej postrzegać. Zmienia się percepcja. Tak jakby otwierały się dodatkowe zmysły, dodatkowe wyposażenie do przyjmowania Bożej rzeczywistości…

„Kto z was spotkał żywego Jezusa?” – pyta Siostra. A gdybym ja zadał to pytanie, co Siostra by odpowiedziała?

Odpowiedziałabym, że Go spotkałam. Z perspektywy czasu widzę, że Bóg przychodzi do mnie ciągle w nowy, zaskakujący dla mnie sposób. Tak że często powtarzam sobie słowa z piosenki Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej: „Teraz widzę, że jesteś Inny”. Ale gdy mówię świadectwo wiary, zazwyczaj odwołuję się do kilku sytuacji, w których Bóg mnie dotknął i mocno zmienił moje życie. Przed laty w nowicjacie postanowiłam sobie, że przez siedem miesięcy będę modliła się do Ducha Świętego hymnem „Veni Creator”, prosząc o kolejne Jego dary. Łatwo obliczyć, że przez miesiąc modliłam się o jeden dar. (śmiech) Skończyłam tę nowennę i zapomniałam o niej.

Przyszedł namacalnie?

Nie zauważyłam.

I nie czuła się Siostra oszukana? Siedem miesięcy wołania do ściany.

Nie! Bo ja się po tej modlitwie niczego nie spodziewałam…

Piękny przykład dla czytelników „Gościa”. (śmiech)

Naprawdę nie wiedziałam jeszcze wówczas, że modlitwa o Ducha to coś… ryzykownego. Modliłam się z pobożności. Dziś wiem, że do modlitwy do Ducha Świętego powinna być dodana instrukcja obsługi, a w niej ostrzeżenie: „skutki nieprzewidywalne!”. Ale wtedy skończyłam nowennę i kompletnie o niej zapomniałam. Po roku pojechałam do naszego domu rekolekcyjnego w Siedlcu. Pewnego dnia jak zwykle śpiewaliśmy jutrznię. Ja też śpiewałam. I w pewnym momencie zaczęłam śpiewać, ale nie te słowa, które widziałam w brewiarzu….

I nie w tym samym języku?

I nie w tym samym języku. Nie miałam zielonego pojęcia, co się wydarzyło. Nigdy nie byłam na spotkaniu charyzmatycznym, nie czytałam niczego o glosolalii. Nic nie wiedziałam o tym doświadczeniu. Czułam jednak wyraźnie, że dzieje się coś ważnego. Że nagle mogę powiedzieć Panu Bogu absolutnie wszystko, na co do tej pory nie znajdowałam słów. Bo w darze języków nie jest ważne to, co i jak mówimy, ale to, co dzieje się w głębi ducha.

Poczuła się Siostra jak małe dziecko? Wielu mówi, że to dziecięce gaworzenie to istota tego daru…

Bo przynosi on prostotę, rodzi pokorę. Wszystkie mury, blokady padają. Poczułam nagle, że moja dusza się rozszerzyła. Pierwszym owocem tego doświadczenia było wrażenie, że Pismo Święte otwiera się przede mną. Że słowo Boże mówi wprost do mnie. Ono świeciło przed moimi oczami! Pamiętam, że w ten dzień spacerowałam po lesie, powtarzając w myśli słowa Psalmu 51, i nagle doświadczyłam tego, czym jest skrucha serca. Zobaczyłam, że to coś niezwykle słodkiego. Człowiek może leżeć twarzą do ziemi przed Bogiem i równocześnie być na Jego kolanach! Stać w prawdzie o swoim grzechu, a jednocześnie doświadczać, że jest przyjmowany z całą swoją biedą, słabością. Czuje się przytulony, przygarnięty. Bo my możemy powtarzać: „Pan Bóg nas kocha, jest miłosierny”; „Musimy przyznać się do własnego grzechu” itp., ale jest to wiedza czysto racjonalna. Zaś skrucha serca, dzięki działaniu Ducha Świętego, pozwala doświadczyć, że Bóg jest miłosierny i sprawiedliwy równocześnie. Ten dar łączy w sobie te rzeczywistości. Gdy rozmawiam z ludźmi, widzę, że po ludzku nie umiemy tego pojąć. Często przeginamy i wpadamy w skrajności: albo widzimy Boga niezwykle surowego, twardego, albo traktujemy Go jak misia przytulankę.

Jak czekać na Ducha? Przecież wieje, kędy chce. Da się coś zaplanować? Siostra nie wyznaczyła Mu przecież miejsca i daty: Siedlec, jutrznia, 8 rano …

Jego przyjście było kompletnie zaskakujące. To był szok. Jak czekać? Pragnąć tyle, ile mamy pojemności duszy. Nie przeskoczymy samych siebie. Mówienie osobie niewierzącej: „Proś o Ducha” jest jak rzucenie niewidomemu: „Proś o wzrok”. Przecież on nawet nie wie, o co prosi, za czym tęskni! Módlmy się całą pojemnością duszy, pragnijmy tyle, na ile nas dziś stać. To wystarczy. Coś musi się stać…

Musi? Cały czas słyszę: „Bóg nikomu nigdy nie odmówił jeszcze swego Ducha”. A człowiek prosi, prosi i ma wrażenie, że nic się nie zmienia.

Gdy prosimy o Ducha, natychmiast Go otrzymujemy. Natychmiast! Bóg wysłuchuje naszych modlitw bezzwłocznie. Udziela Ducha w mgnieniu oka! To my potrzebujemy czasu, by Go dojrzeć. W jaki sposób dokonuje się ta percepcja? Bardzo indywidualnie. Każdy jest inny, ma inną historię życia, inny „styl” pobożności. Bóg jest świetnym pedagogiem. Prowadzi nas, dostosowując się do naszej kondycji. To nie On potrzebuje czasu, ale my! Myślę, że u mnie ten czas od nowenny do doświadczenia mocy Ducha był potrzebny. Musiałam poczekać, bo byłam pobożna, ale jeszcze niegotowa na to, by przyjąć Boga. On czekał, a gdy już przyszedł, zrobił następny krok: sporo pozmieniał w moim życiu. Przejął stery.

Ludzie szukają Ducha, chcą Go oswoić, „kupić”, wymodlić. A Jezus mówi: „Pozostańcie w mieście, aż zostaniecie uzbrojeni mocą z wysoka”. Pozostańcie w mieście. To znaczy przestańcie się szarpać, szamotać? Pozostańcie bierni?

Być może wtedy jesteśmy na Niego najbardziej otwarci, bo w końcu nie piszemy Mu scenariusza. Może na tym polega istota daru spoczęcia w Duchu Świętym? Nie jesteśmy przygotowani, zostajemy przez Niego rozbrojeni, nie mamy żadnego planu awaryjnego. Moja znajoma przed modlitwą o wylanie Ducha mówiła: „Tylko mnie nie wywróć!”, a potem leżała jak długa… (śmiech) I niezwykle ważna rzecz: prosimy o Ducha Świętego, czekamy na Niego, a przecież my Go już posiadamy! On nie musi przychodzić. Już w nas jest. Od momentu chrztu. Akurat dziś jest rocznica mojego chrztu. (śmiech) Boski wiatr już w nas wieje…

To dlaczego nie czujemy podmuchu?

Bo mamy zwinięte żagle, za pomocą których możemy doświadczać Jego mocy. Mamy zwinięte żagle i spora część z nas chwyta za wiosła, próbując przepłynąć przez życie samemu. Za pomocą wioseł, czyli cnót…

Kręcą się w kółko? Proroctwo z naszej wspólnoty: stroma góra. Jakiś zmordowany człowiek – niczym Syzyf – pcha pod górę gigantyczny głaz. I podobnie jak w mitycznej historii, gdy prawie osiąga szczyt, kamień z łoskotem stacza się w dół. Nagle następuje zbliżenie. „Oko kamery” najeżdża na głaz. Wypisane jest na nim jedno ogromne słowo: zasługi.

Mówię często do wspólnot: dlaczego zamiast rozwinąć żagle, próbujecie wiosłować za pomocą tych marniutkich wiosełek?

Może dlatego ludzie w czasie wylania Ducha często słyszą: „Już nie musisz zasługiwać na Moją miłość”? Opowiadał o tym w „Gościu” m.in. Witek Wilk…

Doświadczenie Ducha Świętego jest rzeczywiście takie, że doświadczamy bezwarunkowej Bożej miłości. Za darmo i bez granic. Tyle że to doświadczenie nie ma nic wspólnego z modnym dziś wmawianiem sobie: jestem OK, jestem w porządku, jestem warty miłości.

Ludzie, którzy tak siebie pocieszają, wracają do domów i wyją wieczorami w poduszki…

Tak, bo istotą przyjścia Ducha jest prawda o nas samych. Zobaczmy, jak On rozkłada akcenty. Jezus nie rozpoczął rozmowy z Samarytanką od słów: miałaś pięciu mężów, nawróć się. Nie! On na początku mówi: „Dam ci wody, której potrzebujesz”. Najpierw daje Ducha, obietnicę, dopiero potem stawia wymagania. Ważna jest ta kolejność!

A my boimy się, że jak przyjdzie Duch prawdy i pokaże nam bagno, w jakim tkwimy, to pozostanie nam już tylko sięgnąć po żyletki…

Duch rzeczywiście przychodzi „przekonać świat o grzechu”, ale robi to delikatnie. My odwracamy akcenty. Ludziom, którzy nie mają żadnego doświadczenia żywego Boga, miłości, przebaczenia, stawiamy na wstępie moralne wymagania. Ile razy na kazaniach słyszymy: „powinieneś”, „powinnaś”, „musisz”. Wymagania można stawiać dopiero tym, którzy doświadczyli Boga!

Paulin o. Stanisław Jarosz opowiadał, że jako młody chłopak nieustannie słyszał w kościele: „Musisz być dobry”. „Bardzo mnie te słowa niszczyły” – wspomina.

Dlatego tak ważny jest moment doświadczenia spotkania z Bogiem. Jest jak otwarcie bramy. Bez tego doświadczenia nasze życie duchowe przypomina galerę…

Jak w kawale: „Tato, daleko do Szwecji?”. „Wiosłuj, szczeniaku, wiosłuj…”

A to na dłuższą metę straszliwie męczące…

Proroctwa, języki, charyzmaty… Dlaczego Duch Święty działa dziś w tak spektakularny sposób?

Bo – jak wspominałam wcześniej – On pokornie dostosowuje się do naszego języka, schodzi do naszego poziomu przeżywania wiary. Spektakularność jest potrzebna nam, byśmy zwrócili uwagę na Boga, który chce się z nami skomunikować. Ale to nie jest ani jedyny, ani Jego ulubiony język. On stara się do nas dostosować. Widać to jak na dłoni w rozwoju wielu wspólnot. Po początkowym boomie charyzmatów i wysypie darów następuje czas uspokojenia, wyciszenia. I mam wrażenie, że Pan Bóg lepiej się w takiej rzeczywistości czuje… Mistrzem dla charyzmatyków może być św. Jan od Krzyża, który mówił: młode wino burzy się, ale może się zepsuć. Stare ma głębszy smak i już nie fermentuje. Jest spokojne, dojrzałe.

W ciągu dwóch dni zadzwoniły do mnie aż trzy wspólnoty: „W tym tygodniu kończy się u nas Seminarium Odnowy Wiary, czy ktoś od was może pomóc”?

Na szczęście dziś już wiemy, że potrzebne jest przebudzenie ducha, i to już nikogo nie dziwi. A jeszcze kilkanaście lat temu ludzie dzwoniliby do kurii: „Co się tam u nich wyprawia! Oni wywołują Ducha Świętego!”. (śmiech) Charyzmaty są dziś codziennością Kościoła. To dobrze. Ale mnie interesuje bardziej dalszy ciąg, kolejny krok. Gdy ludzie wracają do domów i zaczynają spokojnie myśleć: „Przecież nie wszystkich uzdrowił. Nie zwyciężył we mnie całego zła. Działa? A może zapomniał o mnie?”.

Kończy się etap: „Alleluja i do przodu”…

…a zaczyna dojrzewanie. Dziś wspólnoty charyzmatyczne uczą się dojrzewania po pierwszym etapie przebudzenia….

Czy charyzmaty są do zbawienia koniecznie potrzebne?

Nie. Ale jak mawia mój znajomy: „życie bez charyzmatów jest możliwe, ale nie tak kolorowe”. Zgadzam się z tym, a jednocześnie bardzo boję się takiego sposobu szufladkowania: „Duch Święty działa jedynie we wspólnotach charyzmatycznych. W enklawach”. Przecież On przychodzi w bardzo różnoraki sposób! Nie trzeba prorokować, czy śpiewać w językach. Gdy czasem jeżdżę do wspólnot, by modlić się o wylanie Ducha Świętego, przestrzegam przed duchową zachłannością i pytaniem: „O jaki charyzmat Ducha Świętego prosisz?”.

Modliliśmy się kiedyś nad dziewczyną: – O jaki dar prosisz? – zapytał kapłan. – O uzdrawianie, rozeznawanie duchów, proroctwo, tłumaczenie języków… – A może o miłość? – przerwał ksiądz. – No dobraaaa. Może być…

Właśnie o takiej sytuacji mówię! Duch Święty nie przychodzi po to, by rozdawać na lewo i prawo charyzmaty i żonglować darami. On przychodzi po to, byśmy mogli spotkać żywego Jezusa! To Jego największe pragnienie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.