Umieram z czystym sumieniem

Andrzej Grajewski

|

GN 17/2013

publikacja 25.04.2013 00:15

Ksiądz Jan Macha oddał życie, gdyż chciał być wierny wezwaniu Chrystusa: „Co jednemu z najuboższych czynicie, mnie czynicie”. Trwają przygotowania do rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego.

Umieram  z czystym  sumieniem Ks. Jan Macha ze swym przyjacielem ks. Antonim Gaszem. Zdjęcie z 1939 r. archiwum kurii metropolitalnej w katowicach, reprodukcja henryk przondziono

Postać ks. Machy przejmująco opisuje film Dagmary Drzazgi „Bez jednego drzewa las lasem zostanie”, który dołączony jest do tego numeru „Gościa”. Zawarte w nim świadectwa chciałbym uzupełnić kilkoma refleksjami na temat okoliczności jego męczeństwa oraz aktualnego wymiaru świadectwa, jakie nam pozostawił.

W relacji kapelana

2 grudnia 1942 r. wieczorem ks. Joachim Besler został nagle wezwany do więzienia w Katowicach, gdzie był kapelanem. Wiedział, że nocne wezwania oznaczają jedno – będzie musiał przygotować na śmierć kolejnych skazanych. Czekali na niego w dwóch celach: w jednej 5, w drugiej 7 osób. Gdy wszedł do celi po lewej stronie korytarza, zamarł. Wśród przygotowujących się do egzekucji dostrzegł ks. Jana Machę, którego znał od 5 miesięcy. Systematycznie go spowiadał i komunikował. Jak zanotował w swych wspomnieniach, które spisał w 1965 r. na podstawie notatek, sporządzanych na bieżąco w tzw. czerwonym zeszycie, wprawdzie wiedział, że wikary z Rudy Śląskiej jest skazany na śmierć, ale nie spodziewał się najgorszego. Zwłaszcza że czytał petycję wikariusza generalnego ks. Franciszka Woźnicy do niemieckich władz o uwolnienie skazanego kapłana i liczył na to, że kara śmierci zostanie zamieniona na więzienie. Księża ginęli w obozach koncentracyjnych, ale żadnego dotąd nie wysłano na gilotynę. Zapamiętał z tamtej nocy, że oczekujący na egzekucję zachowywali się spokojnie.

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.