Siadaj, opowiadaj!

Marcin Jakimowicz

|

GN 14/2013

publikacja 04.04.2013 00:15

Mógłby wysłać z Dobrą Nowiną aniołów. Zapewniliby sobie stuprocentową precyzję i jasność przekazu. A jednak czeka na twoją opowieść. Piotr i Jan wyjaśniali: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”. A ty? Będziesz dalej milczał?

Wiara bierze się ze słuchania.  Za twoimi bezradnymi, kruchymi słowami kryje się prawdziwy blask Ewangelii Wiara bierze się ze słuchania. Za twoimi bezradnymi, kruchymi słowami kryje się prawdziwy blask Ewangelii
istockphoto

Dlaczego chrześcijaństwo w pierwszych wiekach wybuchło z niezwykłą dynamiką? Dlaczego było – to genialne określenie prawosławnego teologa Paula Evdokimova – „marszem życia przez cmentarze świata”? Bo pierwsi wyznawcy Chrystusa wiedzieli: „nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”. „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce”. Na tym polegało przepowiadanie Ewangelii w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich. To były niezwykle osobiste opowieści o cudach, wskrzeszeniach, połowach nie z tej ziemi, bolesnych upadkach i uzdrawiającym przebaczeniu. Słowo ma moc. Wiara – jak zapowiada św. Paweł – „bierze się ze słuchania”.

AAA. Świadka zatrudnię

Dużo mówi się dziś o świadectwie. Rzadko mówi się świadectwo. O tym, że Jan Paweł II zaznaczył, że „nasza epoka potrzebuje świadków, a nie nauczycieli”, słyszały już niemowlaki w żłobkach. Przed tygodniem słyszałem kazanie kapłana, który przez 20 minut przekonywał wiernych, że warto dawać świadectwo, ale sam nie pisnął o swym doświadczeniu wiary ani słówka. Dlaczego? Bo musiałby się odsłonić, odważyć wystawić na szyderstwo, pośmiewisko. Ile razy Leszek Dokowicz, Robert Tekieli, Witek Wilk, Tomasz Budzyński czy o. Stanisław Jarosz usłyszeli podobne kpiny? Często słyszę: „Wstydzę się wystartować ze świadectwem, bo czuję, że to doświadczenie czy Słowo, o którym chcę opowiedzieć, mnie przerasta”. To oczywiste! W swym życiu powiedziałem setki świadectw i za każdym razem miałem wrażenie, że wszystko, co o Nim opowiadałem, było bełkotem, gaworzeniem niemowlaka. Więcej: mam nieustannie poczucie, że nabieram słuchaczy. Bóg, o którym opowiadam, jest zupełnie inny! „Cokolwiek powiesz o Bogu, już nim nie jest!” – przypominał św. Augustyn. On jest zawsze większy. Wymyka się, ucieka z ciasnych szufladek, kocha mocniej. Nasze słowa są zawsze bezradne wobec tej rzeczywistości. A jednak On chce się nimi posługiwać! Mógłby wysłać z Dobrą Nowiną aniołów.

Zapewniliby sobie stuprocentową precyzję i jasność przekazu. A jednak posługuje się nami. Knującymi podstęp grzesznikami, małymi ludźmi goniącymi za zyskiem, szukającymi poklasku. To dowód ogromnego zaufania! To Jego pedagogika. Dziś święto Bożego Miłosierdzia. Przecież Bóg posługuje się obrazem, którego Faustyna… nie widziała na oczy! Przy pierwszym podejściu do płótna (Wilno, malarz Kazimirowski) mistyczka rozpłakała się. Jezus nie był podobny do „oryginału”! Jak widać, specjalnie Mu to nie przeszkadzało, skoro uspokoił siostrę drugiego chóru: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej”. „Nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością dawać wam świadectwo Boże – wyjaśniał św. Paweł. – Stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem”. Słabość. Bojaźń. Wielkie drżenie. Klasyka gatunku. Bardzo pociesza mnie jeden fragment Ewangelii: „Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: »Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego«”. Kogo wysłał? Tych, „którzy wątpili”! Nie czekaj, aż dojrzejesz do dawania świadectwa. Siadaj do klawiatury czy kartki papieru i pisz. Zapraszamy do pisania świadectw i przysyłania do naszej redakcji! O życiu z Bogiem z dnia na dzień, bez fajerwerków. Możecie pisać o drobnostkach, z nich przecież składa się nasze życie. Nie muszą to być mrożące krew w żyłach opowieści o spektakularnych powrotach. Opowiedzmy o wierności, cotygodniowych Mszach, codziennym doświadczeniu miłości. Sprawmy, by Rok Wiary nie przekształcił się w kolejną uroczystą akademię „ku czci”. Twoja historia jest błaha? A kto to powiedział? Jezus zazwyczaj przychodzi przez drobnostki, epizody, delikatny powiew wiatru. Pozwalał się rozpoznawać po zwykłym łamaniu chleba, a po zmartwychwstaniu piekł na brzegu rybę.

Do góry nogami

Ogromnym duchowym trzęsieniem ziemi była dla mnie praca nad książką „Radykalni”. Dlaczego? Bo spotkałem świadków. Nie moralizowali, opowiadali jedynie o tym, czego doświadczyli na własnej skórze i przez co zostali przeczołgani. Może dlatego – choć minęło już kilkanaście lat – pamiętam każde słowo ich opowieści? Perkusista Piotr „Stopa” Żyżelewicz (zazwyczaj opanowany, uśmiechnięty, sypiący kawałami jak z rękawa) trząsł się ze wzruszenia, gdy opowiadał o wypadku samochodowym, w którym zginęła jego żona, o świecie, który runął w posadach. – Rzygając już swoimi czterema ścianami, powiedziałem znajomym: „Weźcie mnie ze sobą gdziekolwiek” – opowiadał perkusista Voo Voo. – Bezwiednie zupełnie poszedłem do kościoła paulinów i zaczęło się... Pamiętam, że przy prezbiterium było bardzo dużo ludzi. W czasie Eucharystii okazało się, że cały mój świat stanął do góry nogami. Zauważyłem, że z ołtarza, który był dla mnie taką jasną plamą na tle tłumu ludzi, który tam siedział, spływała radość. Nie wiem, jak to opisać – raz w życiu miałem taką sytuację. To doświadczenie było takie, że z ołtarza powoli – tak jak spływa olej – spływała radość. Płynęła ona w niesamowitej ilości, przenikała mnie, a ja wciąż byłem zamknięty w swojej studni. Nagle doświadczyłem tego, że Ktoś zaczął tę studnię napełniać swą niesamowitą radością. Był to Jezus, Jezus Eucharystyczny. Piotr od dwóch lat nie żyje. Opowieść pozostała. Do dziś czytają ją z wypiekami na twarzach tysiące ludzi. Czy mogę się dziwić, że pamiętam każde słowo tego świadectwa? Muzycy rockowi, których nikt nie podejrzewał o konfesyjne wynurzenia, opowiadali mi nie o tym, co zrobili dla Boga, ale o tym, co On im uczynił. A to istota świadectwa!

Posłuchajcie…

Czekamy na to, aż ktoś choć na chwilę zdejmie maskę, odsłoni się i opowie swoją historię. Przed chwilką złapałem się na tym, że pamiętam większość szczerych świadectw, które spisywałem dla „Gościa Niedzielnego”. – Widziałem, jak umiera moje dziecko. A umierało kilka razy dziennie. A jednak Wiktoria przeżyła. Dokładnie dziś są jej 22. urodziny. Jak mógłbym z wdzięczności nie zacząć pościć? – opowiadał mi Piotr Jaskiernia, facet, który pędzi po Stanach Zjednoczonych 36-tonową 18-kołową ciężarówką. – Byłam 11-letnią dziewczynką, stałam przy oknie w moim pokoju i dekorowałam je, bo akurat w naszej parafii trwało nawiedzenie obrazu jasnogórskiego – uśmiechała się Ola Scelina. – Stanęłam w oknie i w całej swojej bezradności wypaliłam prosto z mostu: „Panie Boże, czy Ty w ogóle istniejesz?”. I pamiętam, że usłyszałam wówczas w sercu wyraźny głos: „Ja jestem”. – Jedna z bliskich mi osób była zniewolona nałogiem, bardzo piła – opowiadała Jadwiga Basińska z Mumio. – I kiedyś ja, poukładana, świetnie ubrana „księżniczka”, która znakomicie maskowała wszelkie uczucia, nie wytrzymałam. Pękłam. I zaczęłam wyć do poduszki. Byłam sama i wpadłam w histerię. Wrzeszczałam, tak by nikt nie słyszał: „Boże, rob coś, ratuj!”. I ta osoba przestała pić. Natychmiast. Następnego dnia. Ja nie mogę o tym nie opowiadać, bo to moje bardzo konkretne doświadczenie. Spotkałam Boga, który słucha. Ile podobnych opowieści słyszałem? Setki. Pamiętam je wszystkie. Dlaczego? Bo moi rozmówcy zaryzykowali, odsłonili się. Opowiedzieli o sobie. O swoim doświadczeniu. Nie cytowali duchowych perełek Faustyny, o. Pio czy kard. Ravasiego. Mówili o swoim doświadczeniu, o Bogu, który przyszedł do nich! Rabini pisali, że Najwyższy przedstawiał się jako „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba”, bo… do każdego z nich przychodził inaczej! Co to znaczy? Nie przyjdzie do mnie tak jak do świętego stygmatyka czy papieża rodem z Wadowic. Nie zastosuje skrótu Ctrl+C, Ctrl+V (kopiuj i wklej). Przyjdzie inaczej.

Po co opowiadać?

Wiele razy (ostatnio w ubiegłym tygodniu) spotkałem się z pełnym tęsknoty westchnieniem z nutką wyczuwalnej zazdrości: „Oj, w waszej wspólnocie Bóg działa. Nie to, co u nas”. Tylko przez grzeczność nie parsknąłem śmiechem. Dlaczego? Bo na co dzień doświadczamy ciemności, słabości, nijakości, szarzyzny. To bardzo mała, słaba grupa. Dawno, dawno temu ktoś powiedział: dawaj świadectwo, zapisuj. Zacząłem bawić się w kronikarza i notować. Nic dziwnego, że z 30 lat cotygodniowych spotkań można wyciągnąć kilka spektakularnych „odgórnych” akcji. Ktoś, kto przeczyta te świadectwa, może mieć wrażenie, że nie wskrzeszamy jedynie z braku wolnego czasu. A to zaledwie kilka sytuacji z 30 lat wspólnoty! To siła świadectwa!

Na łopatkach

Gdy ktoś prosi mnie o świadectwo, opowiadam o pozornie przeklętej sytuacji sprzed kilkunastu lat. Zdarzyła się 16 grudnia – w rocznicę pacyfikacji kopalni „Wujek”. Był niedzielny wieczór. Jak co tydzień modliliśmy się wraz z diakonią. Otworzyliśmy Pismo Święte i na „dzień dobry” dostaliśmy słowo: „Tak mówi Pan Zastępów, Przesławny, do narodów, które was ograbiły: Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka” (Za 2,12). Ładny cytacik. Niewiele nam mówił, więc modliliśmy się dalej. Ponownie otworzyliśmy Biblię i znów natrafiliśmy na słowa z Księgi Zachariasza: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”. Zbieg okoliczności? Możliwe. 20 minut po spotkaniu wyszedłem na spacer z psem. Szedłem ciemną ulicą Bytomską w Katowicach. Zima, mdłe światło latarni, kompletna pustka. Na ulicy żywego ducha. Nagle zza moich pleców wyjechał samochód. Zatrzymał się z piskiem opon. Wypadło z niego czterech facetów. Jeden podskoczył i huknął mnie w twarz. Gdy ocknąłem się na śniegu, w mojej głowie kołatała jedna myśl: „Kto was dotyka, dotyka mojej źrenicy”. I wówczas spłynął irracjonalny pokój. Miałem niemal fizyczne doświadczenie obecności Jezusa. Szeptał: „Ciebie pobito, ale ja odczuwam to w taki sposób, jakby ktoś wkładał mi palec w oko, najbardziej newralgiczne miejsce ciała”. To nie było złudzenie. Leżałem jak długi, a sytuacja nie sprzyjała mistycznym odlotom. Gdy wstałem ze śniegu, na ulicy nie było już nikogo. I w tym momencie dostałem SMS-a. „Jezus nigdy nie zapomni ci, że cierpiałeś dla Niego” – napisał o. Augustyn Pelanowski (mieszkał wówczas w Leśniowie niedaleko Częstochowy). Poczułem się jak w „Big Brotherze”. Tak jakby na latarniach ul. Bytomskiej zainstalowano minikamerki. Długo nie miałem odwagi spytać paulina, skąd wiedział o tym pobiciu. W końcu odważyłem się: – Augustyn, a skąd wiedziałeś, że zostałem pobity? – zapytałem nieśmiało. – A od czego są aniołowie? – odparował. – Oni są skuteczniejsi niż Telekomunikacja Polska SA – wybuchnął śmiechem. To moja opowieść. Jedna z setek podobnych. Nikt mi tego nie odbierze. „Przypadek, zbieg okoliczności” – zaczepił mnie kiedyś po spotkaniu jakiś student. Być może – odpowiedziałem – tyle że niemal każdego tygodnia doświadczam podobnych „przypadków”. Wierzę, że Państwo również. Tylko skąd mamy o tym wiedzieć, skoro nie piśniecie o tym ani słówka? Wiara – wiele razy opowiadała s. Gertruda z Rybna (ta to dopiero daje świadectwo!) – mnoży się przez… dzielenie. Paradoks? Róbmy swoje – jak śpiewał Młynarski. Nie czekajmy na natychmiastowy efekt. Siejemy. Owoce zbiera kto inny. Czy zabarykadowani na cztery spusty, ukryci w skorupie strachu apostołowie uwierzyli świadectwu biegnących znad grobu kobiet? Nie! Uznali je za „babskie gadanie”. Do czasu, gdy sami spotkali Zmartwychwstałego. „Osobiste doświadczenie Boga działającego w Kościele naznacza człowieka tak głęboko – podsumowuje Grzegorz Górny, wieloletni redaktor »Frondy« – że potem różne Dawkinsy czy Hitchensy mogą ci wmawiać, że Boga nie ma, ale to brzmi tak idiotycznie, jakby rzucili: »Pańska matka nie istniała«”. Siadaj, opowiadaj i ślij. Wiara, jak zapowiedział Apostoł Narodów, „rodzi się z tego, co się słyszy”. Czas, by inni posłuchali twojej opowieści.

Podziel się swoją wiarą

W Roku Wiary Czytelników „Gościa Niedzielnego” zapraszamy do podzielenia się z innymi własnym doświadczeniem wiary. Napiszcie o swoim nawróceniu, cudach, których Bóg dokonał w Waszym życiu, ale także o zwykłym, codziennym doświadczaniu obecności Pana Boga w swoim życiu, bez spektakularnych przełomów, ciemnych nocy czy okresów zwątpienia, czy ludziach, którzy dla Was byli świadkami wiary. Swoje świadectwa przyślijcie do redakcji: ul. Wita Stwosza 11, 40-042 Katowice, z dopiskiem: Rok Wiary lub e-mailem: swiadectwo@gosc.pl – w temacie wiadomości proszę wpisać: Rok Wiary. Wybrane świadectwa zostaną opublikowane w „Gościu Niedzielnym” oraz na stronie internetowej naszego tygodnika.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.