Bezradni, bezsilni i pokonani?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 09/2013

publikacja 28.02.2013 00:15

Nie musimy być bezradni ani w polityce, ani wobec „światowych trendów”.

Bezradni, bezsilni  i pokonani?

Profesor P. Gliński nie ma żadnych szans. Nie łudźmy się, ten projekt skazany jest na niepowodzenie. Praktycznie wszyscy, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy rządu D. Tuska, mówią to samo: to się nie może udać. Nawet ci, którzy drobiazgowo i metodycznie dokumentują nieudolność, arogancję i brak profesjonalizmu rządzącej ekipy, myślą – jak się zdaje – podobnie. Nie tylko politycy z PO gremialnie oceniają tę inicjatywę jako niepoważną. Czasami w wypowiedziach komentatorów słychać nieskrywane szyderstwo i satysfakcję, czasami tylko bezradność.

Przypomina to atmosferę PRL. Zdumiewające, z jaką łatwością polskie elity opiniotwórcze wchodzą w buty wyuczonej wtedy bezradności. Wkraju rośnie bezrobocie i liczba migrujących za pracą, polskie dzieci rodzą się statystycznie częściej w Anglii niż w Polsce. Korupcja i nieudolność opóźniają budowę autostrad. Firmy budowlane upadają, chociaż zgodnie z oficjalną wykładnią znakomicie i efektywnie wydajemy unijne środki na infrastrukturę drogową. Marketing i zwyczajna propaganda coraz częściej zastępują informacje i debatę publiczną.

Nic to! Tak musi być! Zgłoszony przez opozycję wniosek o konstruktywne wotum nieufności to przecież tylko zagrywka polityczna. Nieśmiało pytam: a właściwie dlaczego nie traktujemy go poważnie? Wiem, że w odpowiedzi usłyszę, że rząd D. Tuska jest dobry, a jego partia wciąż cieszy się znacznym poparciem. Znakomity politolog G. Sartori twierdzi co prawda, że „wolne wybory przy skrępowanej opinii publicznej niczego nie wyrażają”, ale my nie jesteśmy w stanie ustalić nawet tego, czy debata publiczna jest, czy nie jest „skrępowana”. Przyzwyczajamy się coraz bardziej do myśli, że polskie społeczeństwo składa się głównie z lemingów, zdrajców, moherów, oszalałych paranoików i polactwa. Trudno żeby taka zbieranina była zdolna do obywatelskich postaw i efektywnego kontrolowania rządzących.

Przekonanie, że jesteśmy tylko bezradną kohortą konsumentów, bardzo ułatwia zadanie władzy. Nie musi się liczyć z nami ani z opozycją, ani ze swoimi zwolennikami. Gdyby, co nie daj Boże, Polacy poczuli się pełnoprawnymi obywatelami, rządowi D. Tuska byłoby znacznie trudniej. Musiałby (!) toczyć spory z opozycją i pytać, nie tylko swoich wyborców, o opinie w tak fundamentalnych kwestiach jak wprowadzenie euro, przyjęcie paktu fiskalnego czy wiarygodność oficjalnych raportów o przyczynach katastrofy smoleńskiej. „Zbieraninę” można ścigać za „mowę nienawiści” i ograniczać jej prawo do manifestowania poglądów.Aprzecież Konstytucja RP przewiduje możliwość zgłoszenia konstruktywnego wotum nieufności. Także rząd ekspertów jest rozwiązaniem zgodnym z demokratycznymi regułami gry oraz obyczajami praktykowanymi w dzisiejszej Europie i stosowanymi w II RP. Ale w III RP uważany jest za nierealny, niemożliwy, niepoważny i niesłuszny. Dlaczego? Może dlatego, że rząd mimo posiadanej większości obawia się wyniku sejmowego głosowania?

Musi niepokoić go ciekawe grono ekspertów, którzy przestali obawiać się medialnego „naznaczenia” i wspierają prof. P. Glińskiego w misji przywrócenia polskiej polityce merytorycznego charakteru. Są wśród nich znani (i mniej znani) profesjonaliści, będący wiarygodną alternatywą dla rządu, w którym nieudolność ministra transportu dzielnie rywalizuje z nieudolnością minister oświaty i minister sportu. Nic dziwnego, że Wiadomości TVP ledwie półgębkiem wspomniały o niedzielnej konferencji prasowej prof. P. Glińskiego i jego ekipy. Co konsekwentnie przemilczane, nie istnieje. Wnaszej wspólnej publicznej telewizji ważniejszymi tematami są A. Kwaśniewski w roli koła ratunkowego dla J. Palikota oraz ustawa o „związkach”.

Ledwie minister sprawiedliwości J. Gowin w wywiadzie opublikowanym w „Gościu Niedzielnym” opowiedział się za ułatwieniami, a nie ustawą dla partnerów homoseksualnych, dodając: „Mam twarde przekonania w sprawie legalizacji związków homoseksualnych i nie zamierzam ich zmieniać”, a już dzień później D. Tusk zapowiedział przygotowanie w PO jednej „umiarkowanej” ustawy (!) regulującej kwestie związków partnerskich. I dodał: „Minister sprawiedliwości J. Gowin będzie musiał dostosować się do reguł obowiązujących w PO”. Wtej sprawie zdaje się dominować podobna bezradność i bezsilność jak wobec szans rządu technicznego prof. P. Glińskiego. Nie łudźmy się, powiada prawicowy komentator w „Salonie Dziennikarskim Floriańska 3” Radia Warszawa, te zmiany prędzej czy później do nas przyjdą. Cywilizacyjne trendy są przecież równie nieuchronne jak rządy PO, a globalizacja i unijne standardy prędzej czy później zmienią nie tylko Europę, ale także Polskę i cały świat.

Moje pokolenie wie, że „nieuchronność socjalistycznej drogi rozwoju” też wydawała się jedynym rozwiązaniem, ale solidarnościowa wspólnota tę nieuchronność zakwestionowała. Młode pokolenie wydaje się „złaknione” europejskich standardów, przynajmniej taki jest jego medialny wizerunek. Ale w sondażach broni trwałości rodziny, i to częściej niż pięć lat temu, mimo iż dostrzega jej kryzys. Większość (55 proc.) Polaków jest przeciwna związkom partnerskim. Młodzi potrafią pięknie pamiętać o żołnierzach wyklętych i o powstaniu styczniowym. Są widoczni w ruchach pro life i w wielu inicjatywach obywatelskich. Nie musimy być bezradni ani w polityce, ani wobec „światowych trendów”. W obu dyscyplinach mamy dobre tradycje i wiele realnych, historycznych osiągnięć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.