Polacy nie widzą

Żeby się powiesić, nie trzeba ani złego szefa, ani braku szefa, ani nawet oblanej klasówki.

Polacy nie widzą

W tym roku liczba samobójstw wzrosła o 20 procent w stosunku do ubiegłego roku (przeczytaj tekst Fala samobójców)

Analitycy mówią, że ten przyrost, to w dużej mierze skutek pogarszającej się sytuacji ekonomicznej, długów, mobbingu w pracy – tego typu rzeczy.

„Polacy coraz częściej nie widzą innego wyjścia niż samobójstwo” – przeczytałem tytuł na portalu wPolityce.pl.

Pewnie to i prawda. Istota problemu tkwi jednak nie tyle w narastającym kryzysie ekonomicznym, nie tyle w polityce rządu, nie tyle w tysiącu innych zewnętrznych okoliczności, ile w tym właśnie, że ludzie „coraz częściej nie widzą”.

W czasach przedeutanazyjnych każdy normalny człowiek zgodził się, że samobójstwo to (o ile nie jest wynikiem choroby psychicznej) akt desperacji, a nie rozsądku, i że trzeba człowieka przed tym aktem powstrzymać. Bo za mocno w nim grają emocje. Bo gdy dojdzie do siebie, zobaczy sprawy we właściwych proporcjach i pewnie jeszcze nam podziękuje. Każdy zrównoważony człowiek wiedział więc, że śmierć nie jest żadnym wyjściem.

Ponieważ jednak dziś narasta myślenie eutanazyjne – bo przecież przykład z Zachodu i u nas robi swoje – śmierć została uznana za wyjście. W świadomości zwykłego człowieka samobójstwo pojawiło się jako jedna z opcji, i to nie tylko jako akt tolerowany, lecz i taki, w którym czasem należy pomóc. To musiało wpłynąć na wzrost liczby samobójstw, również tych nieobjętych „świadczeniami” nawet w Holandii.

Ludzie coraz częściej nie widzą ani dobra, jakie niesie życie, ani zła, jakie tkwi w odebraniu go sobie. To jeden z owoców cywilizacji postchrześcijańskiej. Skoro dzieci tej cywilizacji nie wierzą w życie wieczne, albo wierząc zakładają, że to, co robimy tutaj, nie ma wpływu na to, co będziemy robić tam, w chwilach kryzysu (a każdy ma takie) tracą motywację do walki. Nie trzeba wtedy ani złego szefa, ani braku szefa, ani nawet oblanej klasówki – wystarczy cokolwiek, co przesłoni instynkt samozachowawczy.

Należę do wspólnoty, do której przychodzi coraz więcej osób. Wielu tam takich, którzy jeszcze niedawno świat widzieli w czarnych barwach. Od czasu, gdy oddali swoje życie Jezusowi, ich życie radykalnie się zmieniło. Dramatyczne nieraz sytuacje życiowe, oddane Bogu w pełnym zaufaniu, zamiast prowadzić do desperackich kroków, prowadzą do szczęścia. Są tam i tacy, którzy narzekali na brak pieniędzy, a dziś – choć ich materialna sytuacja niespecjalnie się zmieniła – oddają dziesiątą część dochodów na pomoc innym.

To doświadczenie wielu ludzi, którzy zdecydowali się zaryzykować zaufanie Bogu.

Gdy widzę, jak cudownie się ludzie zmieniają, myślę o tych wszystkich nieszczęśliwych bliźnich, którzy poszukali „wyjścia” tam, gdzie żadnego wyjścia nie ma. Oni nie potrzebowali aż tak bardzo pieniędzy, pracy, lepszego szefa. Potrzebowali nadziei – której nie otrzymali. Może i przez moje zaniedbanie, przyznaję. Ale nie chcę już tego zaniedbywać, dlatego teraz to piszę.

Pan Jezus mówi, że „życie więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie” (Łk 12,23). Właśnie tego „Polacy coraz częściej nie widzą”.