Cygan Edward Dębicki. „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”? Ależ są i żyją wśród nas. Jednym z nich jest gorzowianin z Kresów.
Nasza rodzina to była taka duża orkiestra: cztery harfy, troje skrzypiec, kontrabas
i perkusja
Reprodukcja Katarzyna Buganik
Honorowy Obywatel Gorzowa, Lubuszanin XX wieku, krewny cygańskiej poetki Bronisławy Wajs, czyli Papuszy, założyciel i dyrektor cygańskiego zespołu „Terno”, akordeonista, pisarz, poeta i kompozytor. Znany w Polsce i na świecie. Występował z wieloma znanymi osobami, m.in. Edytą Geppert, Jerzym Zelnikiem czy Januszem Józefowiczem. Autor książek: „Ptak Umarłych”, „Wczorajszy ogień” i tomu poezji „Pod gołym niebem”. Od lat utrwala pamięć o cygańskich taborach, kulturze i zwyczajach swoich przodków. Chce przekazać innym to, co bezpowrotnie zginęło, ale żyje w jego pamięci.
Wychowany w taborze
Pan Edward urodził się na Kresach w miejscowości Kałusz, w dawnym województwie stanisławowskim. – To mała miejscowość, gdzie wydobywano sól. Dzisiaj Ukraina. Tam też zostałem ochrzczony. Przed wojną nazywałem się Krzyżanowski, a po wojnie Dębicki. Podczas okupacji Ukraińcy mieli nas wymordować i dlatego zmieniliśmy nazwisko. Po wojnie ojciec kupił nam nowe dokumenty – wyjaśnia pan Dębicki. Był dzieckiem taboru, wychowywał się wśród swoich krewnych. Jedną z nich była ciotka Papusza, znana dziś cygańska poetka. – Chodziłem w podartych spodenkach, boso. Żyliśmy w lesie, ale było pięknie. Nie było światła, czynszu, byliśmy wolnymi ludźmi – wspomina pan Edward. Choć w taborze spędził niełatwe dzieciństwo, bo przeżył wojnę i widział jej okrucieństwo, wspomina z nostalgią dawne czasy, a o swojej rodzinie opowiada z miłością i dumą. – Jestem szczęśliwy, że urodziłem się w takiej rodzinie. Mój tabor to prawie cały klan: wujkowie, ciotki, rodzice, rodzeństwo. Był wyjątkowy, nazywany taborem harfiarzy i muzyków, kulturalnych Cyganów. Dominowały muzyka, śpiew, taniec i poezja. Była z nami ciotka Papusza, która mówiła wierszem, ale byli też lepsi od niej, tylko się nie ujawniali – wspomina Cygan. – W dzień chodziło się na ryby i grzyby, a wieczorami gromadziliśmy się koło ogniska, gdzie co wieczór opowiadano bajki i opowieści. Niektórzy nie umieli czytać ani pisać, ale opowiadali tak, że słuchało się tego z otwartymi ustami. Zarówno w taborach cygańskich, jak i obecnie nie zapominano o Bogu. Większość Romów jest wyznania rzymskokatolickiego. – Cyganie mało praktykują, ale wierzą. U nas na Boga coś złego powiedzieć, to wyrzucą z domu. Obchodzimy te same święta co Polacy. Czcimy Matkę Bożą i Pana Jezusa – tłumaczy Edward Dębicki.
Muzykalny genetycznie
– Chciałem grać na skrzypcach, bo wychowałem się wśród muzyki, ale jako dziecko włożyłem palec do sieczkarni i moje marzenia legły w gruzach. Moi pradziadowie grali na harfach na dworach królewskich. To przechodziło z pokolenia na pokolenie – mówi pan Edward. Z czasem rodzina namówiła pana Dębickiego do nauki gry na akordeonie. Jego marzeniem było pójście do szkoły muzycznej. Ta decyzja spowodowała, że rozpadł się cygański tabor. – Kiedy powiedziałem, że chcę iść do szkoły muzycznej i do internatu, w taborze powstały zamieszanie i kłótnie. Ojciec sprzedał konia, kupił akordeon i zapisał mnie do szkoły. Wtedy pół taboru osiedliło się w Gorzowie, drugie pół przeniosło się do Nowej Soli, Żagania i Żar – wyjaśnia pan Dębicki. – Poszedłem do szkoły w 1953 roku, ale pierwszy raz przyjechaliśmy do Gorzowa już w 1947 roku. Wtedy były to ruiny. Spodobało nam się Lubuskie, ponieważ było tu dużo lasów i wód. Były ryby, wioski, przyroda i upatrzyliśmy sobie to miejsce. Kilka razy wracaliśmy, aż w końcu zostaliśmy na stałe. Cyganie wywodzą się z Indii. Nie wiadomo, co ich skłoniło do wędrowania. Przemierzali cały świat, wzbogacali się kulturą i obyczajami państw, w których mieszkali. Tabory znikły, gdy komuniści narzucili Cyganom przymusowe osiedlanie się. – Zabrano nam całe dobro, nie pytając o zdanie. Gdy jestem w lesie, to mi się wszystko przypomina, widzę obrazy z mojego życia. Żeby ono wróciło, oddałbym wszystko, co mam. To było życie beztroskie, wolne i romantyczne. Kiedyś ludzie się bardziej szanowali, postrzegali Cygana jako wróżbiarza czy handlarza i dzielili się kawałkiem chleba, dziś tego nie ma – mówi pan Edward.
W ogrodzie pana Edwarda stoją dwa cygańskie wozy, które przypominają mu o taborowym życiu
Katarzyna Buganik
Terno i Romane Dyvesa
W 1955 roku Edward Dębicki założył zespól „Kham”, czyli słońce. Później zmienił nazwę na Cygański Teatr Muzyczny „Terno”, co oznacza młody.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.