Duże dzieci

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 38/2012

„Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci go zabiją…”. Bóg-człowiek wydany w ludzkie ręce. Najpierw były to czułe ręce Matki. Ale już wtedy, gdy był w kołysce, sięgały po Niego ręce siepaczy Heroda.

Duże dzieci

Później wielokrotnie ludzie chorzy, znękani, zagubieni wyciągali ręce w stronę Jezusa, aby doświadczyć uzdrowienia. Ale były też ręce, które chciały strącić Go ze skały, ukamienować. W końcu te ręce Go zabiły. Bóg wydany jest w moje ręce. Co z Nim zrobię?

„Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać”. Nie my sami nie radzimy sobie w szkole Jezusa. Nie rozumieli Go też apostołowie. I my boimy się pytać Boga: dlaczego? Czy to strach wynikający z bojaźni Bożej? A może raczej to lęk, że Bóg odpowie i wtedy już nie będziemy mieli usprawiedliwienia dla swoich wyskoków? Nie muszę wszystkiego rozumieć. Ważne, bym dał się poprowadzić. Jak dziecko.

„O czym to rozmawialiście w drodze? Lecz oni milczeli…”. Chciałoby się powiedzieć: „Panie Jezu, nie zadawaj trudnych pytań”. Czasem dobrze jest zamilknąć ze wstydu z powodu własnej pychy, głupoty, zazdrości, niezgody. Apostołowie kłócący się między sobą, kto jest największy, jak duże dzieci. To także ewangeliczny obraz! Gorszą nas nieraz spory w Kościele. Ale przecież tak było od początku. Kościół nie jest wspólnotą idealną, nigdy nie był i nie będzie. Kłótnia jest czymś normalnym: w małżeństwie, w przyjaźni, we wspólnocie, w zakonie, na probostwie. Ważne, by po burzy nastał moment ciszy. I by w tej ciszy usłyszeć Jezusowe pytanie: „O co chłopcy poszło tym razem?”. Czego dotyczyła twoja ostatnia kłótnia? O co poszło? Co z tego wynikło? Co z tym dalej będzie?

„Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. To normalne, że chcemy być najlepsi. Pan Jezus nie ma za złe apostołom, że chcą być wielcy, ale że szukają wielkości nie tam, gdzie trzeba. Pokazuje więc prawdziwą drogę do niej. Jest nią służba, przyjęcie ostatniego miejsca, rezygnacja z wyścigu szczurów. Naśladowanie Mistrza oznacza zgodę na wydanie w ręce ludzi, którym się służy. Św. Maksymilian był wielki, gdy godził się zająć ostatnie miejsce – miejsce w bunkrze głodowym.

„Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje”. Trzeba przyjąć najpierw dziecko, które mieszka w każdym z nas. Są w nas różne „dziecinne” mechanizmy, których rozwój nigdy nie unicestwia. W trudnych momentach w człowieku budzi się dziecko, które płacze, tupie nóżką, domaga się cukierka. W każdym z nas mieszka dziecko, które czeka na akceptację, na miłość. Nie trzeba się go wypierać, trzeba je przyjąć. Kiedy to zrobimy, wtedy łatwiej będziemy akceptować i kochać inne duże dzieci wokół nas. Dziecko w mężu, żonie, przełożonym, podwładnym, uczniu, profesorze… Jezus przychodzi od strony naszej słabości, w słabości, przez słabość. On chce przytulić to dziecko we mnie.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.